Adrenaliny dostarczyła nam wyprawa do stóp Kazbeku. W niedzielę.
Najpierw było stosunkowo łagodnie. Owszem, góry wkoło, ale niestraszne. Z perspektywy samochodu wyglądające na mięciutkie, jakby pokryte mchem. Po drodze niesamowita czerwona góra, u stóp której należało obowiązkowo napić się ,,żelaznej'' wody. Tamże pierwsza z egzotycznych dla nas toalet. Koszmarek! Potem coraz wyżej, to po lewej, to po prawej, przepaście. Nieswojo się czułyśmy, i ja, i Magda. Ona nawet bardziej... Aż musiała zażyć ziołowego ,,uspokajacza''.
W miejscowości Kazbegi przesiedliśmy się z naszego wynajętego pojazdu do specjalnie przystosowanego mitsubishi, który to miał nas powieźć w górę. No, to było przeżycie! Ścieżka pod górę wąska, kamienista, pojazdem nieźle rzucało we wszystkie strony, po drodze mijanki ze zjeżdżającymi, samochody niemal ocierały się o siebie. Po prawej prawie ocieraliśmy się o poszarpane skały.
Deszcz padał solidnie, na myśl o drodze powrotnej w dół cierpła skóra. Bo widzieliśmy, jak zjeżdżające pojazdy niemal zawisały prawymi kołami nad przepaściami. Nic więc dziwnego, że w cerkiewce na górze zapaliliśmy świeczki w intencji szczęśliwego powrotu!
Deszcz lał coraz intensywniej, nie było gdzie się schronić, bo jedynie miejsce pod dachem stanowiła maleńka cerkiew, pełna ludzi. Czekaliśmy na powrót naszego mitsubishi, moknąc i marznąc. W końcu przyjechał, drogę w dół pokonywaliśmy w nabożnym milczeniu. Udało się, uff!!!
W miasteczku zjedliśmy obiad, w knajpce zaproponowanej nam przez kierowcę ,,górskiego''. I to był jedyny w czasie pobytu posiłek średnio smaczny, za to bardzo drogi...
Wieczorem, po tych przeżyciach, drugie przyjątko u rodziców Rusiko. Tym razem odważyłam się zapytać gospodarza, czy kobieta może wygłosić toast. Otrzymałam pozwolenie i wypiliśmy zdrowie naszych młodych zakochanych, bo przecież gdyby nie ich gorące uczucie, nie znaleźlibyśmy się w Gruzji...
Straszne sa takie gorskie drogi.Przed laty jezdzilismy tak w Austrii--droga na Hohe Wand.Minac sie z innym samochodem mozna bylo tylko tam, gdzie byly specjalne wneki wykute w skale.Ten, ktory jechal w gore, musial sie cofnac, czasem pol kilometra tylem!Bo jadacy w dol nie dalby rady tylem pod gore.Straszne to bylo!
OdpowiedzUsuńDla mnie największym koszmarem był wjazd na tzw. Orle Gniazdo w Bawarii.
UsuńNie tylko Gruzja ma takie ekstrawaganckie toalety- Turcja i "interior" Bułgarski także. Już raz przeżyłam taką koszmarną drogę, w górach Bułgarii- kierowca spieszył się więc pędził w dół wąską, górską szosą tak, że byłam co chwilę pewna, że przy kolejnym zakręcie wypadniemy z szosy i będziemy na miejscu "na skróty". Od tej pory nie jeżdżę z "dzikimi", nawet za darmo.
OdpowiedzUsuńNasz kierowca nie był dziki, dzika była droga...
UsuńNajważniejsze, że podróż zakończyła się szczęśliwie. Oby małżeństwo młodych było takie również.
OdpowiedzUsuńMy właśnie tuż po 41 rocznicy ślubu. Młodym życzę podobnego stażu!
OdpowiedzUsuń