Troszku zreanimowani jesteśmy. Małż dopiero dziś do pełni życia wrócił za sprawą rosołku chudego na kawałku krowiny, za to z mnóstwem warzyw. Moje górne kończyny też prawie-prawie w formie.
Ostatni wypad do Gdańska po podarki uzupełniające dla ślubnego i Pierworodnego. W godzinkę załatwiłam. I pochwalę się, że już wszystkie upominki zapakowane i upchane w prastarym żeglarskim worku. Mikołaj nie żeglarz wprawdzie, ale co wór, to wór!
***
Gdzieś na tyłach Zbrojowni, gdy zapalałam papierosa, podeszła do mnie pani. Trudno określić w jakim wieku. Może w moim, może starsza, tak czy siak zabiedzona mocno. Coś zaczęła szeptać, tak cicho, że początkowo nie zrozumiałam. Wreszcie pojęłam, że kobieta ma cukrzycę, że jest głodna, chciałaby sobie ugotować cienką zupkę na kurzych szkieletach, ale nie ma za co itp.
Mój pierwszy odruch zawsze taki sam: wspomóc! Wyjęłam z portfela dychę, wręczyłam życząc pani zdrowia i dobrych Świąt. A tu niewiasta schyla się i próbuje mnie całować po rękach! Z autentycznymi łzami w oczach... I coś mówi o mojej ,,dobroci niesłychanej''! Matko kochana...
Odwiodłam od zamiaru całowania w mankiet, przytuliłam i odeszłam. Jakieś 10 metrów dalej... naszły mnie wątpliwości. - No tak, kretynko, znów dałaś się nabrać! Jak zwykle... - zaszeptał głos wewnętrzny.
Nie, żebym żałowała ofiarowanej dychy, ale żeby z tym głosem się uporać, zawróciłam. Sprytnie przeszłam na drugą stronę ulicy, by zobaczyć, czy procedura się nie powtórzy z kolejnymi przechodniami. Bacznie się rozglądałam, ale nigdzie tej osoby nie zauważyłam. W promieniu circa 200 metrów nie było też żadnego sklepu spożywczego ani monopolowego. Zresztą kobieta nie wyglądała absolutnie na wielbicielkę trunków.
Z jednej strony głupio mi się zrobiło z powodu tego miniaturowego ,,śledztwa''. Z drugiej głos wewnętrzny tak mnie podburzył, że gdybym złapała tę panią na podobnej akcji z kimś innym, mogłabym wykazać jakąś słowną agresję... A tak mogę uznać, że to chyba był naprawdę tzw. dobry uczynek.
Może w nagrodę Mikołaj mi coś przyniesie?... I jeszcze za to, że dziś musiałam wstać o ósmej rano, bo Małż z powodu niedyspozycji nie wyturlał wieczorem pojemnika ze śmieciem!
Ale to niestety tak jest. Jest tyle naciągaczy, że ci, którzy naprawdę potrzebują giną w tym tłumie a i człowiek już tak lekko nie rozdaje datków.
OdpowiedzUsuńgdy synowie mieli po 12 lat , robiliśmy co tygodniowe zakupy w super markecie.Podczas wyładunku z wózka do samochodu , podszedł schludny chłopak i poprosił o najtańsze jedzenie dla brata .Oczywiście daliśmy siatę jedzenia i słodycze. Młody odszedł i zobaczyliśmy kilkuletniego szkraba który łapczywie zjadł w mgnieniu oka kajzerkę .
OdpowiedzUsuńpowiedziałam wtedy synom : dzisiaj mam , jutro mogę nie mieć ...
minęły lata i od kilku lat synowie zbierają ze znajomymi produkty i jeżdżą w bardzo biedne dzielnice i dają tym co nie mają .
pieniędzy raczej nie daję ..raczej
z centralnej dziwnie zimnej - Gryzmolinda
żebranie poziom master
OdpowiedzUsuńlepiej nie wiedzieć
a co do opisanej sytuacji to zapytam Cię - co należy robić, widząc ewidentne naciąganie, nie tylko na ulicy, ale np wśród znajomych? Mówić o tym czy ignorować, niech się darczyńcy sami domyślą? Ja ignoruję ale się czuję niemalże jak wspólnik.
Ładujemy zakupy do auta, w tym na widoku bułeczki. Podchodzi człowiek i prosi o jedna bułeczkę. To ja otwieram portmonetkę. A ten, nie uwierzycie. Żadnych pieniędzy-mówi, ja tylko proszę o tą jedna bułeczkę bo głodny jestem . z wiezienia wypuścili. Mikołaj jest przecież także patronem żeglarzy, więc wór jak najbardziej na miejscu...
OdpowiedzUsuńkomentarz mój , co to rano kaligraficznie wystosowałam , w kosmos wyemigrował .
OdpowiedzUsuńale,ale co następuje : pieniędzy nie daję - prawie.Natomiast gdy ktokolwiek prosi o jedzenie - zawsze.
wychodzę z założenia ze dzisiaj mam , jutro mogę nie mieć
z centralnej macha - Gryzmolinda
Spodobalami sie przypowiesc Uleczki. Taka pieknie wigilijna...
