piątek, 1 lutego 2013

Powrót po latach...

Dziś wreszcie dotarłam do upatrzonej biblioteki! Wrażenia mam mieszane. Z jednej strony ,,nowoczesność w polu i zagrodzie'', bo wypożyczone pozycje pani wprowadza do komputera na podstawie kodów paskowych (ależ jestem zapóźniona w procedurach bibliotecznych!), z drugiej lekkie rozczarowanie, bo pozycji, które sobie wymyśliłam po drodze, nie było!


Niby powinnam się spodziewać, że najnowszych nowości nie będzie, wszak książki nie są bynajmniej priorytetem rządowym i bibliotek zwyczajnie nie stać na zakup tego, co by sobie umyśliły. Tak czy owak księgozbiór dość bogaty i wystarczy mi na jakiś czas...


Około trzynastej wpadła na kawkę Ciotka-sąsiadka, wyznałam, skąd wróciłam, a Ciotka na to: - A po co ty szłaś tak daleko, kiedy przy Twojej dawnej podstawówce jest też biblioteka?


Tu mnie troszkę zatkało. - Ale to chyba placówka dla dzieci tylko? - Chyba nie! - odrzekła Ciocia. - Bo ja tam kiedyś zaniosłam torbę książek dla dorosłych i pani z ochotą przyjęła.


W spisie, który studiowałam kilka dni temu, nie natknęłam się na to miejsce. Ale przejdę się, sprawdzę. Jakby co, zapiszę się i do tej ,,szkolnej''.


Aha! - kaucji nijakiej nie musiałam uiszczać, mimo adresu zamiejscowego. Albo się regulamin zmienił, albo wzbudziłam zaufanie? Jęzor Tylko 3 pozycje mogę na raz zabrać. Trochę mało! Może, kiedy zostanę stałą klientką, utarguję więcej?... Pani przede mną wynosiła 6! Podobno dla siebie i siostry.  To ja mogę Małża zapisać, a co?!


Mało miałam dziś czasu na pobuszowanie między półkami, więc chwyciłam tak ,,na czuja'' dwa kryminałki i jedną książkę mojej ulubionej Hanny Cygler. Następnym razem będę się mogła spokojnie rozejrzeć...


Nie bywałam od lat w miejskich publicznych placówkach, toteż zaskoczyło mnie i to, że już nie owija się książek w szary papier! Zatrzymałam się wyraźnie na epoce wiejskiej szkółki, gdzie ten model nadal obowiązuje... Teraz nadrobię!


Mimo wszystko zabrakło mi w tej placówce, wiecie czego? Takiego specyficznego zapachu, jaki towarzyszył mi od szczenięcych lat  w bibliotekach. Gdy jako smarkula chodziłam do wypożyczalni na Skwerze Kościuszki albo potem do naukowej obok baru ,,Słonecznego''. Czy jeszcze później na wsi, w obu moich szkołach. Mieszanina kurzu, kleju, papieru, z lekką nutką butwienia czy wilgoci?...  Ot, sentymenty starszej pani.

20 komentarzy:

  1. Wieki całe nie byłam w żadnej bibliotece. Po pierwsze jakoś nigdy w bibliotece nie było tego, co chciałam przeczytać, po drugie ograniczenie ilości wypożyczonych książek, po trzecie- lenistwo.No i mam wszystko pozawalane książkami, choć już kilka razy wzywałam takiego pana, który skupuje książki. Myślę, że ten zapach brał się właśnie z tego szarego papieru pakowego. W bibliotece, z której wieki temu korzystałam dominował zapach...pasty do podłogi. Tam był prześlicznie utrzymany parkiet, a każdy klient musiał obowiązkowo poruszać się na suknach- niezależnie od pory roku i pogody. Poza tym nim się człowiek przedostał do samej biblioteki to przechodził przez ogromną ilość porządnych wycieraczek.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak, pozmieniało się w bibliotekach. Na lepsze, oczywiście.

    Książki owinięte w szary papier z bibliotekami szkolnymi mi się kojarzą. W publicznych była folia.

    OdpowiedzUsuń
  3. bo biblioteki takie były:)) mnie też brakuje tego szarego papieru, charakterystycznego zapachu i błogiej ciszy pośród regałów:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja na razie biblioteki omijam (walczę z pokusą!) - mam mocne postanowienie, że najpierw czytam wszystko swoje :) Jestem zapisana do kilku w Poznaniu i mimo, że adres jest bardzo niepoznański, nie musiałam nigdzie płacić kaucji. U nas limit to cztery książki...

