poniedziałek, 28 sierpnia 2017

O docenianiu w aspekcie komunikacyjnym

Moja Magda zawsze powtarza, że nienależycie docenia się to, co się ma, a przecenia się to, czego brak. Święta racja!


Gdy rok temu z hakiem otwarty został w Gdańsku tunel pod Martwą Wisłą, powrót Małża z pracy skrócił się niemal dwukrotnie. Był wielki zachwyt, a potem, wiadomo,  tunel stał się zwyczajnością. I tak było do dziś...


Od kilku dni na tablicach przed wjazdem były napisy, że przez dwa dni będzie nieczynna ta strona tunelu, która nas mniej interesuje, czyli wjazd do miasta.  Małż tunelem  tylko wraca, rano jedzie inną drogą. Niestety, pojawiły się ponoć jakieś ,,przesączenia''. I dziś wyjazd w naszą stronę został zamknięty. Skutek? Totalny paraliż komunikacyjny miasta.


Normalnie droga do domu zajmuje ok. 30 minut. Dziś - 1 godzina i minut 50! Horror! I tak podobno aż do czwartku... Ciekawie się zapowiada mój ostatni tydzień powrotów  ze szpitala! Czwartek dodatkowo pod kolejnym znakiem zapytania. Małż parkuje tuż obok miejsca, gdzie będą obchody rocznicy Sierpnia 80. Oj, będzie się działo...

wtorek, 22 sierpnia 2017

17/25, jak ktoś woli - 68%

Tyle sesji radioterapii już za mną. Jeszcze osiem i wolność!...


Od wczoraj ludzi na mojej trasie codziennej wreszcie mniej. Nawet nasz wiejski autobus przestał się spóźniać. W Gdańsku już nie takie tłumy, jak w czasie Jarmarku, wakacje z wolna się kończą, więc turyści też w odwrocie. Mimo to wciąż szybkim truchtem się przemieszczam do kolejnych środków lokomocji. A może i kurcgalopkiem nawet...


Gdy już docieram do szpitala, dość szybko mnie wołają do kabinki i wychodzę po niecałej godzinie.  Jednak był wyjątek, który przypłaciłam pierwszymi (i mam nadzieję, ostatnimi) , od czasu gdy w listopadzie zaczęłam leczenie ,,skorupiaka'', łzami.


Coś było nie tak przy pomiarach promieniowania i doktor wysłał mnie  na tzw. symulator. Tam odczekałam ponad półtorej godziny, bo byłam poza normalną kolejką. Wróciłam na terapię, wtedy się okazało, że nie tak zaraz, bo fizycy muszą coś opracować, znów czekanie. I wtedy złapałam doła. Oczy zrobiły się mokre i rozchlipałam się jak moja ośmiomiesięczna wnusia...


Poza tą sytuacją wszystko w porządku. Żadnych dolegliwości związanych z naświetlaniami nie posiadam, troszkę rano gardło boli, bo przełyk nieco nadpalony, ale poza tym nic się nie dzieje. Marzę tylko o dniu, gdy będę mogła się wreszcie porządnie umyć, pomoczyć  w wannie i pozbyć się fioletowych kresek, które już niejedną część garderoby mi poznaczyły...


***


Z innej beczki. Ja, zdeklarowana psiara, cierpiałam przez dwa tygodnie z powodu nieobecności naszej tarasowej koty. Buraska przebywała w klinice jakiejś fundacji, która sterylizuje bezpańskie zwierzaki. Dziś kota została przywieziona z powrotem. Pani ostrzegała, że przez jakiś czas zwierzę może być ,,obrażone'', ale nic takiego się nie działo. Już po kilku minutach Bura przyszła się pomiziać, choć do tej pory rzadko dawała się głaskać. Wracam więc od jutra do obowiązkowego karmienia. I fajnie!


