Egoistyczny i altruistyczny.
Najpierw o egoistycznym. Pisałam tu kiedyś, jak to niemal ze łzami w oczach zmuszona byłam pozbyć się ukochanych fioletowych kozaków. Przez kolejne lata nadaremnie poszukiwałam czegoś podobnego, bez rezultatu. W sklepach królowały buty czarne, szare i brązowe, nic poza tym. Do wtorku, Kochani!
Bez większego przekonania zajrzałam do CCC, tylko dlatego, że Małż poszedł do sąsiedniego sklepu szukać jakiejś świetlówki. Patrzyłam sobie najpierw na krótkie botki (oczywiście prawie same czarne), potem na kozaki wysokie na niebotycznych obcasach (same czarne) i tak doszłam do końca sklepu. Na ostatniej półce pod ścianą zobaczyłam nagle coś, na widok czego serducho podskoczyło! Ni to przybrudzony róż, ni to niedojrzała węgierka. Czyli plus minus to, czego poszukiwałam. I w dodatku na prawie płaskim obcasie. Dopadłam, znalazłam rozmiar, przymierzyłam, zakochałam się... Jeszcze dla formalności konsultacja z Małżem (,,no kup, kup, widzę jak ci się gęba raduje!'') i mam!
Nabytek altruistyczny został dziś dostarczony przez kuriera i zajął Małżowi kilka godzin. Doszliśmy do wniosku, że skoro już mamy na stanie kocicę, a pogoda coraz gorsza, trzeba by zwierzaka jakoś zabezpieczyć. I nabyliśmy budę. Z przedpokojem i ,,salonem''. Montaż trwał długo, bo jak to zwykle bywa, jednych śrubek było za dużo, innych za mało, Małż co chwilę biegał do zasobów piwnicznych, ale wreszcie złożył co trzeba do kupy.
Nurtowało nas tylko pytanie, czy kota będzie łaskawa zamieszkać? Niepotrzebnie, bo w kilka minut po wystawieniu mebla na taras już się zadomowiła... Leży sobie teraz wygodnie na starej poduszce i pewnie przyniesie w podzięce jakiegoś gryzonia. A my mamy spokojne sumienia...