czwartek, 25 kwietnia 2019

Jako eksbelfer...

Chociaż jestem już niemal 14 lat na emeryturze, dzisiejszą decyzję o zawieszeniu nauczycielskiego strajku odebrałam częściowo osobiście. Bo mi się przypomniało...

Przez te przysłowiowe trzydzieści lat przy tablicy pracowałam na pewno z ponad setką nauczycieli. Różnych - doskonałych, takich sobie i  słabych. Z wyszydzanych ostatnio przywilejów tego zawodu korzystało naprawdę bardzo niewielu. A już takich osobników, którzy korzystali z nich nieuczciwie, mogłabym wymienić tylko dwie osoby. 

To dwie panie, obecnie w wieku między 60 a 70 lat. Jedna już od dawna na emeryturze, druga wciąż jeszcze pracuje. Obie ,,wysysały'' dla siebie ile się dało. Urlopy płatne dla poratowania zdrowia, dopuszczalna maksymalna liczba zwolnień lekarskich na siebie i opiekę nad dziećmi co rok itp. Zapomogi zdrowotne z funduszu socjalnego? A jakże! 

Pierwsza z pań była na tyle obeznana z przepisami, że gdy zaczęto ( bodajże jesienią 1991 roku) zwolnienia odliczać od okresu składkowego, cudem wyzdrowiała. Potomstwo takoż. Druga nie była tak sprytna i dlatego wciąż pracuje... 

Pani ,,cwana'' namawiała mnie wiele razy na urlop zdrowotny.  - Nie bądź głupia, korzystaj, należy się przecież. Najlepiej weź papiery od psychiatry! 

Nie! Symulować, oszukiwać? Nie umiałam i nie chciałam. Bo, pomijając wszystko inne,  a to ósma klasa, więc egzaminy, a to ulubiona, jak więc ich zostawić? Zwolnień na siebie przez trzydzieści lat miałam trzy, na dzieci, niestety, troszkę więcej, bo w wieku przedszkolnym oboje zapadali często na oskrzela i zapalenia krtani. 

Nawet teraz, gdy przed trzema laty dopadł mnie rak, jakoś nie miałam sumienia, by się zgłosić do komisji socjalnej po jakieś grosiki. Bo wiem, że w mojej szkole są bardziej potrzebujący wsparcia, a fundusz skromniutki...

W obliczu kuriozalnego pomysłu rządu w kwestii matur, doskonale rozumiem zawieszenie strajku... To nie przegrana!






wtorek, 23 kwietnia 2019

Takie dziwne święta...

- Mamo, to chyba psychiczne! Nie chciałaś utyć przez święta i to dlatego... - stwierdziła Asia.

No, nie wiem. Wydawało mi się, że mam ochotę na te wszystkie pyszności wielkanocne, z których sporą część sama wyprodukowałam. Tymczasem... Śniadanko w Lipuszu zaliczyłam. Bez szaleństw, owszem, ale tego i owego popróbowałam. Jedno jajeczko, odrobina sałatki, dwa plasterki wędliny itp. Potem dosłownie ciut-ciut słodkiego. 

Na spacerze, około dwukilometrowym,  poczułam, że z żołądkiem coś nie tak. Ale droga z licznymi przeszkodami sprawiła, że dolegliwości minęły. Cieszyłam się na obiad, bo zazwyczaj kaczka w wydaniu teściowej Asi nie ma sobie równych. Niestety, gdy obiad zaserwowano, poczułam jakąś blokadę! I od tego momentu do dzisiejszego wieczora ledwo żyłam!

Wczorajszy wyjazd do Pierworodnego był możliwy jedynie po zażyciu sporej dawki leków. Aromaty jedzeniowe przyprawiały nieustannie o mdłości... Coś tam skubnęłam dla ,,przyzwoitości'' i tyle! Po powrocie w pielesze zapakowałam się od razu do łóżka, przespałam prawie dwanaście godzin. 

