Cztery cmentarze dziś zaliczone, na jutro został jeden, ten najdalszy...
Na początek stary cmentarz w Wejherowie, gdzie spoczywa mój Dziadek-hulaka, którego nie znałam. Muszę się dowiedzieć, do kiedy Rodzice uiścili opłatę, bo tam coraz więcej mogił zlikwidowanych.
Na drugim wejherowskim, nowym, odwiedzam dwóch ,,przyszywanych'' wujków i jedną ciocię. Na trzecim, w Redzie, rodziców Taty, w tym drugiego dziadka, którego kompletnie nie pamiętam, bo zmarł, gdy miałam osiem lat. To wyjątkowo zadbana nekropolia, nieduża, tuż przy przelotówce do Gdyni. Zawsze bez problemu można zaparkować, kwiaty dużo tańsze niż gdzie indziej, jakoś tak ,,życzliwie''...
Największy tłum na cmentarzu w Gdyni, gdzie Rodzice i Babcia, która mnie praktycznie wychowała. Dwa dni wcześniej Pierworodny z Małżonką uporządkowali grób, za co jestem bardzo wdzięczna. W rozmowie z synem zapytałam o pęk wyjątkowo ładnych sztucznych goździków, które niedawno zawiozłam. - Nie widzieliśmy! - oświadczył Szymon. Ja dziś zobaczyłam, na grobie naprzeciwko! Niech tam będzie ,,kradziejowi'', może uroda kwiecia go znęciła?...
To już któreś z kolei Święto Zmarłych w towarzystwie ładnej pogody. Ciepło, słonecznie... Pamiętam sprzed kilku ładnych lat taki dzień 1 listopada, gdy przemokłam tak, że nawet bielizna była doszczętnie mokra. Odchorowałyśmy zresztą obie z Mamą. Ona górą, ja dołem...
PS. Jurek nadal oczekiwany! Nie spieszy się chłopaczek...