wtorek, 30 grudnia 2014

,,Mija rok, dobry rok...''

Zdecydowanie z żalem będę jutro żegnać rok 2014! Za to będzie co wspominać, gdy nadciągną lata chude... Lub mniej udane.


Po dwóch poprzednich, trudnych, nerwowych, smutnych, ten ostatni rok był pełen radości. Bo to i kilka bardzo ciekawych wyjazdów, i moja pięciokrotnie świętowana sześćdziesiątka, i dużo frajdy z działalności w Kole Gospodyń, spokój i harmonia w całej rodzinie, itp., itd.


W ostatnim miesiącu dodatkowo spotkały mnie drobne, acz niespodziewane, bonusy materialne. Wczoraj dostałam pismo z ZUS-u z informacją, że emeryturka moja nauczycielska po przeliczeniu wzrosła sympatycznie o dwie stówki. Jak tu się nie cieszyć?! Niepokojący mnie lekko dług, o którym tu jakiś czas temu wspominałam,  też został zwrócony. Wchodzę więc w Nowy Rok bez żadnych trosk finansowych. Nikt mnie nie jest nic winien, ja nikomu też nie.


A że tam czasem coś strzyknie i zaboli, to trudno! I tak jest nie najgorzej. Sporo rówieśników ma już za sobą nie tylko strzykanie... Zamawiamy właśnie stacjonarny rowerek, więc na pohybel skrzypiącym stawom!


***


Jutro świętujemy sobie w zaciszu domowym. Nabyłam dwa malutkie szampany, a w ramach sylwestrowej rozpusty sorbety: dla Małża z czarnej porzeczki, dla mnie ananasowy! Posiedzimy, pogadamy, obejrzymy wiejskie fajerwerki o północy i... lulu! Jak na parę seniorów przystało. Szaleć będziemy w sobotę...


***


Moim kochanym  Czytaczom i Zaglądaczom życzę, by Nowy Rok 2015 był dla Was tak udany, jak dla mnie poprzedni!





sobota, 27 grudnia 2014

Sprawozdanko

,,W pierwszych słowach mego wpisu'' przede wszystkim dziękuję pięknie za wszystkie świąteczne życzenia!


A teraz meldunek.


Całe Święta przebiegły w  bardzo ,,serdecznej i przyjaznej atmosferze''! Naprawdę! Trzy dni w różnych składach i konfiguracjach, ale niezmiennie wśród lubiących się i kochających osób. Czego chcieć więcej?


Prezentów sporo i bardzo satysfakcjonujących, konsumpcja nie nadmiernie rozpasana, raczej delektowanie się i próbowanie niż napychanie... Toteż waga drastycznie nie drgnęła, troszkę tylko.


Nawet specjalnie nie trzeba było sobie powtarzać ,,sorry, taki mamy klimat'', bo i aura zaskoczyła in plus. Wigilia wprawdzie dość paskudnie wietrzna i chlapiąca deszczem, za to w czwartek doświadczyliśmy zimy jak z pocztówki! Już ze 20 km za Pruszczem ukazały nam się pierwsze lekko przyprószone pola. A od Kościerzyny do Lipusza to już po prostu śnieg walił! Od południa do Teleexpressu'' napadało ze trzydzieści centymetrów mokrego puchu... Nawet bałwana wielkiego się udało ulepić!


W piątek bezopadowo, ale za to słońce pięknie przydawało lśnienia śnieżnej bieli. Nie, nie, nie u nas, ale w okolicach Skarszew. Mrozik chwycił, kałuże pozamarzały, drogi chwilami ciut śliskie, ale za to widoki! Bezcenne... Szkoda tylko, że w naszym grajdołku ani płateczka!


Dziś jeszcze miła wizyta pary przyjaciół dawno u nas niegoszczących. Uśmiałam się, bo na wieść, że przyjadą, zażartowałam: - Nie liczcie na wiele jedzenia, bo my się w Święta stołowaliśmy u innych i prawie nic nie mamy...


No to przywieźli ze sobą!  Dwie sałatki, pasztet, wino. I w efekcie na stole niemal miejsca zabrakło na wszystko co nasze i gościowe...


W niedzielę się wyleżymy do woli i zrelaksujemy w oczekiwaniu na kolejny tydzień świąteczny! Mam nadzieję, że i Wasze Święta były udane i radosne.


poniedziałek, 22 grudnia 2014

To cóż...

