Coś dziś komputer ślamazarny okrutnie, na każdą czynność czekam i czekam... Ale do ,,ad remu''!
W małżowej korporacji reorganizacja! W związku z czym zdjęto z Osobistego część obowiązków. I rozdzielono pomiędzy dwoje ,,młodych''. Moje Szczęście przyjęło to jako pewnego rodzaju cios i zawyrokowało, że to nieco inna ,,-acja''. Konkretnie : degrad-acja!
Mniejsza o nazewnictwo, ja widzę same plusy dodatnie. To, co zdjęto, było najbardziej stresogenne. Oraz czasożerne... Czyli że ciśnienie spadnie, nerwy odpuszczą, a ja będę mieć więcej ,,męża w mężu''. Już zresztą mam, bo wraca z roboty o ponad godzinę szybciej. I zamiast wieczornych nadgodzin relaksuje się przy lekturze... I oczka jakby weselsze!
W sumie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło!
***
Czeka nas najdłuższy od roku z górką ,,gdyński maraton''. Pełne osiem dni poza pieleszami. Jutro jedziemy na nockę, tyle, by w piecu napalić. I już w niedzielę rano z powrotem. Asia miała mieć luźniejszy tydzień i dać nam wychodne, ale się nagromadziło obowiązków i nic z tego!
Plusem w tej sytuacji jest jedynie fakt, że będę mogła zauczestniczyć częściowo w poślubnym przyjątku u Doroty. Ciekawe, jak będzie się czuł Pan Młody jako ,,błogosławiony między niewiastami''? Bo nas będzie dziesięć, a on sam jeden!
Co prawda mam już niejakie doświadczenie w tego typu imprezach. Gdzie kobitek nawał i wśród nich rodzynek męski samotny. Choćby nasz coroczny wiejski Dzień Kobiet, gdzie sołtys Jasiek czyni honory jako podczaszy... Albo jeden pradawny wieczór panieński, na którym zalągł się mąż jednej z koleżanek i nie chciał za nic się dać ewakuować. Po naradzie pozwoliłyśmy mu zostać, nadając mu uprzednio wdzięczne imię ,,Kordelia''. Bo akurat były imieniny tejże...
Małżowi się nie dziwię, że reorganizację odbiera jako degradację, bo sama kilka lat temu podobne odczucia miałam - nagle nie robisz już wszystkiego, a tylko część i na dodatek coś, co przy okazji reorganizacji powinnaś robić Ty, bo jesteś na bieżąco, robi ktoś inny, kogo przez pięć lat w pracy nie było i robi to tak, że przez kolejne kilka lat (do dziś, a pewnie i dłużej jeszcze) poprawiasz to, co zrobił, wysłuchując w międzyczasie, że to Ty mieszasz, wchodzisz w czyjeś kompetencje i w ogóle wszystko co robisz, jest źle i nie tak.
OdpowiedzUsuńI tak to słowo degradacja nabiera nowego znaczenia. Nie każda jak widać straszna;)
OdpowiedzUsuńOby i u nas okazało się, że nie ma tego złego... :)
OdpowiedzUsuńI tego Ci kochana życzę!
OdpowiedzUsuńNie straszna, a jednak widzę, że dręczy nieco... Ego poharatane troszku!
OdpowiedzUsuńSamo życie....
OdpowiedzUsuń