wtorek, 28 lutego 2017

Znów potrójnie, bo dawno nie było

Tak wyszło, że okres od Sylwestra do dziś, czyli do końca karnawału, spędziłam nad wyraz wstrzemięźliwie. Żadnej imprezy praktycznie, okazji do potupania na parkiecie też nie było. To wszystko bynajmniej nie z powodu złego samopoczucia, ot, tak się złożyło po prostu...


Za to teraz sobie trochę poimprezuję! W piątek idę na babski wieczorek z kilkoma gospodyniami, w sobotę na imieniny naszego przyjaciela Kazimierza, a bardzo duża i huczna uroczystość zapowiada się na przyszłą sobotę. Nasza wiejska ,,nowa świecka tradycja'', czyli Dzień Kobiet w okolicznym lokalu.


Już 130 pań zadeklarowało obecność. Koszt niewielki, bo 50 zł, a w tym i jadło, i napitki. Tym razem dowództwo lokalu postanowiło obejść się bez naszej, czyli Koła, pomocy. Zwykle piekłyśmy ciasta i zapewniałyśmy atrakcje w postaci konkursów, występów itp. Teraz będziemy  li i jedynie gośćmi... I dobrze!


***


Aura taka już wiosenna, że nawet w ogródku trochę podziałałam, zauważając przy okazji, co aktualnie z gleby się wydobywa. A wydobywa się całkiem sporo. Tylko znów coś obgryza tulipany, tym razem od góry... Przebiśniegi już w pełni rozkwitu, ciemiernik ma pąki, wschodzą lilie, krokusy itp. A najważniejsze, że cieplej zdecydowanie. Zima pewnie jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa, ale to będą jej ostatnie podrygi...


***


Wnusia nam rośnie, jest już po pierwszych szczepieniach i wstępnym badaniu bioderek. Wszystko ok! Wydaje pierwsze dźwięki, dużo się uśmiecha. Jako dziecię dwojga muzyków jest bardzo wrażliwa na melodyjki z pozytywek, śpiew mamusi itp. Czasem nawet po swojemu wtóruje. Zaliczyła też  ,,zewnętrznie'' pierwszy koncert mamy, który wprawdzie w większości przespała, przytulona do taty, ale budziła się na oklaski.






czwartek, 23 lutego 2017

To nie było głupie...

Czytam sobie czasem ,,Żony modne'' A. Sieradzkiej. O modzie od starożytności do dziś. Właśnie natknęłam się na takie zdanie: ,,Najpiękniejsza Egipcjanka była łysa! (...) Zarówno bowiem władczynie, jak i damy dworu, tancerki czy muzykantki nosiły, miast własnej fryzury, olbrzymie peruki. Stanowiły one oznakę społecznego prestiżu...''


Co tam prestiż, pomyślałam...Za to jaka wygoda!


Minus tylko jeden - czasem jest za gorąco w łepek. Za to plusów dodatnich mnóstwo. Ot, choćby aspekt czysto materialny. Moja peruka na co dzień kosztowała, po dofinansowaniu z NFZ-u, raptem 50 zł. Mam ją od trzech miesięcy. Zero wydatków na szampon, odżywki, żel, piankę, lakier itp. Już jestem zdecydowanie do przodu.


Aspekt drugi, czasowy. Mycie, wysuszenie, ułożenie to nawet przy krótkich włosach co najmniej 20 minut. Założenie peruki - kilkanaście sekund, no może minutka, gdy trzeba odrobinkę przeczesać.


I, last but not least, aspekt estetyczny. Gdy się miało dotychczas klasyczne ,,trzy pióra'', a teraz ma się sympatycznie kudłaty czerep w gustownym odcieniu, to się człowiek płci żeńskiej czuje zdecydowanie lepiej!


Moje ,,kupne'' owłosienie hołubię i oszczędzam. Gdy jestem sama w domu, wystarcza bawełniana czapeczka lub chustka. Na codzienne, zwykłe  wyjścia zakładam tę bardziej pospolitą perukę. Na imprezy mam drugą, nie ukrywam, że nieco z wyższej półki, ładniejszą i lżejszą. Za kilka dni sprawdzę, jak się w niej będzie uprawiać tańce-połamańce...


