Dziwny dzień za mną. Z jednej strony radosny, bo cieplutko wreszcie i w ogródku można było poszaleć, pozasiewać, pozasadzać brateczki itp. Z drugiej wystraszyła nas Mama nagłym opadnięciem z sił, do tego stopnia, że już chcieliśmy pogotowie wzywać. Jakoś przeszło, ale nie można powiedzieć, aby było całkiem w porządku... W pielesze raczej nie ruszymy jutro.
Żeby się oderwać od minorowych nastrojów, dziś coś o nazwach.
Tak już mam, że gdziekolwiek jestem, zwracam uwagę na szyldy z nazwami sklepów, firm, restauracji itp. Czasem mnie nazwa zachwyci, innym razem rozbawi, a bywa, że wręcz zniesmaczy.
Lata temu, gdy bywaliśmy często w Poznaniu, przejeżdżaliśmy przez miejscowość Modliszewko. Był tam lokal pt. ,,Modliszka''. Kiedyś Małż zaproponował popas. - Wiesz, nie mam ochoty! - odpowiedziałam. - Mam wrażenie, że w knajpce o takiej nazwie nie tyle ja bym coś zjadła, ale wręcz przeciwnie... A pozycją w menu nie chcę zostać.
Podobną niechęć odczuwałam zawsze na widok kawiarni ,,Ksantypa'' blisko plaży w Jelitkowie. Jeszcze by cykutą poczęstowali... I atmosfera nie wydawała się miła.
Magda Gessler przeprowadzała swoją ostatnią rewolucję w restauracji ,,Voodoo''. Co autor nazwy miał na myśli? Nie dziwota, że lokal pustkami świecił!
Tu przytoczę anegdotkę z życia Sister na amerykańskiej obczyźnie. Parę lat temu sąsiedzi Koreańczycy zaprosili siostrę i szwagra bardzo serdecznie na ,,corijan wudu''. Basia zaproszenie przyjęła, choć nie bez obaw, oczywiście. Tymczasem okazało się, że sympatyczni Azjaci mieli na myśli po prostu ,,corijan fud''... I było pysznie!
Wracajmy do ,,ad remu'', czyli do nazw. W Gdyni na głównej ulicy niezmiennie zachwyca mnie mały sklepik z rajstopami, skarpetkami itp. o niezwykle wdzięcznej nazwie - ,,Stonoga''. Dowcipnie i, co ważne, po polsku! Gdzieś w okolicach Sianowa, gdzie przejeżdżamy w drodze na coroczne Piernikalia, stoi sobie lumpeks ,,Fatałaszki u Grażki''. Czyż nie uroczo?
Naprzeciwko alzheimerowego Stowarzyszenia w Sopocie znajduje się obiekt chyba rozrywkowy zatytułowany ,,Key-Bell''. Choć po angielsku, podoba mi się! Ktoś miał fajne skojarzenie...
W telewizorze często widuję reklamę producenta okien. Firma nazywa się ,,Drutex''. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że ich okna posiadają kraty! I nadają się wyłącznie dla zakładów penitencjarnych... Z kolei meble ,,Kler'' wydają się zdobić li i jedynie siedziby hierarchów Kościoła...
Ot, takie dywagacje sobotnionocne emerytki-polonistki...