poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Tym razem o kwiatkach podejrzanych

Z roślinami u mnie jak z ozdobami na choinkę. Podejmowane systematycznie zobowiązania, że już dość, a życie życiem. Co roku też sobie obiecuję, że już li i jedynie nabywać będę kwiecie do skrzynek tarasowych, a poza tym nic do gleby. Ale jak nadchodzi ,,wysyp'' w sklepach ogrodniczych i na ryneczku, silna wola idzie się bujać...


Tak się jak pierwsza naiwna wciąż nabieram na  rośliny pseudowieloletnie. W większości przypadków wieloletniość bylin okazuje się mrzonką. Rok, dwa i finito! Albo całkowity zanik, albo brak kwitnienia. Straty w sensie finansowym może niewielkie, bo to na ogół drobiazgi za kilka złotych, a przecież żal. I złość.


Unikam nabywania roślin większych, ,,upędzonych'' w szklarniach, by kwitły przed naturalnym dla nich terminem. Ale czasem się taki okaz trafi jako prezent. Na imieniny dostałam od asinych Teściów niemal już kwitnącego rododendrona. No, niby radość, bo kocham te rośliny, ale... Rozkwitło pięknie i zaraz zmarzło, bo nadeszły dwie noce z przymrozkami.


Najlepiej sprawują się u mnie nabytki darowane przez zaprzyjaźnione ogrodniczki. Tu wieloletniość się sprawdza w stu procentach. W kilku ogródkach na wsi widzę od lat każdej wiosny te same tulipany starych odmian. Tymczasem te nowe, bardzo nieraz fikuśne, giną bezpowrotnie bardzo szybko. Podobnie rzecz się ma z pierwiosnkami. Te stare, amarantowe, rozrastają się bujnie i kwitną niezawodnie co roku. Natomiast wielkokwiatowe, o pięknych barwach, pokazujące się zwykle przed Wielkanocą, zanikają góra po dwóch latach.


Nie mam skłonności do teorii spiskowych, a jednak lęgnie się pod kopułką podejrzenie, że to nie przypadek...

wtorek, 18 kwietnia 2017

Głupia moda

Mam sporo ulubionych ,,gadanych'' audycji, tak w telewizji, jak i w radiu. Wspólny mianownik tych pozycji stanowi fakt, że prowadzone są przez kobiety i wyłącznie kobiety są do nich zapraszane.


Ostatnio przyjemność z oglądania i zakłócania bardzo zatruwa mi przedziwne słowo, notorycznie i konsekwentnie używane przez panie prowadzące na początku i końcu programu. Ów językowy dziwoląg brzmi - GOŚCINIA! Czyli rodzaj żeński od ,,gość''.


Gdy słyszę: ,,dziś do programu zaprosiłam trzy interesujące gościnie...'', dostaję piany na pysku po prostu. Po co komu ten kolejny słowny potworek? Jakby nie dość było równie ohydnej ,,ministry''...


Pierwszy raz z ,,gościnią'' zetknęłam się w ,,Szpilach'' Elizy Michalik i pomyślałam, że to taki żenujący żarcik prowadzącej. Ale potworek zaczął się plenić również w poważniejszych programach i powoli, o zgrozo!,  zdaje się stawać normą.


Tylko czekać, aż na oficjalnych przyjęciach będzie się witać drogie ,,gościnie'' i drogich gości. A na zaproszeniach będzie stało: mamy zaszczyt zaprosić pana X. z gościnią. Paranoja!


Może w takim razie zaproponuję, by w celu precyzyjnego rozróżnienia płci zlikwidować końcówkę -a w części nazw rodzaju męskiego. Niech więc mówi się: poet, sędź, akrobat, starost, artyst, kierowc itp. Nie od rzeczy będzie też odróżniać płeć w rzeczownikach dwurodzajowych, więc jeśli mężczyzna, to ,,kalek, sierot, oferm, ciap, łamag, fujar, inwalid, ciamajd, skner, kutw'' itp. Jak szaleć, to szaleć! A co???


To pisałam ja, Wasza blogowa gościnia...

piątek, 14 kwietnia 2017

Gotowość...

... do świętowania pełna!


Na stole w kuchni koszyczek napełniony czym trzeba, by poświęcić. Obok trzy mazurki i ciacho czekoladowe. Szynka z maszyny stygnie w lodówce, tamże pasztet w porcjach, bo każdemu trzeba przydzielić. Jutro już tylko żurek popełnię...