... skoro już wszystko gotowe...

Kochani!


Z głębi serca -   Świąt radosnych, rodzinnych, ciepłych, pachnących, smacznych, nieco sentymentalnych, zdrowych, niezapomnianych! A w 2015 spełnienia najskrytszych  marzeń!

piątek, 19 grudnia 2014

Bez napinki

Skarbówka trochę mi dziś jednak zrobiła pod górkę... Bo się okazało, że z Pruszcza odesłano nas do Gdyni! Więc półtorej godziny więcej niż w planie. Na szczęście kolejek nie było, zeznałam, co trzeba i.. jestem wolna! Nie można wszakże wykluczyć, że  jakowaś korekta się trafi. Ale to nie dziś, nie jutro, i nie w Święta.


***


Zadania na Święta już konkretnie podzielone, prawie sprawiedliwie. No, wiadomo, gospodyni zawsze ma trochę więcej. Ale to nie ja! Ha!!!


Porządków wielkich też nie muszę robić, bo nikt mnie nie nawiedzi w przyszłym tygodniu. Za to my będziemy napastować kogo się da!


***


Mając sporo czasu, wciąż intensywnie czytam. Dzięki jednaj z Was odkryłam kryminały Miłoszewskiego i jestem nimi zachwycona! Wczoraj natomiast poczytałam ,,Radiotę'' Marka Niedźwieckiego. I... trochę żałuję. Moja sympatia do pana Marka, niestety,  nieco zmalała... Nawet nie umiem konkretnie wyjaśnić dlaczego. Coś mi po prostu między wierszami parę razy nieprzyjemnie zazgrzytało.


***


Na wigilijne spotkanie do szkoły nie poszłam. Z premedytacją. Atmosfera, jaka tam obecnie panuje, nijak się ma do nadchodzących Świąt. Więc po co?


***


Aura przedziwna! Na termometrze więcej na plusie niż w pierwszej połowie tegorocznego maja. Madzia przysłała mi trzy dni temu zdjęcie kwitnącej w pełni pigwy ze swojego ogrodu! Moja kalina znów, jak rok temu,  pąki intensywnie rozchyla i do Wigilii pewnie rozkwitnie! Pierwiosnki po pierwszych przymrozkach wróciły do życia i niebieszczą się tu i tam... I nie ma co liczyć na ,,łajt krystmes''...



wtorek, 16 grudnia 2014

Hurra! Wreszcie koniec!

Znaczy koniec borykania się mojego z sądem, bankami itp. Jeszcze tylko do ,,ukochanej'' skarbówki się trzeba udać i przyznać do tych paru groszy, o które tyle zachodu było, a które wreszcie dziś na konto spłynęły... Uff!!!


Małżowi stanowczo zapowiedziałam, by się nie ośmielił przypadkiem opuścić tego padołu przede mną, bo na powtórkę z tej  ,,rozrywki'' nie mam najmniejszej ochoty!:)


***


Powoli odpuszcza też stres przedświąteczny. Bo już więcej za mną niż przede mną. I generalnie na myśl o tym, że za tydzień  zacznie przybywać dnia, też radośniej na duszy...


Buraki na barszczyk się kiszą, farsz na pierogi gotowy. A kapusta kiszona taka pyszna mi się trafiła jak nigdy! I to z Makro. Nie spodziewałabym się, że tam taki cymes! Dziś z trudem się hamowałam, by nie zjeść co najmniej kilograma na surowo. Ograniczyłam się do dwóch solidnych garści...


***


Pobiegałam dziś po naszym powiatowym miasteczku w poszukiwaniu ostatnich prezentów. W drodze powrotnej w autobusie trafił mi się nietuzinkowy  rozmówca. Płci męskiej. Troszkę puszysty okularnik. Lat 12. Wygadany i przesympatyczny!


Przy takich okazjach zdarza mi się zatęsknić za pracą w szkole... Nie za papierami, radami pedagogicznymi, wywiadówkami itp. Ale właśnie za takimi fajnymi, ciekawymi świata dzieciakami! Tu nadmienię, że z młodzieńcem rozmawialiśmy głównie o... Einsteinie. Nieźle, co? Aż mi żal było, że podróż trwała  tylko niecały kwadrans...


