sobota, 27 lipca 2019

Wesnianka

Podczas czerwcowego pobytu w Polsce moje ,,Amerykany'' bardzo zachwalały ukraińską restaurację w Oliwie. Nawet nie tyle z powodu dań, choć te również chwalili. 

Na koniec posiłku kelner zaproponował im nalewkę chrzanową. Co się Szwagier nazachwycał! I zaraz do mnie: - Musisz zrobić!

Może i zrobiłabym, ale postanowiłam najpierw spróbować. A że dziś Małż świętował urodziny, zaprosiłam go do tejże restauracji. Moje pierwsze zamówienie brzmiało: chrzanówka. Niestety, sympatyczny pan kelner orzekł, że trunku nie ma, będzie dopiero wczesną jesienią, bo wtedy chrzan osiąga pożądaną wilgotność...

Zjedliśmy smaczny obiad. Zaciekawiła mnie pozycja w dziale nalewki pod tytułem wiesnianka. Poszłam do baru spytać, co to takiego. Na to pan mi pokazuje butlę, w której znajdują się: duże ilości zielska jakiegoś, mnóstwo maleńkich cebulek i ząbki czosnku. - Pan twierdzi, że to się nadaje do picia? Nie otruje mnie to? I jaka, że tak spytam, procentowość? ... - No, dość mocna to nalewka, a otruć się raczej nie można - roześmiał się młodzian.

Zaryzykowałam. Najpierw powąchałam. No, jedzie cebulą i czosnkiem intensywnie. Obu składników w stanie surowym nie przyswajam generalnie. Ale chęć eksperymentu jest. Maleńki łyczek... Nie jest to raczej trunek z gatunku ulubionych. Moc jest natomiast zdecydowanie. - Zamówiłaś, to pij! - rzecze Małż. Na cztery raty zażyłam. Paliło, chyba nawet bardziej niż pieprzówka... 

Muszę się przyznać, że następujący po obiedzie spacer po parku oliwskim przeszłam wężykiem... 

Jeżeli, zgodnie z tym, co powiedział kelner, chrzanówka jest jeszcze bardziej ostra, to nie bardzo rozumiem gust ukochanego Szwagra... Ale wybierzemy się ponownie gdzieś we wrześniu, by spróbować. Uprzednio upewniwszy się telefonicznie, że jest!

środa, 17 lipca 2019

W spiżarce...

Już to i owo. Przerobione wiśnie, porzeczki czarne i czerwone, morele, część malin.  Nastawione cztery nalewki: malinowa, wiśniowa, porzeczkowa (czerwona) i ratafia. W tej ostatniej brak jeszcze jeżyn i aronii...

W tym roku raczej program minimum, bo jeszcze zeszłorocznych słoiczków moc. Nawet soków wszystkich nie wypiłam, co dziwne, bo zwykle gdy nadchodziły nowe, starych już brakowało... 

Małż happy, bo już się pojawiły pierwsze letnie jabłka. Pożera ,,genewy''. Nie mógł się doczekać. Przez wiele lat wielbił ,,klosy'', ale chyba był już jedyny w kraju. W związku z tym plantatorzy przestali uprawiać...

Moja ulubiona pora na dietkę nastała. Na zmianę jem kalafiory, fasolkę szparagową i leczo. Zapominam na dwa miesiące o mięsku... Małżowi, owszem, gotuję, duszę  i smażę , bo on bez mięsa nie funkcjonuje. Dziś mu rosołek zgotowałam, ulubioną zupę, z dużą wkładką... 

***

Grupy inwalidzkiej pierwszej tym razem nie dostałam. Ha, trudno... Nie dziwię się nawet, bo w kolejce przede mną stali ,,prawdziwi'' inwalidzi. Na wózkach itp. Trudno mieć pretensje...


wtorek, 9 lipca 2019

Wybór

Lipiec wprawdzie jak listopad, ale przynajmniej teoretycznie nadal mamy lato. A ponieważ od kilku lat wyjeżdżamy na kilka dni trzy razy w sezonie, przyszła pora na decyzję, gdzie teraz.

Zawsze dwa wyjazdy indywidualne w maju i wrześniu, plus, oczywiście Piernikalia. Te ostatnie kiedyś w sierpniu, teraz na przełomie czerwca i lipca, bo cieplej i dzień dłuższy. Resztę lipca i cały sierpień siedzimy w pieleszach, by nie dokładać swoich skromnych dwóch osób do ogólnonarodowego letniego szaleństwa poprzez zagęszczanie...

Po dłuższym namyśle wybór padł na ojczysty region południowo-wschodni. Chciałoby się znów do Zamościa, ale tam już wyzwiedzaliśmy wszystko, co w pobliżu. Tym rzem wybraliśmy Sanok. Samo miasto niebrzydkie, oferta noclegowa zachęcająca, a w promieniu 50-70 kilometrów sporo do obejrzenia. I kolejna rzeka (San) do minispływu, takiego na kilka godzin zaledwie, bo jednak siły już nie te...

Spanie zabukowane, w samym centrum, cena zupełnie okazyjna. Dziś gdzieś wyczytałam, że jeśli lipiec deszczowy, to lato będzie długie. Więc pewnie zahaczy o początek września?...

*** 

Tymczasem mamy dwa tygodnie pod znakiem medycyny. Wybadani więc będziemy przed podróżą na lewo i prawo. Na razie jest dobrze! U obojga. Płucka, serducha itp. w jak najlepszej formie. Nawet cholesterole przyzwoite...

wtorek, 2 lipca 2019

Znalezisko

Jak wspomniałam w poprzednim poście, jedną z ofiar wybuchu zapalniczki w ognisku padła torebka. Moja torebka. Żal średni, bo egzemplarz już dość wysłużony i zębem czasu nadgryzion...

Wczoraj przepakowałam się do torebki aktualnej. Wyjęłam wszystko, przynajmniej tak mi się zdawało. Tuż przed wyrzuceniem do kosza, pomachałam pustym egzemplarzem i poczułam, że coś tam dźwięczy... No tak, przypomniałam sobie, w jednej z kieszonek zrobiła się dziurka, faktycznie. Zagrzebałam palcem, wywlokłam jakieś pojedyncze tabletki. Pomachałam, brzęczy nadal. Czyli jest coś jeszcze! Skoro torebka i tak na śmietnik, przecięłam nożyczkami podszewkę. Zagrzebałam ponownie...

Rok temu z kawałkiem, w czasie pobytu w Gruzji, dostałam od Magdy i Rusi przepiękne kolczyki. Ostatnio miałam je na sobie w listopadzie, podczas pobytu w Andrychowie. Potem szukałam. W domu przejrzałam wszystkie miejsca ,,podejrzane'' kilkakrotnie. U Magdy też prowadziłam poszukiwania, bez efektu. A dziś? Eureka!!! 

I tak okazało się, że niekoniecznie ,,miłe złego początki, lecz koniec żałosny''. Bywa i odwrotnie...

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...