No to mamy marzec! Z tej okazji w tatowym ogródku zakwitł dziś pierwszy przebiśnieg!
Choć to miesiąc dość kapryśny, lubię go. Bo to właśnie w marcu przyszło na świat moje potomstwo. Asia trzeciego, Pierworodny dwudziestego trzeciego. Rybka i Baranek...
Nie mogę się tylko nadziwić, kiedy mi się to bractwo tak zestarzało! W tym roku łącznie będą mieli 60 lat. Takie staruchy... Razem są starsi nawet ode mnie! O rok...
Pierworodny w pojęciu z czasów komuny jeszcze młodzież. Bo to kiedyś do 35 się liczyło. Tymczasem Małż mnie dziś zadziwił, twierdząc, że wiek średni według niego kończy się po przekroczeniu 40-stki! Usiłowałam wytargować choć dziesięć więcej, ale się zaparł. - To, przepraszam, my w jakim przedziale się mieścimy? - zapytałam uprzejmie. - No, ty jesteś w wieku starszym, a ja, skoro po 60-tce, to już w starczym!
Pff.. Wypraszam sobie! To ja mam za rok zostać starowinką?! Never!!!
- A co w takim razie z Mamidłem? W jednym worku z tobą? - zaindagowałam jadowicie. - No..., chyba nie... - To co tam jeszcze w twojej hierarchii jest poniżej wieku starczego? Bo ja nie znam odpowiedniego przymiotnika, choć jako polonistka znam ich całkiem sporo.
Tu się Małż zacukał. W kozi róg zapędzony myślał i myślał. - To chyba jednak jakoś źle liczyłem - odparł po dłuższej chwili i udał się do drugiego pokoju celem przewartościowania. Nie wiem, do jakich wniosków doszedł, gdyż do tematu na razie nie powróciliśmy.
***
Próbna jazda autem nie wypadła najlepiej. Ponieważ nie posiadamy automatycznej skrzyni biegów. Manewrowanie wajchą dało się małżowym żebrom nieźle we znaki. Do chirurga postanowił wybrać się kolejką.