Bardzo lubię takie krótkie spotkania z zupełnie obcymi ludźmi, z którymi rozmawia się niebanalnie. Czasem jest to osoba w bardzo podeszłym wieku, która zaciekawi fragmentem  swojego życiorysu, czasem małe dziecko zadziwiająco trafnie oceniające rzeczywistość, a bywa że i lekko podpity menel nagle wygłosi niezwykłą refleksję...


Już od dość dawna wolę słuchać ludzi niż mówić sama. Choć przez całe lata byłam straszną gadułą...




sobota, 13 grudnia 2014

Weekend imprezowy

Zapowiadane tak szumnie ,,tornado'' okazało się po raz drugi kolosem na glinianych nogach. I na szczęście nie przeszkodziło nam specjalnie w planowanych na piątek i sobotę wyjazdach.


Na koncert do Opery Leśnej w piątek wybraliśmy się 2 godziny przed czasem, a w efekcie jechaliśmy do Sopotu godzinkę z kwadransem.  Jednak to nie Alexandra zawiniła, tylko korki i liczne stłuczki na drogach.


Koncert świąteczny był przepiękny. Nie tylko dlatego, że z Asią jako wokalistką. Po prostu jakoś tak działa na mnie  orkiestra Wojciecha Rajskiego... Oczywiście sobie troszkę pochlipałam! A przy ,,Kolędzie dla nieobecnych'' to już równo beczałam... Jak zawsze, gdy ją słyszę. I byłam pełna podziwu dla profesjonalizmu Asi, której oczy też trochę się zaszkliły, ale nic ponadto.


Dziś z kolei wyjazd na powiatowy konkurs KGW pod hasłem ,,Stół Bożonarodzeniowy''. Aż piętnaście kół wystartowało, w tym z naszej gminy cztery. Większość stołów ustrojonych rzeczywiście przepięknie, z wielkim smakiem i wyczuciem. Bogactwo potraw wprost oszałamiające!


Nasz stół był tradycyjnie wigilijny, czyli bezmięsny i bezprocentowy. Obok jednak i pieczone kaczki, i pasztety, i nalewki wszelkiej maści... Ocenie jury podlegały dwie potrawy: śledzie i strucla makowa. Miałyśmy tu wielkie nadzieje, szczególnie związane z ciastem, bo było naprawdę bardzo, bardzo pyszne! W dodatku nasza strucla miała ponad metr długości... No, nie tym razem! Chyba za dużo nagród zgarnęłyśmy poprzednio?:)


Tak czy owak liczne upominki otrzymały od sponsorów wszystkie koła, więc znów nam przybyło naczyń i sprzętu! Imprezę uroczo i nieco rubasznie prowadził ,,pan Władek'', znany z uprawianej od lat działalności charytatywnej. A dodatkowego smaczku dodawał fakt, że konkurs odbywał się w siedzibie nocnego klubu...


Przy okazji obejrzałyśmy na telefonie pana operatora wstępną wersję naszego filmiku z Muzeum z poprzedniej soboty. Spot, a w zasadzie spocik, ma ,,aż'' 40 sekund, ale jest bardzo fajny! Wesoły i dynamiczny jak my. I chyba nie widać moich brudnych butów!!!


Jak to przy takich okazjach bywa, można spotkać dawno niewidzianych znajomych. Ja np. niespodziewanie nagle ujrzałam moją ulubioną szwagierkę - Adelę. W dodatku okazało się, że Adelka idzie dziś ze starszą córką na ten sam koncert, na którym my byliśmy wczoraj!


Niedzielę po tych atrakcjach najchętniej spędziłabym na kanapie. Ale chyba przyjdzie się jednak ruszyć, bo wciąż z prezentami dla moich panów krucho, a Święta nieubłaganie nadchodzą...



 

 

środa, 10 grudnia 2014

Turbo-Babcia

Wczoraj w  banku wyraziłam od progu życzenie - oby do trzech razy sztuka! Panie zapewniły, że owszem... Pożegnałam się składając  bożonarodzeniowe i noworoczne życzenia. Gdy dziś o dziesiątej rano wyświetlił mi się ich numer, zareagowałam dość gwałtownie: - Matko boska, co znowu nie tak?! Ale pani W. zadała mi tylko jedno pytanie i zapewniła, że to już naprawdę KONIEC! Dać wiarę?...


