Do częstych, bliskich spotkań z medycyną naszą polską niezbędne są dwie rzeczy: końskie zdrowie i poczucie humoru. Bez tego nic, tylko umierać przedwcześnie...
Wczoraj zaczęłam moją wyczekiwaną rehabilitację. I zaraz wyszło, że poczucie humoru niezbędne, bo pani rehabilitantka (bardzo skądinąd sympatyczna) na dzień dobry spytała: - Dlaczego pani tak późno przychodzi, skoro operacja była w maju?
Gdyby nie owa bezcenna cecha, kto wie, czy bym pani nie zelżyła. A tak odpowiedziałam spokojnie: - Bo ja się tu u Was zarejestrowałam pierwszego lipca i już na dziś dostałam termin!
Właściwie powinnam dodać trzeci niezbędny element kontaktów z medycyną- niczemu się nie dziwić! Tymczasem ja się zdziwiłam. Czy to wynik mojej niewiedzy? Nie wiem, ale spodziewałam się zabiegu nieco innego. Pani Amazonka w szpitalu podkreślała kilkakrotnie, że mamy się ubiegać o drenaż limfatyczny, nie o masaż. Poczytałam trochę o tym u wujka Googla i nic mi się nie zgadzało. Zapytałam więc w pewnym momencie rehabilitantkę, czym się różni masaż limfatyczny od drenażu i usłyszałam, że... niczym!
No cóż, miejsc, gdzie za niewielką opłatą mogłam skorzystać z masażu limfatycznego, jest w mojej okolicy mnóstwo. Drenażu jednak nigdzie nie było, więc czekałam cierpliwie na odległy termin. Tymczasem jestem absolutnie przekonana, że jestem poddawana właśnie masażom. Zabieg nie powiem, przyjemny, tylko krótki bardzo. Tak ok. 25 minut. Pewnie tak ma być, więc dlaczego znów się nieco dziwię?...