Pocieszałam dziś w szpitalu dwie panie, które dopiero rozpoczęły przygodę z chemią i były dość przygnębione faktem wypadania włosów. Dyskretnie wskazałam im kilka niewiast w rozmaitych perukach - krótszych, dłuższych, mniej lub bardziej fantazyjnych. Już się bowiem trochę nauczyłam odróżniać, a po drugie podczas pogaduszek w kolejce ze stałym zestawem pacjentek słyszę to i owo. Myślę, że efekt osiągnęłam, bo panie zaczęły się uśmiechać... Może nie zostaną aż takimi entuzjastkami peruk jak ja, ale łatwiej będzie im się pogodzić z sytuacją?


I na koniec. Wprawdzie żadna z moich dwóch peruk nie jest kruczoczarna, ale co mi szkodzi poczuć się... No, może nie egipską władczynią zaraz, ale np. taką damą dworu?...



 

wtorek, 21 lutego 2017

Pączkować czas!

Karnawał się kończy, już za tydzień śledzik...


Z naszych domowych tradycji tłusty czwartek jest jedną z najpilniej przestrzeganych. Przepis na pączki ma pewnie ponad  sto lat, bo już Babcia miała go od swojej mamy i babci. Wewnątrz musowo wiśnie, nic innego! Smażenie wyłącznie na smalcu, na wierzchu lukier z białek i cukru pudru z odrobiną rumu. Pączki nie za duże, tak mniej więcej dwie trzecie ,,sklepowych''...


Sprawdziłam dziś, czy mam wszystkie surowce, bo produkcja jutro. I tu się okazało, że, ku memu zaskoczeniu, mam tylko jeden słoik wiśni! Nie za duży, więc nie wiem, czy wystarczy na tradycyjne 60 sztuk?... Jak dziś pamiętam, że latem przerobiłam ok. pięciu kilo owoców. Owszem mnóstwo soku miały, ale żeby uzyskać tylko jeden słoik ,,gęstego''? Niemożliwe... Na pewno nikogo nie obdarowałam. No, nic, mam jeszcze ze dwa małe słoiczki konfitury na wszelki wypadek!


Był czas, gdy namiętnie kupowałam pączki w cukierniach. Jakoś mi zawsze smakowały, nawet takie gniotowate. Przestałam, gdy po raz trzeci czy czwarty z rzędu trafiłam na ,,pustaka'', bez nadzienia. Nigdy też nie lubiłam wersji z twarogiem, czekoladą, adwokatem czy inszymi wynalazkami. Toleruję jedynie klasyczne pączki z marmoladą. Choćby najpodlejszą...


Teraz spożycie ograniczam do jednego, góra dwóch, własnej produkcji, raz w roku. Właśnie w tłusty czwartek. W sukurs jutro przychodzi Beatka, na kulanie i smażenie. Zdecydowanie w dwójkę produkcja lepiej idzie...A i przyjemniej znacznie!



czwartek, 16 lutego 2017

,,Samotność to taka straszna trwoga...''

Dwie siostry, różnica kilku lat. Dziś w przedziale 65-70. Obie wykształcone, nauczycielki przedmiotów ścisłych, dziś, oczywiście, na emeryturze. W młodości obie niebrzydkie, zgrabne, empatyczne, choć nie ukrywam, że z niełatwymi charakterami. Obie singielki...


Dlaczego nie znalazły życiowych partnerów? Przyczyn jest pewnie kilka. Jako domorosły psycholog wskazałabym jako główny powód fakt, że w małomiasteczkowym środowisku niełatwo znaleźć pana, który odważy się na związek ze  zbyt ,,mądrą'' niewiastą. A po drugie i takie panie mają spore wymagania, większe zapewne niż ich nieco bardziej przeciętne (to nie jest w tym przypadku przymiotnik obraźliwy, bynajmniej!) koleżanki.


Tak czy siak panie z wyboru lub nie zostały singielkami, a potem tzw. ,,starymi pannami''. Starsza z czasem odnalazła cel życiowy w pomocy przy wychowaniu bratanicy, a później jej potomstwa. Stając się ukochaną i niezastąpioną ciocią, a później ciociobabcią. Zawsze bowiem kochała dzieci i przy całej swojej surowości była bardzo lubianą panią ,,od cyferek''.


Młodsza z sióstr też niby ma swoje wielkie pasje - podróże i malarstwo. I sporo energii. A to działka, a to organizowanie zjazdów rodzinnych, opracowywanie historii rodu, działalność społeczna, wolontariat itp. A jednak...