***


Przed wizytą w banku zaliczyłam mój ulubiony salonik fryzjerski. Tym razem cicho tam było i bezludnie, a pani Szefowa już na mnie czekała. Poprosiłam o powtórkę z poprzedniej wizyty. Czyli tylko ,,doskalpować'', co tak szybko odrosło.


Szefowa jest uroczą gadułą. Po dwakroć zachwyciła się moim aktualnym kolorem (nieco już spranym...), a potem zaczęła komplementować ,,odwagę''. - Bo ja strasznie lubię, kiedy panie w pewnym wieku potrafią zaryzykować coś nietypowego na głowie! - wyznała. - I wtedy wychodzi taka fajna Turbo-Babcia!


Całkiem mi się spodobała taka nowa ksywka! Poza tym wyszłam dopieszczona, zadowolona, a nawet do pewnego stopnia... elegancka! Oczywiście po nocy to już całkiem inna bajka... Ale najważniejsze, że po lewej stronie głowy włos na tyle krótki, że żadne wicherki się nie stroszą. O to głównie chodziło!


Porozmawiałyśmy też sobie trochę o ,,Salonowych rewolucjach''. Byłam bardzo ciekawa, jak odbiera ten program fachowiec. Pani Justyna potwierdziła, że w wielu przypadkach osoby raz nauczone zawodu  nie mają ochoty się ponownie szkolić ani rozwijać. A przecież i w tej dziedzinie trendy się nieustannie zmieniają. Okazało się, że Szefowa od dłuższego czasu bezskutecznie poszukuje  dodatkowej pracownicy. Zgłaszają się wprawdzie ochotniczki, ale z wiedzą u nich bardzo marnie... A byle kogo nie ma sensu przyjmować!


***


Jarmark Świąteczny mnie bardzo rozczarował. Jedyne, co się spodobało, to były czapki ze ,,wściekłymi ptakami''. Wnuki byłyby pewnie zadowolone, niestety, nakrycia głowy  były zdecydowanie przeznaczone dla osobników dorosłych!


***


Jakowyś kataklizm pogodowy ponoć nadchodzi. Huragan o wdzięcznym skądinąd imieniu Aleksandra. Daj Boże, by był równie łagodny, jak niegdysiejszy, tak groźnie zapowiadany,  Kacper. Jeśli jednak uderzy w piątek... Może postawić pod znakiem zapytania świąteczny koncert, na który się wybieramy do Opery Leśnej. Oby nie! Wszak choćby dlatego, że Asia zainwestowała sporo w nową kreację, specjalnie na tę okazję.


***


Pierwszy raz wyprałam mój ,,służbowy'' strój ludowy. Mam nadzieję, że spódnica, dotąd zbyt długa, nieco się skróci... W sobotę bierzemy udział w kolejnym konkursie. Na najładniejszy stół bożonarodzeniowy. Trzymajcie kciuki!


poniedziałek, 8 grudnia 2014

Trzecie podejście

Oby ostatnie! Do banku... Znów jakieś oświadczenie nie takie. Zgłupieć przyjdzie?...


Przy okazji zwizytuję Jarmark Świąteczny przed Teatrem Wybrzeże. Pewnie bez sukcesów, bo od dwóch lat w miejsce naprawdę różnorodnych artykułów tylko świąteczne pierdółki i spożywka...


Sporządziłam listę już nabytych podarków. Jak zawsze, dziewczyny w stu procentach  obkupione. Dzieciaczki prawie też. Z panami największa zagwozdka. Małż w zasadzie załatwiony, Zięć częściowo,  natomiast u Pierworodnego  zero pozycji! To co roku mój najtrudniejszy ,,target''...


***


Z zupełnie innej beczki...


Pożycz przyjacielowi kasę, a stracisz go! - mówi przysłowie, które, jak wiadomo, jest mądrością narodów. Właśnie znalazłam się w takiej sytuacji... Deklarowano zwrot w listopadzie, mamy już grudzień, a tu ani widu, ani słychu... Kwota niebagatelna, kilka tysięcy. Pożyczkobiorczyni milczy jak zaklęta, a ja mam opory, by chociażby zadzwonić! I zapytać, co i jak...


