sobota, 6 lipca 2013

Frajda!

Nieoczekiwanie kapitalny wieczór nad Motławą, na Targu Rybnym!


Wiedzieliśmy tyle, że w ramach imprezy pt. ,,Szanty i jazz'' ma wystąpić Aśka z ,,Take it easy''. Jakoś po dwudziestej pierwszej. Małż, wielbiciel szant (w przeciwieństwie do mnie), chciał i tych o morzu i żaglach pieśni posłuchać. Więc pojechaliśmy już na dziewiętnastą. I to był, jak się okazało,  doskonały pomysł!


Pogoda w sam raz, nie upał, ale i nie chłód. Ludzi dużo, ale miejsce siedzące się znalazło. Choć w obawie, że nie będzie, zabrałam poduchę, by w razie czego siedzieć wprost na podłożu. Kilkugodzinne stanie bowiem  to nie dla mnie...


Gdy dotarliśmy na miejsce, kończył występ jakiś zespół klasycznie szantowy. Bardzo przyzwoity wokal i niezły akompaniament. Zajęliśmy się na początek aprowizacją, bo pora była wybitnie kolacyjna. Za jedyne 6 złotych dostaliśmy po monstrualnej wręcz kromie chleba ze smalcem domowym. Żadne z nas nie było w stanie dojeść do końca tej pajdy! Pyszne, ale ,,mnóstwo za bardzo''...


Zasiedliśmy na widowni, gdy rozpoczynał się występ szantowego kabaretu, jedynego chyba takiego w Polsce, stworzonego nieco na poczekaniu. Rewelacja! Subtelny dowcip, wpadające w ucho refreny, przednia zabawa przez trzy kwadranse! ,,Zejman'' i Marek Majewski.


Potem przerwa godzinna w koncercie na rekonstrukcję bitwy morskiej naszych ze Szwedami. Oj, głośno było... Nawet bardzo głośno.  I kolorowo!


Występujący tuż przed Asią szantymeni z Rzeszowa stanowczo domagali się... dostępu Rzeszowa do morza! Bardzo mili i ładni chłopcy, wokalnie radzący sobie średnio, za to śpiewający pieśni ogólnie znane, toteż publiczność wtórowała dzielnie i coraz śmielej.


Trochę się obawiałam, jak też ludzie rozochoceni gromadnym ,,Morze, nasze morze...'' nagle przestawią się na stary, dobry swing z lat 30-tych ubiegłego wieku. Pewnie nastąpi ogólny pośpieszny exodus - pomyślałam.


Ale nie! Większość dzielnie trwała  do końca, aplauz był całkiem szczery. Może za sprawą naczelnego Szantymena RP, Jurka Porębskiego, który ujawnił tym razem swoje pierwotne,  jazzowe oblicze. Dmuchając udatnie w złotą trąbkę...


Tak czy owak, bardzo miły wieczór, o wiele ciekawszy, niż się to zapowiadało!

10 komentarzy:

  1. Jeżeli dobrze kojarzę, to szantymeni z Rzeszowa nnazywają się "Klang", śpiewają głównie a'capella i jeszcze do niedawna był to zespół dość znanego blogera, Scovrona...
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
  2. A to faktycznie udany wieczor:) to takoz udanej niedzieli zycze:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Antoni Relski7 lipca 2013 01:50

    Ja też lubię szanty
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. no to miło:))))

    OdpowiedzUsuń
  5. ...każda impreza przy dobrej muzie jest fajna...

    OdpowiedzUsuń
  6. My, ludzie morza...:)))

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...