1. Impreza konkursowa sobotnia się odbyła! Bez fajerwerków, bowiem chyba biomet był niekorzystny i wyzuł wszystkich z energii. Oprócz naszego koła, oczywiście! Tak czy siak my zrobiłyśmy, co do nas należało. Piosenki wyszły, VIP-y zostały nie tyle NAkarmione, co wręcz PRZEkarmione, posprzątałyśmy po sobie też! Co jest bardzo ważne na obcym terenie.
Nasze gminne koleżanki turnieju, niestety, nie wygrały. Były więc mocno rozżalone. No, trudno... Moim osobistym zdaniem werdykt jury był jednak sprawiedliwy.
2. Po południu wybraliśmy się z Małżem połazić po Starówce w Gdańsku. Przy wiosennej, ciepłej aurze... Czuliśmy się prawie jak turyści, choć przecie niby na własnych śmieciach... Do tzw. sezonu jeszcze daleko, ale liczba zagranicznych gości już imponująca! A kawka w ,,Mont Balzac'' pyszna, jak zwykle!
3. Proszony obiad u Pierworodnego i Hani bardzo pyszny i ze wszech miar udany. Faszerowana papryka rewelacyjna! A już w kwestii ciast Hania bije absolutnie na głowę całą moją rodzinę! Niestety, łyżka dziegciu też się znalazła - Szymon szuka pracy, bo jego firma splajtowała... Jeszcze miesiąc i... perspektywa zielonej trawki! Na szczęście zawód ma chłopak niezły, a jeszcze w tym, co robi, jest bardzo dobry. Więc chyba znajdzie?...
4. W ogrodzie drobne kosmetyczne pociągnięcia. Wykarczowaliśmy dwa krzaki, co to już lata temu miały nam ukazać ,,najpiękniejsze kwiaty na świecie'', a tymczasem ani myślały zakwitnąć! Nasza cierpliwość się ostatecznie skończyła! W miejsce ,,oszustów'' natychmiast zawitały porządne, poczciwe zamienniki. Jedna hortensja i kilka drobnych bylin... M.in. pierwiosnki amarantowe od Hani! Zawsze pewne... Bez chimer!
5. Niby nie wierzę w sny! Ale... Kilka dni temu przyśniła mi się Mama. Taka ładna, pogodna, radosna i w pełni sił... Wierzcie lub nie, ale coś odpuściło! Kamulec z serca zleciał z hukiem... W dodatku w pewnym sensie analogiczny sen miała Sister, o czym mnie przed godziną poinformowała. Chyba obie odnalazłyśmy spokój...