Dotychczas zdarzało się nam kilkakrotnie udzielić pożyczki  Jej mężowi. Nie zawsze oddawał ściśle w terminie, ale jeśli już, dzwonił, przepraszał  i zapowiadał zwłokę. Po czym zwracał co do grosza. Dzisiejsza rozmowa ze Szwagierką nieco mnie przeraziła. Okazało się bowiem, że nasza dłużniczka słynie  w rodzinie z notorycznego nieoddawania...


Naprawdę nie wiem, co z tym fantem zrobić... Najgorsze, że  to ja podjęłam decyzję, a pieniądze nie z mojego konta poszły, lecz z małżowego!  Co robić?...


sobota, 6 grudnia 2014

Mikołajowo...

Nadspodziewanie owocny finał szkolnej imprezy! Wprawdzie zabrakło naszych tradycyjnie najbardziej hojnych sponsorów, ale i tak udało się na czysto zebrać trochę ponad 3 tysiące. Sporo więcej niż rok temu...


Muszę jednak stwierdzić, że ten tydzień dał mi się we znaki. Bo to trochę tak, jakbym znów zaczęła pracować. A wczoraj to już było pełne 8 godzin - połowa powiedzmy lajtowa, ale następne cztery, czyli sama impreza i sprzątanie po niej, to już był hardcore. I chyba zmęczenie nie dało w nocy spać, a zależało mi, by nie obudzić się z worami pod ócz szarością, albowiem...


Przecież to dziś miałam zostać ,,gwiazdą'' filmową! Taki dar losu na Mikołajki... Spot reklamowy, zachęcający do odwiedzenia jednego z muzeów gdańskich. A w głównej roli nasze Koło Gospodyń, oczywiście w strojach reprezentacyjnych.


Tak między Bugiem a Wartą, to próbowałam się wyłgać z wyjazdu na sesję. Miało nas być ponad dziesięć, najpierw się zgłosiło niemal piętnaście dziewczyn, a potem zaczęły się wycofywać z różnych przyczyn. I stanęło na tym, że ,,nie chcem, ale muszem''!


Owszem, do muzeum ze względu na wiek może i pasuję. Jednak moje zdjęcia z ostatnich paru lat boleśnie dowodzą, że nawet najbardziej szczątkowa uroda też przemija... A my w kole mamy takie śliczne, zgrabne panie! I parę uroczych dziewczynek! Po co im przygarbiona babcia z trzema piórami zamiast czupryny?


W dodatku podczas zdjęć plenerowych, czyli na ulicy Długiej, jako jedyna z towarzystwa totalnie upaprałam sobie obuwie! W jakiejś mazi, która zalegała bruk. I czułam się z tym fatalnie. Mam nadzieję, że tego szczegółu na filmiku nie będzie widać.


Pomijając te oczywiste mankamenty, sesja była i wesoła, i kształcąca. Pan muzealnik był zachwycony żywiołowością naszych pań, bo to i spontaniczne  tańce w sali balowej nastąpiły, i śpiewy jakieś, i  momentami powaga należna okazom...


  Co tam w efekcie wyjdzie, okaże się za czas jakiś!


***


Do buta nic nie wpadło! Widać byłam niegrzeczna...




czwartek, 4 grudnia 2014

Przed imprezą...

Obecny tydzień spędzam, jak na mój typowy aktualnie tryb życia, wyjątkowo intensywnie i pracowicie. Głównie w szkole, gdzie pomagam w przygotowaniach do naszej charytatywnej imprezy. Po 4-5 godzin dziennie...


W tym roku tyle cudeniek wyprodukowały zdolne ręce naszych nauczycielek, pracownic i mam, że wprost serce rośnie. Żeby tylko dopisali goście i zechcieli te piękne rzeczy nabyć!...


Jako osobnik całkowicie upośledzony manualnie tkwię w nieustającym zachwycie nad kreatywnością i talentami moich koleżanek i znajomych. Bo np. taka choinka zrobiona z plastikowych łyżeczek pomalowanych złotym sprajem? Albo biała, z misternie zwiniętych chusteczek higienicznych... Najbardziej jednak zachwyciły mnie mini-szopki zrobione  wyłącznie z drewnianych patyczków do lodów. Żeby na takim zaokrąglonym końcu patyczka wymalować twarze Matki Boskiej, Józefa i Dzieciątka, to trzeba mieć ten zmysł, którego mnie akurat okrutnie pozbawiono.