Obudziłam się głodna, ale bałam się jeść. Kromeczka chleba z masłem i koniec. Za to obiad już wszedł i ... nie wrócił. Czy to była grypka żołądkowa? Niby nie, bo nie wszystkie objawy się zgadzają. Może więc Asia miała rację?... Jakaś starcza anoreksja?...


czwartek, 18 kwietnia 2019

Święta dziś

Czasem pojawiała mi się gdzieś w głowie myśl-pretensja pod tytułem: dlaczego nie urodziłam się jakieś 60-70 lat wcześniej? Tak, by młode lata przypadły mi na czas międzywojenny, bo to moja ulubiona epoka...

Aliści, gdy zbliżają się zimowe lub wiosenne święta,  owe pretensje ulatują w siną dal. A to z powodu rozlicznych udogodnień, które przyniósł nam wiek XX i XXI w dziedzinie gospodarstwa domowego. 

O ileż łatwiej obecnie zadbać o oprawę Bożego Narodzenia czy Wielkanocy! Już pomijam tu nawet fakt nabywania  spożywczych ,,gotowców'', o czym naszym babkom i prababkom nawet się nie śniło. Kto zabiegany, może dziś liczyć na wszystko - od elementów dekoracyjnych po wszelkiej maści wiktuały... Byle dysponować zasobnym portfelem! I pewnie mikrofalówką.

Babcię wyrabiającą wielkanocną babę drożdżową wciąż mam przed oczami - zziajaną, spoconą, ledwo żywą. Obok ja, w charakterze ocieraczki potu z jej czoła. Asystowałam też przy zabijaniu kury nabytej na rynku, ucieraniu drewnianą pałką twarogu na sernik, obieraniu ze skórki sparzonych wrzątkiem włoskich i laskowych orzechów na mazurki itp. Długie, mozolne godziny... By w finale usłyszeć achy i ochy rodziny. Przez dwa dni świąt...

Dbamy o ciągłość rodzinnej tradycji, oczywiście.  Jednak do dyspozycji mamy teraz szereg ,,pomocy naukowych''. Owszem, potrzeba kilku ładnych godzin, by wszystko przygotować. Jednak po pierwsze, ograniczamy znacznie ilość świątecznego jadła, po drugie mamy do dyspozycji mikser, blender, rozdrabniacz i inne wynalazki. A jeśli rozsądnie rozplanujemy pracę, nie zasiadamy w niedzielę do stołu ledwo żywe. Starczy jeszcze czasu na paznokcie, maseczkę i  koafiurę...






poniedziałek, 15 kwietnia 2019

***

Nie nawędrowałam się jakoś szczególnie po świecie. Jednak w kilku miejscach byłam. Napatrzyłam się na różne zabytki, wspaniałe dzieła natury, osobliwości itp.

Raz jeden jedyny, widok zachwycił mnie do tego stopnia, że się rozpłakałam. A dziś znów płaczę patrząc na niby ten sam, a jakże odmienny cud...

niedziela, 7 kwietnia 2019

Od kuchni, bo dawno nie było

Od pewnego czasu zmieniłam podejście do nowości kulinarnych. Pisałam tu kiedyś, że jeśli decyduję się na nowe danie lub wypiek, to tylko wtedy, gdy już to u kogoś jadłam. Albo wymyślam coś sama...

Na strony stricte kulinarne nie zaglądam, nie bardzo wiem dlaczego. Może z powodu zbytniego nagromadzenia materiału. Jednak od jakiegoś czasu trafiam na facebooku  na jakiś pojedynczy przepis, który wydaje się łatwy w realizacji i pozbawiony składników, których nie lubię. I wtedy postanawiam spróbować.

Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym  zawsze czegoś nie zmieniła... A te zmiany bywają różne w skutkach. Wynikają najczęściej z wrodzonego lenistwa i chęci skrócenia czasu przygotowania. 

Ostatnio wykonałam naprawdę pyszny sernik na zimno. W dodatku atrakcyjny zewnętrznie. Tyle tylko, że nie dało się go nijak pokroić! Dlaczego? Bo nie chciało mi się zrobić polewy czekoladowej zgodnie z zaleceniem, zastąpiłam ja ,,gotowcem'', który zastygł na kamień...  

Na Wielkanoc zrobię już ,,po bożemu''.



Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...