OdpowiedzUsuńSam nie daje nikomu na ulicy - tak amam zasade. Nie daje rowniez wielkim zbiurokratyzowanym organizacjom charytatywnym, wyjatkiem jest organizacja zbierajaca na walke z rakiem - tu pieniedzy nie zaluje. Mam natomiast dwie malutkie "prywatne" organizacje ktore wspomagam: jedna pracuje z ociemialymi druga z chorymi nieuleczalnie. Pozatym wspomagam weteranow (zrzutka 11 listopadowa) , kadetow (wiosenna i jesienna uliczna kolekta) i kosciol katolicki (praca z ubogimi niekoniecznie katolikami).
Wiem inny kraj, inna kultura, inne potrzeby, wiec moze nieporownywalne z polska rzeczywistoscia.
Wesolych Swiat Bozego Narodzenia i Szczesliwego Nowego Roku zyczy Zgadze, jej rodzinie a i zgagowym czytelnikom
niegdysiejszy Prezes zwany Soltysem.
Starszym zabidzonym daję. Jak pali - nie daję. Często daję własnie chleb i cos do chleba - stoi czasem taka pani w przejściu przez Morską... Czasem jak daję chleb, bo prosił na chleb, to mi taki mówi ze woli kilka złotych. Znaczy - chleb w płynie raczej. To nie daję.
OdpowiedzUsuńAle tak w ogóle - raczej daję. Nawet jakby wypił to sobie - oj tam.
Paniom z Rumunii nie daję, czasem owoc tym licznym dzieciom.
Własciwie to nie wiadomo jak postąpić...głupio być takim sytym wobec głodu, nie?
Jak czasem nie daję,to potem mam wyrzuty sumienia. Dla tych kilka złotych nie warte. I dziękuję że jak na razie dobry los mi takie życie zaoszczędził.. choć przecież nigdy nie wiadomo..,a nawet tym starym już od rana podchmielonym daję złotówkę i jak mnie widzą to się już z daleka cieszą..hehe.
OdpowiedzUsuńNie powiem, ze daje kazdemu, ale generalnie moge powiedziec, ze daje. Daje tez na organizacje charytatywne, bo tam moj dolar liczy sie podwojnie lub potrojnie. A fakt, ze organizacja musi sie utrzymac jest dla mnie zupelnie jasny i zrozumialy.
OdpowiedzUsuńMam jedna zasade jak dam to juz nigdy nie mysle, czy powinnam, lub co ewentualnie ta osoba z tym zrobi.
To nie jest moj problem i uwazam, ze takie rozmyslanie po fakcie nie prowadzi do niczego wiecej niz frustracji myslacego. A po co mi wrzody na zoladku?
Albo daje i nie mysle, albo mysle wczesniej i nie daje.
Witaj :)
OdpowiedzUsuńI ja 'wymiękam" przy takich prośbach, grunt, że pomagam, jak mnie uczono.
A sumienie osoby proszącej, to inna "para kaloszy". Nie wszyscy idą od razu po "browara", są też głodni i nieszczęśliwi.
Pozdrawiam mile :)
-- tak to już jest z tym naszym głosem wewnętrznym....
OdpowiedzUsuńnie damy- wyrzuty sumienia
damy- też obawy , czy oby w słusznej potrzebie... / najważniejsze , że do zdrowia wracasz...
:)
Mosz recht! (jak mówią Kaszubi):)
OdpowiedzUsuńJakiś procent naszej pomocy na pewno trafia we właściwe ręce!
OdpowiedzUsuńNa ogół robię tak samo, bez późniejszych dywagacji. Ale że się ostatnio parę razy dałam nabić w butelkę, tym razem sprawdziłam. I się cieszę, że z takim skutkiem!
OdpowiedzUsuńWiększość nas ma miękkie serca. I dobrze...
OdpowiedzUsuńNo, dokładnie!
OdpowiedzUsuńDzięki, Mirku! Twoim też wszystkiego, co najlepsze!
OdpowiedzUsuńJak miło! Odmachuję z północy!
OdpowiedzUsuńZamiana gotówki na bułeczkę to wielka rzadkość. I pozytywne zaskoczenie dla Ciebie, prawda?
OdpowiedzUsuńZ naciąganiem wśród znajomych się nie zetknęłam, więc nie umiem powiedzieć, jak bym postąpiła...
OdpowiedzUsuńPiękne! Fajni synowie... Nie każdego młodego człowieka na to stać.
OdpowiedzUsuńWrzucamy naciągaczy do jednego worka z naprawdę ubogimi, niestety! Nikt nie lubi być jeleniem...
OdpowiedzUsuńGrazyno, Basiu, Wladku, Mirku...kto jeszcze tak mowi czy pisze.
OdpowiedzUsuńDobor imion jest oczywiscie zupelnie przypadkowy.
Do zobaczenia. Myslimy o kilkudniowym wypadzie do Polski.
Skoro tak, to mam nadzieję, że znajdziecie chwilkę dla mnie? Bardzo chciałabym poznać Mietka!
OdpowiedzUsuń