Gdy w piątek za pięć osiemnasta wychodziłam z domu, do głowy mi nie przyszło, że właśnie idę na jedną z najlepszych imprez w życiu!
Zaprosiła nas ,,Matka'', czyli nasza szefowa KGW. Z okazji okrągłej rocznicy ślubu. Spodziewałam się dobrego jedzenia i ploteczek. Owszem, i to było, bo każda z nas wniosła aport w postaci półmiska, garnka lub ciasta. Ploteczki, a jakże, miały miejsce również. Ale, że tak potrafią się bawić kobity w ściśle własnym towarzystwie - tego nie przewidziałam!
Pół wsi z pewnością mogło ,,docenić '' nasze śpiewy chóralne i indywidualne. Umiejętności choreograficznych już nie, bo płot. A szkoda! W myśl hasła ,,Spełniamy marzenia'' w kilka chwil jedna z koleżanek obdarzona dotąd przez naturę niesprawiedliwie niewielkimi ,,atutami'', uzyskała upragniony rozmiar 75 H! Wzruszyła się...
Że tam dziś trochę głowa bolała? Nic to! Nikt w piątek o skutkach nie myślał. Zresztą na początku imprezy K. pochwaliła się, że jej wątrobą nie mogli się rano nazachwycać pani doktor i technik od EEG. Uznałyśmy więc, że wszystkie posiadamy analogicznie cudowny narząd. Niemniej K. została obwołana Gminną Miss Wątroba!
Dziś z kolei udaliśmy się w gości na zjazd absolwentów naszych rajdowych przyjaciół z Politechniki sprzed lat. I też było fantastycznie! Panie i panowie w wieku 60+ żwawi i radośni, pełni chęci do używania życia. Na jednym końcu biesiadnego stołu druh nasz i ,,przewodnik'' po rajdowym życiu - Wacek - z nieodłącznym akordeonem. Na drugim Wojtek z gitarą i niesłychanym talentem do improwizacji. No, bajka! A wszystko to w przepięknych okolicznościach przyrody, w samym sercu Kaszub. Nad jeziorem Ostrzyckim.
Nie mogliśmy być długo, bo pies... Ale warto było ze wszech miar. Troszkę tylko czuliśmy się głupio, że tak nieco na sępa. Próbowaliśmy z bossem-Benem rozmawiać o jakimś ekwiwalencie finansowym, nie chciał. Dlatego też staraliśmy się konsumować minimalnie...
Jutro odpoczywamy. Spotkanie z koleżanką z polonistyki nie doszło do skutku. Może i dobrze, bo już nie te siły, by trzy dni z rzędu imprezować. Nawet na obiad do dziecek większych postanowiliśmy nie jechać, choć zaprosili. Może za tydzień?...
No popatrz! Ja też w zeszły weekend miałam zjazd i też koło Ostrzyc - był to zjazd naszej klasy maturalnej (1968) nieopodal Wieżycy. Było znakomicie!
OdpowiedzUsuńSkoro komu przyjemność było gościć, to na cóż czynić onemu subiekcji, zapłatą się próbując rewanżować i przyjemność psować? To już może kiedy, za inszą sposobnością, samemu rewanżować, hę?:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
no to pięknie :))
OdpowiedzUsuńdobre towarzystwo to podstawa..a że zespół dnia następnego..a bo to pierwszy raz..i nie ostatni zapewne :)
o to to!
OdpowiedzUsuńHe, he, a na czym polegało to zmienianie rozmiaru na wymarzony? ;)
OdpowiedzUsuńŚwietne imprezy musiały być, zwłaszcza piątkowa :D
OdpowiedzUsuńA dziś odpoczywaliście czy jednak gdzieś Was poniosło?
Nie poniosło, trzeba było odpocząć...
OdpowiedzUsuńDobre gospodynie zawsze mają pod ręką jakieś chusty na przykład...:)
OdpowiedzUsuńPrzyzwoitość i wiek nakazywałyby już powoli zaprzestać zespołu?...
OdpowiedzUsuńSłusznie Acan prawisz!
OdpowiedzUsuńWidać klimat tam dobry ku imprezowaniu!
OdpowiedzUsuńKażdy może sobie poszaleć. Czemu nie? Mi się też ostatnio przydarzyło. Krótką relacje znajdzieśz na moim blogu :-)
OdpowiedzUsuńJuż pędzę!
OdpowiedzUsuń