Tak dobrze szło, czułam się doskonale. Do czasu...
Wyjazdowy grzech obżarstwa, a dokładniej niezdrowego jedzenia po knajpach i niejakiej rozpusty (kawa z bitą śmietaną co dzień itp.) zaowocował dosadnie! Rok temu na USG wyszło mi, że jakiś kamyk zagnieździł się w woreczku. Przyjęłam fakt do wiadomości z pewnym zdumieniem, albowiem nie odczuwałam nigdy związanych z tym dolegliwości.
Jednak widać, że mój woreczek nierychliwy, ale... Pierwsze objawy wystąpiły już w Nałęczowie. W ostatnim dniu wyjazdu. Po powrocie do domu półtora tygodnia gniecenia, bólu, braku apetytu. To ostatnie akurat mnie nie zmartwiło, bez specjalnych wysiłków trzy kilo do tyłu. Tak czy owak dotarłam do doktora, otrzymałam skierowanie na ponowne USG i dziś zrobiłam. Objawy już w zasadzie ustąpiły, jednak w badaniu wyszło, że samotnemu dotąd kamulcowi towarzyszy kolega... Poza tym jama brzuchowa w porządku. Uff! Odetchnęłam nieco, bo gdzieś z tyłu głowy czaiła się czarna myśl o przerzucie...
Prędzej czy później przyjdzie się z tymi kamulcami rozprawić. Oby później, na przykład na początku przyszłego roku, bo jakoś dwie operacje w jednym roku to nie jest moje marzenie. Zresztą i służba zdrowia nie pali się do szybkich terminów. Na razie dietka, żeby kamieni nie drażnić...
Poza tym wszystko super! Małżowi zostało 57 dni roboczych do emerytury, a mnie tyle samo do robienia mu kanapek do pracy. Wnusia lada dzień pomaszeruje. Spiżarnia gotowa na zimę, opał nabyty. Dobrze, bo w którymś sklepie ostatnio pani ekspedientka postraszyła nas zimą tysiąclecia!