środa, 16 sierpnia 2017

Wyczyn

Od kilku dni notorycznie przypalam. Nie, nie trawkę, ale garnki. W piątek przypaliłam mus brzoskwiniowy, w poniedziałek dżem z antonówek. Dziś osiągnęłam ,,najwyższy stopień wtajemniczenia'' - przypaliłam... wodę! Na najniższym piętrze sokownika.


Mówi się, że to specjalność mężczyzn. Niestety, od dziś i moja. Ponoć przesalanie potraw to skutek uboczny zakochania. A jak się rzecz ma z przypalaniem? Jakieś propozycje? Inne niż Alzheimer?...

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Krajobraz po...

Dopóki się ogląda skutki gwałtownych burz w telewizorze, wszystko niby dociera, ale jednak jest do pewnego stopnia abstrakcją... Do czasu!


Skutki piątkowej nawałnicy zobaczyłam dopiero po wyjechaniu z domu. W okolicy naszego budynku, oprócz leżących na podwórku drobnych gałązek, nic nie zapowiadało grozy. Dopiero pierwsze zwalone drzewo w drodze do Pruszcza, grubaśny klon, zrobił wrażenie. Potem drugie, trzecie, dziesiąte, wreszcie jedno, które zwaliło się na kilkanaście zabytkowych samochodów i kolejne, oparte o dach jednorodzinnego domu... Klucha w gardle rosła  z minuty na minutę.


Naszym celem podróży była wizyta w letnim domku teściów Asi, pod Lipuszem. Przez chwilę zastanawialiśmy się: jechać, nie jechać? Co nas może czekać w drodze? Co zastaniemy na miejscu?...


Telefon od Asi: - Kupcie po drodze ze dwa pięciolitrowe baniaki z wodą, bo u teściów nie ma prądu ani wody!


No, normalka, u nas też przez noc sytuacja była podobna. Zakupiliśmy, jedziemy. Za Kościerzyną zniszczenia coraz większe. Na szczęście powalone drzewa już usunięte, tyle że widok bardzo ponury. Docieramy praktycznie na samo miejsce bez przeszkód.


Ania wita nas opowieścią: - Wyjechałam z domu po dziesiątej wieczorem, dotarłam o ...piątej rano! Posuwaliśmy się metr za metrem, czekając, aż strażacy uporają się z kolejnym drzewem... Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłam!


W Lipuszu o tej porze roku nie sposób nie zaliczyć grzybobrania. Uparłam się, żeby iść w las. I tam dopiero zobaczyłam siłę żywiołu! Przedzieraliśmy się praktycznie cały czas między powalonymi sosnami, brzozami, świerkami. Raz górą, pod wiszącym pniem, raz dołem, czasem okrakiem... Miejscami widoki jak z horroru. Dopiero post factum doszłam do wniosku, że owo grzybobranie to nie był mądry pomysł... Mimo dość udanego zbioru.


Prąd i woda do tej pory w Lipuszu nieobecne. W miejscowym sklepie już od sobotniego popołudnia nie uświadczy najmniejszej butelki wody... Teściowie twardo siedzą w domku, naczynia i siebie myją w jeziorze.


wtorek, 8 sierpnia 2017

,,...takie słyszy się rozmowy''

Nie na straganie w dzień targowy, ale w poniedziałek w poczekalni u chirurga. KIlkanaścioro pacjentów, w większości w wieku emerytalnym, ale jest i kilkoro młodych. Wśród nich pani, na oko 35-40 lat, wyraźnie podminowana. Kolejka posuwa się dość sprawnie, mimo to pani nagle wybucha tekstem: - Starzy ludzie mają dużo czasu, mogą czekać, młodzi powinni wchodzić bez kolejki!


Na to jeden ze ,,starych'': - Nie, proszę pani. Starzy powinni szybko umierać, żeby nie tworzyć u lekarzy niepotrzebnych kolejek... Prawda?


Pani zamilkła, posiedziała jeszcze ze dwie minuty, po czym obrzuciła obecnych najbardziej pogardliwym spojrzeniem Prezesa, fuknęła i wyszła.


Staruchy zostały, bo przecież mają dużo czasu....


Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...