Siła autosugestii zaowocowała średniosilnymi bólami w trzewiach od rana. Więc czyżby jednak kanie okazały się podejrzane?... Tak się z myślami o rychłym zejściu zaczęłam oswajać powolutku. W końcu na coś umrzeć trzeba, jak mawia Sister.
Gdzieś po czternastej wszystko ustąpiło, uznałam przeto, że jeszcze nie pora na mnie najwidoczniej... I cieszyłam się do ok. 17.40.
Małż poszedł akurat na spacer z Erą, ja zaległam przed serialem. I wtedy telefon z Domu Seniora. - Mama pani jedzie właśnie karetką do szpitala. Od trzech dni ma silną biegunkę, nie daliśmy rady zwalczyć dolegliwości swoimi środkami, pani doktor zdecydowała o wysłaniu do szpitala. Proszę przyjechać i zabrać mamie do szpitala niezbędne rzeczy...
Nogi zmiękły, głowa rozbolała, ciśnienie podfrunęło. Niby biegunka to nie zawał, ale w wieku maminym na pewno niebezpieczeństwo, którego nie można lekceważyć.
Komórka do Małża: - Wracaj natychmiast!
Potem na kartce, co najpotrzebniejsze do szpitala. Z domu dokumenty, od seniorów kapcie, szlafrok, ze dwie koszule nocne, pampersy, leki itp.
Dotarliśmy tuż przed dziewiętnastą. Biedne Mamidło siedziało na korytarzu, kompletnie bezradnie, pod jakimiś drzwiami. ,,Już'' po dwudziestu pięciu minutach poproszono ją do gabinetu. Młoda pani doktor wyraźnie była oburzona, że z powodu ,,zwykłej biegunki'' wysyła się kogoś aż do szpitala. Zasypała mnie gradem pytań, na niektóre nie potrafiłam odpowiedzieć, bo dotyczyły albo zamierzchłej przeszłości, albo ostatnich dni (np. co mama jadła od soboty?)
Potem badanie osłuchowe, pogniecenie brzucha, EKG, pobranie krwi i zalecenie kroplówki. Młody człowiek płci męskiej po trzech próbach założenia wenflonu poddał się i zawołał ,,bardziej doświadczoną koleżankę''. Dziewczę bez najmniejszego problemu zrobiło co trzeba, po czym wyjechaliśmy (bo Mama na wózku) na korytarz z kroplówką.
Gdy już wszystko wykapało z butelki, kazano nam czekać na panią doktor i wyniki morfologii. To tak sobie siedzieliśmy kolejną godzinę... Wreszcie nadeszła osoba wyczekiwana. Zaordynowała antybiotyk, florę bakteryjną, no-spę, dużo picia i... do domu!
W sumie trzy godziny i dwadzieścia minut!
Mama bardzo osłabiona, musieliśmy do auta dowieźć na wózku. I nadwrażliwa tak, że każde dotknięcie wywoływało okrzyki bólu. Taki sam stan był w kwietniu, po upadku w domu, w Gdyni. Trwało to wtedy około trzech dni. Mam nadzieję, że teraz też antybiotyk szybko zadziała i wróci normalna forma fizyczna. Która, jak na ten wiek, jest całkiem-całkiem!
Trzymam za Twoja Mame kciuki, mocno.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo serdecznie zycze powrotu do jako takiej formy.
Odwiezliscie Mame do DS?
ożesz...a młode doktórki to powinny co innego robić, ależ klasa!!!
OdpowiedzUsuńbędzie dobrze.
Leki i dieta zadziałają ! Zdrowia i spokojności życzę .
OdpowiedzUsuńa gdyby tak rodzina była za granicą albo nie mogła przyjechać aby zaopiekować się chorą?,Tam, gdzie pracuje moja siostra, z chorym jedzie opiekunka.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, tak mi podobnie do Klarki, wpadło do głowy czy to nie ktoś z DS powinien jechać z mama do szpitala? W końcu oni się opiekują i wiedzą najlepiej co dolega, od kiedy i co np. jadła mama przez ostatnie dni...
OdpowiedzUsuńOpiekę w szpitalu pominę milczeniem...
A mamie szybkiego powrotu do zdrowia i pełni sił życzę:)
Młoda lekarka z pogotowia także byla oburzona kiedy zawołaliśmy pogotowie w niedziele bo mąż miał wymioty a wiem że nic to z żołądkiem być nie mogło tylko cos z głową (bo miał uraz głowy po tym wypadku kolejowym.) Ale oni wiedzieli lepiej i go leczyli na żołądek ,tak skutecznie, że kilka dni poten juz nie żył.(-;
OdpowiedzUsuńTrzymam za Was wszystkich kciuki!
OdpowiedzUsuńZdróweczka Wam życzę i powrotu Mamy do formy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
...trzymam kciuki....
OdpowiedzUsuńTo może być rotawirus, nie musi być przy nim gorączki, tylko biegunka.
OdpowiedzUsuńDziwne, że nikt z tego domu opieki nie pojechał z Mamą do szpitala.Poza tym pewnie wystarczyłoby wezwać do Niej lekarza pierwszego kontaktu, przecież z pewnością jest takowy w okolicy. U nas wszystkie takie placówki (niezależnie czy państwowe czy prywatne) zawsze mają lekarza "na wezwanie". Wiadomo, że w takich instytucjach nie przebywają ludzie młodzi i zdrowi tylko raczej starzy i chorzy.
Trzymaj się;)
To właśnie pani doktor z domu seniora zaleciła wysłanie Mamy do szpitala. Kiedy przez 3 dni nie poradziła sobie z problemem. Tam jest lekarz codziennie, a raz w tygodniu psychogeriatra.
OdpowiedzUsuńJest dobrze, dzięki...
OdpowiedzUsuńJuż można puścić.
OdpowiedzUsuńNie strasz mnie kobieto!
OdpowiedzUsuńNie bardzo rozumiem, dlaczego nikt z Mamą nie został. A gdybyśmy my się w ciągu godziny nie zjawili? Będę to jutro wyjaśniać.
OdpowiedzUsuńSzefostwo wie, że mieszkamy o rzut beretem, a Aśka o rzuty dwa. Ale porozmawiam o tym jutro...
OdpowiedzUsuńJuż działają!
OdpowiedzUsuńNie będę narzekać na to, co wszyscy. W szpitalu pośpiech to rzecz nieznana, a może i w gruncie rzeczy niepotrzebna?
OdpowiedzUsuńOdwieźliśmy, oczywiście. Przecież nie było innego wyjścia...
OdpowiedzUsuńMożesz już puścić!
OdpowiedzUsuńTo jakaś kiepska lekarka:)
OdpowiedzUsuń