Pierwszy rzut choroby psychicznej wystąpił, gdy jeszcze była czynna zawodowo. Potem wiele lat spokojnych. Ale od pewnego czasu jest coraz gorzej. Nawroty są coraz częstsze, zaczyna stanowić zagrożenie dla siebie i innych. Euforia na zmianę z depresją, klasyczny ponoć przypadek choroby dwubiegunowej (ja się nie znam, przytaczam tylko opinie medyczną) Tragedia...


Rodzina w kropce, nikt nie wie, co dalej? Aktualnie K. w szpitalu, ale co po powrocie...




czwartek, 9 lutego 2017

Bilbo i maleństwo

Obawy pewne były przed pojawieniem się na świecie Igi, bo pies zdecydowanie był przez kilka lat oczkiem w głowie i ukochanym ,,synusiem'' Asi. Czy zdetronizowanie nie zaowocuje niechęcią czy wręcz agresją w stosunku do noworodka? Jak się ułożą wzajemne relacje?


Na szczęście obawy okazały się płonne. Początkowa obojętność ustąpiła bardzo szybko poczuciu obowiązku za bezpieczeństwo małej. Dziś miałam okazję to zaobserwować.


Gdy przyjechałam, Bilbuś mnie jak zwykle wylewnie przywitał, po czym położył się pod stołem. Mała leżała na kanapie. Gdy tylko Asia wyszła do kuchni zrobić herbatę, pies objął wartę przy Idze. Podszedł do kanapy, oparł łeb na brzegu i czuwał. Pod stół wrócił, gdy Asia weszła do pokoju.


Jakiś czas później przybyła pani instruktorka od chust i nosidełek. No, tu przywitanie nie było miłe! Zupełnie inny typ szczekania, zdecydowanie gniewny. Pod hasłem ,,intruz w domu''. Uspokojony przez Asię, Bilbo  przestał szczekać, ale wydawał z siebie gniewne pomruki. Gdy Asia wyszła zrobić pani kawę, a instruktorka zbliżyła się do leżącej Iguni, pies momentalnie znalazł się obok. Wiadomo, kontrola podstawą zaufania...


Ma więc mała dzielnego obrońcę! I dobrze...


***


Zima trzyma! Dziś pierwszy raz zamieniłam średnio ciepłą kurtkę na znacznie cieplejszy płaszczyk. Nie przepadam za nim, bo jest ciężkawy, a po drugie mam problemy z zamkiem. Zahacza się o podszewkę, pewnie nieco źle wszytą i o ile zapięcie jest łatwe, o tyle wyswobodzenie się natrafia trudności. Ale za to jak ciepło!



niedziela, 5 lutego 2017

Gdybym to ja miała...

Niekoniecznie skrzydełka jak gąska, ale te dziesięć centymetrów wzrostu więcej! A tu się człowiek dodatkowo ,,zdeptuje'' na stare lata.


Przekonana byłam zawsze, że dano mi wzrostu 158 cm. Tymczasem według ostatniego pomiaru ubyło dwa. Czyli chyba znalazłam się w dolnej strefie stanów niskich. I nie ma co się pocieszać faktem, że jednocześnie Małż stał się wyższy...


W kuchni coraz częściej mus wspinać się na krzesełko celem dosięgnięcia tego czy owego. A w komórce to już nawet krzesełko nie wystarcza, by np. soczek z górnej półki wydobyć. Po drabinkę trzeba się udać. A ona ciężka...


Pewnie należałoby szafki kuchenne obniżyć. Operacja to poważna, czasu brak, a i kolega ślubny niewyrywny do tej czynności. Więc się wspinam co i raz na palce, by talerze po wyjęciu ze zmywarki ustawić, gdzie trzeba. Próbuję czasem kilka rzeczy przełożyć niżej, ale wtedy się zaraz okazuje, że jednak te umieszczone w zamian wyżej są nagle bardzo potrzebne.


Tymczasem zmysł równowagi, który nigdy nie był moją mocną stroną (cecha odziedziczona po Tacie) płata figle coraz częściej. Więc i strach się pojawia, że z krzesełka omsknąć się mogę nagle i uszkodzić. Nie jest łatwo być mikrusem...




Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...