sobota, 6 listopada 2021

Żyję,żyję

 Ale co to za życie...

Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, urosło. Może nie drastycznie, ale jednak. W związku z tym od końca lipca jestem na chemii tabletkowej. 14 dni łykam prochy, potem 2 tygodnie przerwy i kolejny cykl.

Pierwszy zaowocował koszmarną wysypką, po drugim cyklu był spokój, po trzecim okazało się, że bardzo spadła liczba płytek krwi. A więc do szpitala, najpierw badania na covid, potem zaległam n internie i transfuzje oraz inne rozkosze. Na przykład biopsja szpiku, wyników jeszcze nie ma. 

Żeby nie było za wesoło, wykryto mi jeszcze poważną niedoczynność tarczycy. Czy ja nie mam sczęścia...

wtorek, 8 czerwca 2021

Wędruję trochę

 Jako że pandemii mniej się boimy po zaszczepieniu, zaczęliśmy odrobinę podróżować. Najpierw do Magdy, jak to w maju. Potem ze Szwagrami naszymi amerykańskimi do Ustki, gdzie byłam pierwszy raz w życiu. A teraz ruszamy do Inowrocławia, bo to od paru lat taka tradycja, że na rocznicę ślubu tam właśnie. Choć tym razem, niestety, nie nasza ulubiona willa ,,Józefina'... 

Podróże znoszę bz jakichkolwiek problemów, co mnie cieszy ogromnie. W ogóle czuję się naprawdę dobrze. Owszem, jakieś bardzo drobne dolegliwości jeszcze nie odpuszczają, ale to pikuś w porównaniu z tym, co się działo w czasie chemioterapii. 

Kontrolne TK zrobione, czekam na wynik, jutro jeszcze rezonans głowy. Mam nadzieję, że niczego paskudnego badania nie wykryją. Trzymajcie kciuki i buziaki wielkie!

sobota, 1 maja 2021

***

 Z każdym dniem moje samopoczucie się poprawia, niestety, na komputerowstręt nadal cierpię. Zatem tylko krótki meldunek. Jest dobrze, jeśli chodzi o spanie, apetyt itp. Z równowagą jeszcze nie do końca stan normalny, powtórzył się też epizod padaczkowy. Poza tym wszystko w porządku. 

Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za wszystkie komentarze wspierające, to bardzo ważne... 

Do miłego!

czwartek, 8 kwietnia 2021

Wracam do żywych

 Sorry, Kochani, za tak długą nieobecność. Po prostu cierpiałam nie tylko na dolegliwości związane z chemioterapią, ale i na chroniczny wstręt do komputera.

Co przeżyłam od końca grudnia, starczyłoby na kilka lat. Takie atrakcje rozmaite i kolejne późne debiuty, np. pierwsza w życiu transfuzja i pierwszy (oby ostatni!) incydent padaczkowy. Działo się, że hej! Przy tym same pobyty w szpitalu całkiem przyjemne, bo i towarzysko trafiałam dobrze, i panie pielęgniarki bardzo miłe. Jedzenie tylko podłe, ale w końcu szpital nie restauracja i nie po to tam idę, by jeść...

We wtorek ruszam na ostatnią z planowanych trzydniówek. Potem kontrolne TK i...? Będzie dobrze, musi być!!!


wtorek, 16 lutego 2021

Żyję, choć ledwo...

Po drugim cyklu chemii samopoczucie fatalne, po trzecim ciutkę lepiej, ale do stanu ,,ok'' bardzo daleko. Dziś pierwszy raz od miesiąca usiadłam do komputera, by dać tylko znak, że jestem. Odezwę się, gdy mi się poprawi. Buziaki i dzięki za wszystkie słowa wsparcia!

poniedziałek, 4 stycznia 2021

Pierwsza trzydniówka...

... w szpitalu już za mną. Było całkiem dobrze, miłe współtowarzyszki, bardzo dobre jedzenie, sympatyczny personel itp.  

Trochę gorzej po powrocie do domu. Właściwie dopiero dziś (a wyszłam po południu w Sylwestra) doszłam do siebie. Jakieś perturbacje żołądkowe, do tego skokowo podwyższony cukier, ogólna senność itp. Zupełnie inaczej niż przy pierwszych chemiach przed czterema laty...

Nic to. Dam radę wszystkiemu. Kolejne wyzwanie 19 stycznia. Przedtem, oczywiście, kolejny wymaz, to już chyba będzie piąty albo szósty. Gmeranie w nosie to już dla mnie chleb powszedni...  

wtorek, 22 grudnia 2020

Inne Święta

 Zapewne takie będą w tym roku przez zarazę...

Może trochę smutniejsze przez ograniczony limit osób przy stole, może przez to, że właśnie covid kogoś zabrał  lub unieruchomił gdzieś w świecie i nie pozwolił przybyć. No i ta ohydna aura, dodatkowy ,,bonus''. 

U nas też dylematy rozmaite, ale mimo to cieszymy się perspektywą spotkania, choinki, potraw, na które się cały rok czeka itp. A największa radość to patrzenie na wnuki, ich zachwyty nad prezentami, fascynację ozdobami na drzewku i licznymi dekoracjami, które są dziełem mojej uzdolnionej Synowej.

Cieszy mnie też, że mimo pewnego osłabienia i konieczności ciągłych rajdów między szpitalami, udało mi się przygotować wszystko jak zawsze, zgodnie z rodzinną tradycją. Jeszcze jutro kilka zadań kuchennych do realizacji, ale to w gruncie rzeczy drobiazgi, więc nie męczące.

Kochani! Niech i Was jak najbardziej cieszą te święta 2020, mimo że tak  nietypowe!

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...