piątek, 26 sierpnia 2016

Zawsze mam tremę...

..., gdy przychodzi gotować ilości hurtowe. Nie umiem co prawda i na dwie osoby, zawsze mi więcej wyjdzie, więc ze troje dodatkowych złaknionych co dzień na obiad by się załapało. Jednak, gdy wypadnie mi wyprodukować porcji kilkadziesiąt, pojawia się obawa, że coś nie wyjdzie...


Pierwszy raz z takim zadaniem zmierzyłam się ze dwadzieścia lat temu. Na zabawę szkolną zobowiązałam się ugotować gar flaków, tak circa dla 120 osób. Tu należy dodać, że debiut był podwójny, albowiem flaki dotychczas znałam jedynie od strony konsumenta. Do dziś się dziwię, że się udało!


Dziś z trzema gospodyniami szykowałyśmy leczo na jutrzejsze sołeckie dożynki. Chętne do pracy były, do objęcia roli brygadzisty nikt się nie palił, więc się zgłosiłam jako głównodowodząca. I zaraz pożałowałam, że jedenaste przykazanie wciąż mi gdzieś z pamięci umyka...


Jak już dowodzę, musi być po mojemu. Odmówiłam więc np. stanowczo udziału pieczarek w daniu, choć część koleżanek je dodaje. Nie podjęłam tylko batalii o wykwintniejszy rodzaj wsadu mięsnego, godząc się na kiełbasę śląską.


Całkiem sprawnie poszła nam robota, uwinęłyśmy się w dwie godziny z obieraniem, krojeniem, podsmażaniem i duszeniem. Doprawiałyśmy potrawę wszystkie cztery, by uzyskać finalnie bardzo przyzwoity efekt. Teraz tylko liczymy na sukces w postaci godziwego utargu!


Po raz pierwszy dziś został użyty nabyty niedawno sprzęt w postaci tzw. taboretu, do którego podłącza się butlę gazową. Bardzo pożyteczne urządzenie na podobne okazje!


***


 To jutro poszaleję w rytm discopolowych hiciorów...



4 komentarze:

  1. Powodzenia i stańcie się bogate jak nie wiem co!

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, nie wyszło, ludzi mało i niegłodnych...

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Iwona Zmyślona28 sierpnia 2016 22:21

    Nie jestem amatorką flaków, chociaż matka i siostra je uwielbiały. Leczo to też nie moja potrawa, bo ja jestem z tych co młode ziemniaki, kotlet schabowy i kapustka zasmażana. Jeżeli leczo się nie przypaliło i było gotowe do konsumpcji, to znaczy że się udało. Fiasko byłoby wtedy, gdyby horda zgłodniałych "dożynkowiczów" chciała jeść, a w garnku pustki lub potrawa niestrawna. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. W sumie racja, pocieszyłaś mnie...

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...