Asia i Michał odwieźli Halinkę i mnie na miejsce kulinarnych zmagań.
Jak zobaczyłam konkurencyjne potrawy, miałam ochotę zwinąć garnek i wracać. Nie dość, że wykwintne (np. faszerowana kaczka, wątróbki pod pierzynką, gołąbki w liściach botwiny itp.), to jeszcze gustownie poprzystrajane. A jak można ozdobić naczynie, w którym pływa mięsko w sosie? Posypałam tylko siekanym koperkiem i tyle... Ubożutko to wyglądało!
Pod surową ocenę jury trafiło w sumie 38 dań w czterech kategoriach: potrawy mięsne, wypieki, nalewki i dania różne. Na czele składu sędziowskiego stanął znany (podobno) krytyk kulinarny. Osobiście ani z widzenia nawet pana nie znam, nie zapamiętałam też nazwiska.
Podczas gdy jury degustowało i obradowało, wysłuchaliśmy dwóch koncertów. Najpierw siedem dziewcząt. Nie tyle z ,,Albatrosa'', ile z sąsiedniej gminy. W chóralnych pieśniach a capella. Potem trio znajomych Asi - kontrabas, akordeon i klarnet. Coś pięknego! Panowie cudnie grali tanga i muzykę klezmerską. Uczta dla uszu...
Wreszcie wyniki. Do każdej kategorii wywoływano na środek wszystkich uczestników, po czym wyczytywano najpierw wyróżnienia, potem trzy pierwsze miejsca. Na hasło ,,dania mięsne'' wyszłyśmy nieśmiało z Halinką, poza nami jeszcze 5 pań i jeden pan. I zaraz Hala usłyszała, że została wyróżniona za swoje pyszne roladki chrzanowe. - Super! - pomyślałam. - Honor Koła uratowany!
Potem następne wyróżnienie, trzecie miejsce, drugie miejsce. Już tylko cztery osoby stoją nienagrodzone. - I na co mi to było? - myślę. - Najstarsza w Kole jestem i w kuchni, jak widać, do kitu. Wstyd...
I nagle słyszę: - Pierwsze miejsce - pierś indycza, pani Zgaga!
Matko kochana! Ale rozdziawiłam gębę! Hala mnie ściska, a ja stoję ogłupiała... - Za takie byle co? - pytam samą siebie. A jednak! Radość tym większa, że nie tradycyjne ,,czynniki społeczne'' decydowały, a bądź co bądź krytyk prawdziwy!
Moja wiktoria nie była odosobniona. W kategorii wypieków absolutny zachwyt jurorów wzbudził tort bezowy Anny Marii, w potrawach różnych wygrały ryby z Motławy Mirki. W końcu pani prowadząca zażartowała: - No tak! Znów wszystkie nagrody dla ,,Grabinianek''...
A jednak pokonano nas w nalewkach. Czy słusznie? Może tak, może nie... Ale chociaż wyróżnienie się trafiło! Za śliwkową produkcję naszej szefowej.
***
Miałam potem okazję spróbowania paru potraw. Kilka bardzo dobrych. Niektóre jednak lepiej wyglądały niż smakowały. Słabo doprawione. Czyli dekoracja to nie wszystko?
Nie ukrywam, że jestem z siebie dumna. I z reszty naszych dziewczyn oczywiście też. Bo w sumie wszystko, co zaprezentowałyśmy, nagrody zdobyło. Dwa wyróżnienia i trzy pierwsze miejsca.
Moja nagroda to dwa półmiski oraz ogromny kosz wędlin od miejscowego producenta. Chyba mi do jesieni starczy... Co tam, mógł być i sam dyplom, najważniejsza satysfakcja!