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie można wypożyczyć jednorazowo 6 książek i bardzo mi to odpowiada, to akurat ilość, którą przy pracy, domu, ogródku , blogowni i dzierganiu jeste w stanie ogarnąć miesięcznie :) A że nie są okładane papierem to mi akurat odpowiada, bo czytam informacje z obwolut.

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja bywam w bibliotece mniej więcej raz na dwa tygodnie. Ponieważ od czasu ery komputerowej można wziąć tylko 3 książki (więcej system nie przyjmie),więc za cichą zgodą znanych mi od dawna pań zapisałam jeszcze syna i męża. Teraz mogę, hurra! wypozyczyć 9 pozycji ,co najczęściej wystarcza mi na te 2-2,5 tygodnia.Co prawda na moim osiedlu przy szkole też jest biblioteka ,lecz wolę jeździc do centrum Gdyni - bogaty księgozbior, sporo nowości , no i można sobie ,,zamówić" okresloną powieść i mieć pewność ,że zostanie odlożona. Lubię biblioteki>:

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja chodzę do takiej, która ma taki zapach ;o))

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja bywam w bibliotece codziennie:D jako pani zza lady, ale niestety beletrystyki nie posiadamy w swoich zasobach:(
    Ale publiczną swoją mam świetnie zaopatrzoną, nie wiem skąd mają pieniądze ale nowości ciągle zakupują. A kłopot w ilości książek rozwiązałam zapisująć też męża i pożyczając na dwa konta;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy męża da się zapisać ,,zdalnie'', na podstawie dowodu? Pewnie nie, bo podpisać się trzeba... No, jakoś to rozwiążemy!

    OdpowiedzUsuń
  10. To lekutko zazdroszczę...

    OdpowiedzUsuń
  11. Tę szkolną zlustruję sobie i zobaczymy! W końcu dwie sroki za ogon trzymać jest czasem dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  12. Te mi ,,szaraka'' nie żal, bo można od razu zobaczyć co i jak! To było pozytywne zaskoczenie!

    OdpowiedzUsuń
  13. ,,Moje'' to już po kilka razy zaliczone... ,,Cud niepamięci'' jednak jeszcze nie do końca działa.

    OdpowiedzUsuń
  14. Sentymenty starszych pań... Nic na to nie poradzimy!

    OdpowiedzUsuń
  15. W czasach ,,foliowych'' nie uczęszczałam do publicznych, za to w szkole pod koniec mojej kariery belferskiej folia zaczęła się pojawiać.

    OdpowiedzUsuń
  16. Do takiej, gdzie trzeba na suknach się posuwać, to bym chyba nie poszła... Tak samo nie lubię domów, gdzie podłoga ważniejsza od gości!

    OdpowiedzUsuń
  17. Na koniec dodam, że bardzo mi się ta biblioteczna notka i komentarze pod nią podoba. No i koleżankę po fachu spotkałam :-)

    Co do folii w publicznych, to pewnie co kraj, to obyczaj, bo u mnie od zawsze, czyli odkąd z publicznych korzystam (z końcem lutego 31 lat minie, jak jeden dzień...), folia była. I nawet kiedyś dostąpiłam zaszczytu obłożenia nią kilku książek, a potem... Sama bibliotekarką zostałam.

    OdpowiedzUsuń
  18. O, to tak ja - od poniedziałku do soboty w bibliotece przesiaduję (też niebeletrystycznej) i jeszcze mi za to płacą. Szkoda, że tak marnie.

    OdpowiedzUsuń
  19. Może się dać, trzeba sprawdzić, a podpis przy odbiorze zamówionych książek złoży.

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie zapominajmy, że każdy system tworzony przez człowieka i to człowiek, a nie sam system ustala, co ów system przyjmie lub nie, a "systemowe" ograniczenie (które bibliotekarz oczywiście może obejść) liczby wypożyczanych książek i okresu na jaki się je wypożycza, może być podyktowane długim oczekiwaniem czytelników na powrót chodliwych tytułów, duża ilością dłużników, jak również sprzyja podniesieniu frekwencji odwiedzin i wypożyczeń.

    I tyle mądrości zza bibliotecznego biurka.

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...