niedziela, 21 sierpnia 2016

Rozjechało się...

... moje potomstwo. Dziecka większe zagranicznie, mniejsze krajowo. A my-seniorzy udomowieni na razie. Ale do czasu, bo gdy latorośle wrócą, przyjdzie kolej na nas. Przedtem jednak parę zadań do wykonania.


Nadchodzący tydzień to dla mnie czas przygotowań do sołeckich dożynek, dla Małża odgruzowanie piwnicy na przyjęcie nowego pieca. Doszliśmy bowiem do wniosku, że najwyższa pora rozstać się z ogrzewaniem węglowym, bo i lata nie po temu. Piec zresztą lata swoje ma (niemal pełnoletni!) i już w minionym sezonie wykazywał rozmaite fanaberie, chyba nie przetrwalibyśmy z nim tegorocznej zimy.


Po licznych przemyśleniach, konsultacjach społecznych itp. zdecydowaliśmy się na pelety. Marzył się nam wprawdzie gaz, ale do naszego domu nitka dotrze najwcześniej za dwa lata, więc to rozwiązanie odpadło w przedbiegach.


Piwnica, wiadomo, zbiorem jest najprzedziwniejszych gratów, uzbieranych przez ponad 30 lat. Już w sobotę, gdy Małż rozpoczął penetrację, przybiegał co jakiś czas z wieściami o kolejnych wykopaliskach... Jedne go cieszyły, inne wręcz żenowały. Oj, nazbiera się z pewnością cały samochód do wywiezienia na wysypisko! Oby tylko na jeden kurs, bo daleko...


Piszącą te słowa w temacie piwnicznym zainteresowała tylko jedna kwestia: czy znajdzie się tam trochę miejsca na słoiki? Podobno owszem. No i pięknie! Bo jakoś wyhamować nie mogę z nadprodukcją. Moje najnowsze wynalazki to kandyzowany seler naciowy (pyszny, ale zupełnie nieekonomiczny) i paprykowy dżem z gorzką czekoladą (petarda, jak mawia moja Beatka). A w głowie roją się kolejne koncepcje...


Mimo danej samej sobie obietnicy, że po nalewce malinowej już tylko pigwówka i finito, nastawiłam wczoraj coś, co mnie zafrapowało, gdy przeczytałam recepturę. Nie wykluczam, że będzie to kolejny procentowy niewypał (po zeszłorocznej brzoskwiniówce), no trudno. Nie zainwestowałam nadmiernie, więc szkodliwość czynu będzie znikoma. W składzie nalewki są, oprócz alkoholu i cukru,  śliwki ,,żywe'' oraz suszone, rodzynki i laska wanilii. No, zobaczymy...


Małż żywi nadzieję, że wrześniowy wyjazd ostudzi ostatecznie mój przetwórczy zapał. Może i tak, ale przecież zaraz potem pojawią się renety...





4 komentarze:

  1. Pomyślałam o tym co ja mogłabym znaleźć w czasie porządkowania mojej piwnicy, bo wciąż odkładam tę niezbyt atrakcyjną czynność.
    Twoją aktywność półprzetworową rozumiem. Ostatnio miałam owoce w sporej ilości, więc też tworzyłam. Dziś dżem brzoskwiniowy.
    A składniki Twojej nalewki bardzo pobudziły moją wyobraźnię smakową.
    Może zajrzysz na mojego bloga? Zapraszam. kropla428.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Bardzo chętnie zerknę. Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  3. a robiłaś kiedyś nalewkę farmaceutów zwaną "jogurt wachmistrza"? jak dla mnie najlepsza z nalewek

    OdpowiedzUsuń
  4. Oczywiście robiłam, oczywiście najlepsza, tylko droga, niestety... I trzeba mieć prawdziwe mleko, niepasteryzowane.

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...