... ale tylko w jednej kwestii.
Rozpasaliśmy się w ostatnich latach w kwestiach obyczajowych ponad wszelką miarę. Komunie, osiemnastki, studniówki, śluby, wesela przybierają coraz bardziej styl bizantyjski. Coraz to nowe pomysły na atrakcje, szaleństwo prezentów itp.
,,Nowe'' dotknęło też, oczywiście, oświadczyn. I tu właśnie współczuję rodzajowi męskiemu. Albowiem oczekiwania kobiet rosną! Pierścionek to ,,pikuś'', wiadomo, ma być brylant obowiązkowo plus ,,odpowiednia'' cena itp. Najważniejsze jednak stają się ekstraordynaryjne okoliczności!
Żadne tam sam na sam przy płatkach róż ,winie i świecach. Przecież koleżanki obśmieją... Musi być coś super-hiper-mega! Żeby wszystkim szczęki opadły! I żeby widownia była maksymalna. Więc na środku stadionu przed ważnym meczem, na koncercie wielkiej gwiazdy, pod wodą, w balonie, na dachu drapacza chmur, pośrodku lodowca, na spadochronie? ...
Każdy pomysł raz wykorzystany uzyskuje status ,,banalne''. Mus przebić! Co by tu jeszcze, czego nigdy nie było? Dręczą się i męczą przyszli małżonkowie płci przeciwnej , czas leci, oblubienica czeka i czeka... Byle nie za długo!
Wśród moich rówieśników problem praktycznie nie istniał. Owszem, stresem napawało panów poproszenie o rękę rodziców przyszłej żony. Bo to była rzecz ważna. Pamiętam, jak Małżowi dygotały kolana.... Tak, że aż zgubił kilka róż z bukietu dla Mamidła. Nijakiego pierścionka nie otrzymałam jednakowoż, z czego żartujemy sobie czasem po latach z górką czterdziestu... Cóż, to były zupełnie inne czasy...
Niestety, styl, w jakim młodzi się zaręczają, nie gwarantuje długiego i zgodnego pożycia małżeńskiego...
OdpowiedzUsuńNo, niestety...
UsuńUlach ma rację- takie zaręczyny na pokaz nie gwarantują wcale, że dalej pójdzie jak po maśle.
OdpowiedzUsuńMy tez zrezygnowaliśmy z pierścionków i jakichś oficjalnych zaręczyn, a 54 lata wspólne już stuknęły.
Ot, jacy przykładni długodystansowcy! My dopiero 42 w czerwcu...
UsuńMój małżonek jechał na zaręczyny do mojego domu, z delegacji, pociągiem, z kilkoma przesiadkami. Ponieważ był zmęczony długą podróżą, przysypiał i wyskakiwał z pociągu w ostatniej chwili, oczywiście bez kwiatów. Udawało mu się kupić następne, żeby je znów zostawić. W niedzielę raniutko wyskoczył do kwiaciarni po następne bukiety dla teściowej i narzeczonej i przepadł. Rodzinka żartowała, że narzeczony przestraszył się i uciekł, a on ponad 2 godziny czekał aż otworzą kwiaciarnię. To było prawie 40 lat temu.
OdpowiedzUsuńPiękna historia!
Usuńto jest nas więcej - ja też pierścionka nie dostałam i żyję z tym do dziś :D
OdpowiedzUsuńJak widać, można!
UsuńJa pierscionek dostałam, po teściowej, a teraz dostanie go moja synowa - zaręczynowiec przechodni he, he.
UsuńŁadna tradycja...
UsuńZa pierwszym razem absztyfikant dał pierścionek, niestety nie wybrał go tylko odkupił od rodzonej siostry, bo tej palce spuchły i klejnot okazał się za mały. Kolejny adorator się oświadczył ale pierścionka nie dał, bo biedny był jak mysz kościelna. Obaj się ożenili ale z innymi. Mam tylko nadzieję, że zaznali szczęścia. Moja matka pierścionek zaręczynowy dostała wiele lat po ślubie i jakoś nieszczęśliwa z tego powodu nie była. Tragiczne jest to, że "wszystko na sprzedaż", a to za sprawą mediów społecznościowych. Mężczyznom nie ma co współczuć, bo jeżeli godzi się na jakieś wymyślne oświadczyny, to znaczy, że równie głupi jak wybranka i małżeństwo takie raczej długo nie potrwa-do następnego ogłupienia. Ukłony
OdpowiedzUsuńNie zgodziłabym się w pełni, bo może być tak, że i młodzian mądry, i panna, a presja środowiska (w tym czasem nawet rodziców) decyduje...
UsuńWybrałam sobie sama pierścionek za - do dzisiaj to pamiętam - 179 zł. Szkoda mi było pieniędzy na "brylanty". Oświadczyny też skromne bo przy kolacji "we dwoje" może o tyle nietypowe, że pierścionek był ukryty w "Jajku Niespodziance" o czym do samego końca nie miałam pojęcia i tylko dziwiło mnie, że potencjalny narzeczony tak naciska, żebym te jajka z czekolady konsumowała (łącznie 4 sztuki zanim znalazłam pierścionek). Za to co roku dostaję w rocznice zaręczyn 4 sztuki słodkiego przysmaku, który teraz zamiast mnie konsumują córy. Staż małżeński może niezbyt długi, bo dopiero 14 lat,ale jak obserwuję znajomych, to mam wrażenie, że jesteśmy weteranami. Presja otoczenia nie jest dobrą podwaliną, jeśli chodzi o małżeństwo. Sztuką jest "iść pod prąd" zgodnie z własnymi potrzebami.
OdpowiedzUsuńBardzo zdrowe poglądy, a pomysł z jajkami niesamowity...
Usuń