Chociaż jestem już niemal 14 lat na emeryturze, dzisiejszą decyzję o zawieszeniu nauczycielskiego strajku odebrałam częściowo osobiście. Bo mi się przypomniało...
Przez te przysłowiowe trzydzieści lat przy tablicy pracowałam na pewno z ponad setką nauczycieli. Różnych - doskonałych, takich sobie i słabych. Z wyszydzanych ostatnio przywilejów tego zawodu korzystało naprawdę bardzo niewielu. A już takich osobników, którzy korzystali z nich nieuczciwie, mogłabym wymienić tylko dwie osoby.
To dwie panie, obecnie w wieku między 60 a 70 lat. Jedna już od dawna na emeryturze, druga wciąż jeszcze pracuje. Obie ,,wysysały'' dla siebie ile się dało. Urlopy płatne dla poratowania zdrowia, dopuszczalna maksymalna liczba zwolnień lekarskich na siebie i opiekę nad dziećmi co rok itp. Zapomogi zdrowotne z funduszu socjalnego? A jakże!
Pierwsza z pań była na tyle obeznana z przepisami, że gdy zaczęto ( bodajże jesienią 1991 roku) zwolnienia odliczać od okresu składkowego, cudem wyzdrowiała. Potomstwo takoż. Druga nie była tak sprytna i dlatego wciąż pracuje...
Pani ,,cwana'' namawiała mnie wiele razy na urlop zdrowotny. - Nie bądź głupia, korzystaj, należy się przecież. Najlepiej weź papiery od psychiatry!
Nie! Symulować, oszukiwać? Nie umiałam i nie chciałam. Bo, pomijając wszystko inne, a to ósma klasa, więc egzaminy, a to ulubiona, jak więc ich zostawić? Zwolnień na siebie przez trzydzieści lat miałam trzy, na dzieci, niestety, troszkę więcej, bo w wieku przedszkolnym oboje zapadali często na oskrzela i zapalenia krtani.
Nawet teraz, gdy przed trzema laty dopadł mnie rak, jakoś nie miałam sumienia, by się zgłosić do komisji socjalnej po jakieś grosiki. Bo wiem, że w mojej szkole są bardziej potrzebujący wsparcia, a fundusz skromniutki...
W obliczu kuriozalnego pomysłu rządu w kwestii matur, doskonale rozumiem zawieszenie strajku... To nie przegrana!