Tym cytacikiem z ,,Balladyny'' posługiwałyśmy się z Sister nie raz i nie dwa w czasach młodości. Szczególnie, gdy się jakiś mały zgrzyt w relacjach pojawiał i należało rzecz naprostować.
Dziś akurat bez zgrzytliwego pretekstu się obyło. I rozmowa nieszczególnie może była roztropna. Ale pierwszy raz od bardzo dawna spędziłyśmy tylko we dwie kilka godzin. Trochę wspominając, trochę relacjonując nasze sprawy bieżące polsko-amerykańskie. Tego mi było trzeba, myślę, że Basi też...
Potem dołączył Szwagier, zjedliśmy razem małe co nieco w pobliżu pracy Małża i rozeszliśmy się w swoje strony. Do piątku. Wieczorem w naszych pieleszach posiedzimy, zapalimy ognisko, lekko pobiesiadujemy, ale nie zanadto, bo w sobotę ruszamy w kaszubskie lasy. Teoretycznie na grzyby. Wielkich, a nawet średnich zbiorów, nie ma co się spodziewać, zbyt sucho nadal. Ale chociaż posnujemy się wśród żywicznych aromatów...
***
Urodziłam się blondynką, a to zobowiązuje! Małż się obśmiał jak norka, gdy mu się przyznałam, że miałam dziś, podczas spaceru z Sister, problem ze zlokalizowaniem kościoła Mariackiego. Nie sposób zliczyć, ile razy wędrowałam gdańską Starówką. A jednak...
Kościół był mi potrzebny jako punkt odniesienia, szukałam bowiem polecanej przez Asię kawiarni w pobliżu świątyni. Na szczęście charakterystyczna bryła Mariackiego co i raz ukazuje się w prześwitach między ulicami...
Ścieżki, które kiedyś wydeptałam sama, pamiętam doskonale nawet po wielu latach. Tak jest np. w przypadku Gdyni. Wyprowadziłam się 38 lat temu i, choć miasto od tej pory bardzo się zmieniło, trafiam bez pudła w rozmaite miejsca. Natomiast drogi przemierzane z Małżem jako głównym odpowiedzialnym, niby też pamiętam, ale...
Na ostatnią w mojej belferskiej karierze ,,zieloną szkołę'' jechaliśmy wyjątkowo nie koleją, a busem. Zapewniłam pana kierowcę, że go poprowadzę do Andrychowa bez problemu. Bo przecież wtedy już od dobrych dziesięciu lat jeździliśmy tam co najmniej 2-3 razy w roku. I, oczywiście, zgłupiałam na początku Śląska, przez co musieliśmy się przedzierać przez całe Katowice, zamiast szybką drogą obwodową jechać aż na wysokość Mysłowic do zjazdu na Oświęcim!
Po Gdańsku nigdy praktycznie nie chodziłam sama. Zawsze albo z grupą przyjaciół, albo z dawnymi ,,byłymi'', albo z Małżem. I stąd ta ,,skucha'' z Mariackim...