Na stole w pokoju coś dla ducha - w szklanym naczyniu maleńki stroik od Beatki wśród jajeczek w szydełkowych koszulkach, te ostatnie też produkcji B. Na drzwiach wejściowych zawisła piękna ceramiczna pisanka, podarunek od mojej kołobrzeskiej Halinki, zrobiony na warsztatach osób niepełnosprawnych. Istne cuda potrafią Halinki podopieczni stworzyć!


Mimo dość listopadowej pogody nastrój w pełni wiosenny, bo w ogródku kolorowo już bardzo i zieleni coraz więcej. I tylko coś na kształt rwy kulszowej zakłóca mi dziś ten pogodny stan... Mam nadzieję, że jak samo wlazło, to i wyjdzie, choć na razie kuśtykam po mieszkaniu i posykuję z bólu...


Zdrowych i smacznych Świąt Wam życzę! A na spacerki ubierzcie się na cebulkę...

czwartek, 6 kwietnia 2017

Koincydencja

Taką dziwną prawidłowość zauważyłam. Jeśli pogoda w czwartki ładna, wtedy czekam w szpitalu godzinami albo czekają mnie inne niespodzianki. Ten czwartek dwa tygodnie temu, gdy miałam słabe wyniki, też było pięknie. Natomiast im gorzej na zewnątrz, tym wizyta krótsza i owocniejsza. Dziś np. wyszłam tuż po dwunastej. Reasumując, życzę sobie jeszcze trzech brzydkich czwartków... A potem może być lato!


***


Powoli czas myśleć o świętach. Coś bym znów poeksperymentowała... Koleżanka z KGW piecze takie pyszne ziołowe bułeczki. Mam już przepis, chyba wypróbuję w tę sobotę, by zobaczyć, co wyjdzie. Tylko ta ,,klątwa drugiego razu'' mnie nieco stresuje...


Asia została wielbicielką szynki z szynkowara i zamówiła porcję na Wielkanoc. O, właśnie, na życzenie Batumi miałam coś napomknąć o tym urządzeniu. Bardzo jestem z niego zadowolona. Ostatnio najlepiej wychodzi mi wersja drobiowa - 2/3 indyka i 1/3 piersi kurzej. Delikatna, chudziutka, a gdy doda się trochę żelatyny, mam naokoło pyszną galaretkę. Roboty przy tym tyle, co nic. A efekt satysfakcjonujący.


Wersja z wieprzowiny (karkówka, łopatka) też dobra, ale jednak co drób, to drób. Aha, do szynkowara należy dokupić wysoki, a dość wąski garnek. Taki np. do gotowania szparagów. Dobrze też mieć termometr kuchenny, bo szynka parzy się, nie gotuje, w 85-95 stopniach.


***


Pasę się witaminami. Małż na moje imieniny zainwestował w wyciskarkę, więc co dwa dni leci solidna porcja soku z dużym udziałem zieleniny i buraka. I mniejszym jabłek, marchewki, gruszek, pomarańczy itp. Pysznie i, podobno, zdrowo!



niedziela, 2 kwietnia 2017

Radośnie, ale i męcząco...

... było wczoraj. Nie spodziewałam się, że najlepszym imieninowym prezentem okaże się pogoda! Pierwszy raz w tym roku można było spędzić calutki dzień na tarasie. I tam przyjąć gości...


Niby sobie wiele rzeczy przygotowałam w piątek, a jednak i na sobotę zostało tyle drobnych prac, że plecy dały znać o sobie. Za to goście wszystko pochwalili wszystko: i krem z cukinii, i kotleciki, i surówki. A szarlotka też znikała w imponującym tempie.


Pierwsza ,,zmiana'' wybyła przed osiemnastą, a już pół godziny później przybyły dziecka starsze z wnukami. Gdy się ochłodziło, rozpaliliśmy naszego ogniskowego grilla, nawet kiełbaski były pieczone, bo chłopcy na widok żywego ognia zapragnęli...


Bardzo, bardzo miły dzień, a mimo to padłam późnym wieczorem jak kawka! Jak nigdy już po jedenastej dobrowolnie zapakowałam się do łóżka... Jednak już nie ta kondycja!


***


Przez cały ubiegły tydzień mieliśmy awarię komputera, dostęp do bloga miałam zablokowany, stąd też dość długie milczenie. Już nawet miałam telefony z pytaniem, czy ,,żyję'', skoro na blogu cisza... Jak widać żyję, wyniki się poprawiły, więc chemię w czwartek normalnie dostałam.



Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...