Przez dwa dni robiłam głównie za ,,świstaka''. Czyli zawijałam, zawijałam, zawijałam... Nie w papierki wprawdzie, a w celofan. Fanty na loterię, przedmioty na aukcję, albo (jak dziś) pojedyncze, bogato zdobione pierniczki.


***


Mój bank od ,,spadku'' piętrzy trudności! Sprawa jest podobno bardzo nietypowa, wymaga co i raz konsultacji z prawnikami, a ode mnie wciąż nowych, innych oświadczeń... W związku z tym najeżdżę się do Gdańska jeszcze pewnie parę razy. Może i dobrze, bo przy okazji jakieś zakupy świąteczne poczynię. I Jarmark Bożonarodzeniowy na Targu Węglowym będę miała okazję odwiedzić. Rzadko coś tam kupuję, ale lubię przespacerować się od kramu do kramu, popatrzeć, powąchać... Atmosferę poczuć.


***


Dziś taka gołoledź, że po raz drugi w życiu prawie-prawie szpagat wykonałam! Na tarasie, gdy w czółenkach na stopach wypuszczałam Erkę na przedpołudniowy sik. Szybko buty zmieniłam na takie z zimowym ,,ogumieniem''... Małż do domu wracał z prędkością między 40 a 50 na godzinę! Przynajmniej kolejnego mandatu nie miał szansy zaliczyć... Bo w ostatnim czasie zdarzyło się to i owo!


 

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Różności grudniowe

Zawsze mnie pozytywnie nastraja data 1 grudnia! Bo to i Boże Narodzenie za pasem, i pod koniec miesiąca dnia zacznie wreszcie przybywać...


Wprawdzie niedziela nie skończyła się po mojej myśli, ale trudno, nie poradzę na to nic, więc nie będę płakać nad rozlanym mlekiem. Vox populi, vox dei - czy jakoś podobnie?... Taka myśl tylko zakiełkowała na moment, że może by się do Słupska przeprowadzić!?


***


W nieco minorowych nastrojach szykujemy doroczną imprezę charytatywną. A to w związku z ostatnimi wydarzeniami w szkole. Jednak dzieciaki najważniejsze, więc ,,show must go on''! Ruszam jutro pomóc przy pakowaniu fantów na loterię i dziubaniu stroików. Jakoś sobie nie wyobrażam, by nie przyłożyć się choćby troszkę do tej inicjatywy, która ma już tradycję kilkunastoletnią.  Czas przecież mam, chęci też. Póki sił starczy... I póki znów nie pojawi się taka dyrekcja, która potraktuje mnie jak intruza w ,,mojej'' szkole. Tfu, tfu! odpukać!


***


Chyba o dwa dni za późno okryłam agrowłókniną moje hortensje... Nie spodziewałam się tak szybko sporych mrozów. Miarą zimna jest dla mnie nie termometr, choć takowy posiadam, ale... butelka z wodą mineralną w aucie. Zamarza wtedy, gdy jest około minus dziesięć. A w niedzielę niestety, woda zamieniła się w lód!


***


Wizyta w Galerii Kociewskiej w Tczewie nie była zbyt owocna. Jedynie dla wnuków coś się znalazło. Dużo dreptania, mało nabywania. Za to zwizytowaliśmy pizzerię znajomą ze sporą dozą satysfakcji. Pierogi ze szpinakiem były bardzo dobre, małżowa pizza  ,,4 sery'' takoż. Może pani Magda G. by się przyczepiła, że trójkąt wzięty do ręki zwisa, zamiast trwać w poziomie... Może... Za to doprawienie idealne!


***


Sobie dziś natomiast taką pikantną pomidorówkę uczyniłam, że po konsumpcji mogłam zapalić papierosa bez użycia zapalniczki! Jak zawsze dla Małża był  rosołek, bez nadmiernej ilości przypraw. Pozbawiłam go jednej trzeciej potrawy, połączyłam  rosół z podsmażoną cebulą, czosnkiem, pomidorami, papryką. A potem sypałam: paprykę słodką, ostrą, chili, lubczyk, pieprz czarny i ziołowy, bazylię, suszoną natkę pietruszki itp. Do miseczki kleks jogurtu greckiego i garść pełnoziarnistego makaronu. Oj, dobre było!






 

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...