Sorry, Kochani, za tak długą nieobecność. Po prostu cierpiałam nie tylko na dolegliwości związane z chemioterapią, ale i na chroniczny wstręt do komputera.
Co przeżyłam od końca grudnia, starczyłoby na kilka lat. Takie atrakcje rozmaite i kolejne późne debiuty, np. pierwsza w życiu transfuzja i pierwszy (oby ostatni!) incydent padaczkowy. Działo się, że hej! Przy tym same pobyty w szpitalu całkiem przyjemne, bo i towarzysko trafiałam dobrze, i panie pielęgniarki bardzo miłe. Jedzenie tylko podłe, ale w końcu szpital nie restauracja i nie po to tam idę, by jeść...
We wtorek ruszam na ostatnią z planowanych trzydniówek. Potem kontrolne TK i...? Będzie dobrze, musi być!!!