Przeleciałam własne posty przedświąteczne z ostatnich pięciu lat, by sprawdzić, o czym już było, jeśli chodzi o moje dawne Boże Narodzenia. Niewiele było, więc się nie powtórzę chyba.
Najwcześniejszych swoich Świąt, tych wejherowskich, nie pamiętam. Poza jednym dramatycznym zdarzeniem, gdy zamówiony przez Rodziców i Wujostwo Gwiazdor solidnie nadużył procentów i wystraszył wszystkie sześcioro dzieci na amen...
Pierwsza gdyńska Wigilia natomiast zapadła mi w pamięć szczególnie z powodu dwóch pożarów choinek w wieżowcu naprzeciwko. Młodszych Czytaczy tu informuję, że w epoce przedlampkowej na choinkach montowało się zwykłe świeczki w specjalnych uchwytach. Bywało, że gałązki zajmowały się żywym ogniem.
Przygotowaniami do Świąt zarządzała przez dziesiątki lat Babcia, Mama jako osoba pracująca tylko dostarczała zakupy, a i to nie zawsze. Pamiętam wyprawy z Babcią na halę po wiejski twaróg na sernik, bakalie, żywe kury lub kaczki itp. Ryby to było zadanie Taty, wszak całe życie pracował w rybnej branży.
Przy produkcji strucli makowych zawsze asystowałam Babci w charakterze ocieracza potu z babcinego czoła. Tak mocno Babcia wojowała z ciastem, całymi godzinami niemal. Ale też te makowce były niesamowite! A jeszcze przy okazji z resztek powstawały drożdżowe ,,ślimaki'', takie bułeczki ze zwijanego w spiralę ciasta, które pozwalano nam zjeść jeszcze przed Świętami...
Dziś to nie do pojęcia, ale czekało się nie tylko na pyszne tradycyjne potrawy i prezenty, ale też na prawdziwe rarytasy, dostępne tylko w ten świąteczny czas - np. pomarańcze. Prasa i telewizja z dumą informowały, że już-już płyną do kraju statki z cytrusami... Dziś tego ,,luksusu'' pod dostatkiem przecie przez okrągły rok...
W Wigilię w ,,gościowym'' pokoju stawała choinka. Rozbierana już na Trzech Króli. Wieczerzę też spożywaliśmy w tym pomieszczeniu, które przez resztę roku praktycznie nigdy nie pełniło funkcji jadalni. Co najwyżej salonu brydżowego podczas imienin Rodziców...
Nasze wigilijne menu było i jest do dziś stałe: barszcz z kiszonych buraków, pierogi z grzybami i kapustą, kapusta z grzybami, śliwkami suszonymi i winem, gotowany na sypko groch, smażona ryba (kiedyś karp, dziś raczej pstrąg), podsmażane na masełku suszone grzybki, kompot z renet i suszonych śliwek, po wieczerzy makowce, sernik i pierniki. Może o czymś zapomniałam z tych najbardziej tradycyjnych potraw?
Teraz doszło jeszcze kilka nowości od młodszego pokolenia. Asia i Hania uzupełniają ,,stałe fragmenty gry'' o swoje sztandarowe dania. Bardzo pyszne zresztą... Od kilku lat na stole pojawia się też białe wytrawne wino w symbolicznych ilościach. Na lepsze trawienie...
Między wieczerzą a prezentami śpiewamy kolędy. Przy akompaniamencie gitary asinej, wcześniej keybordu. Co najmniej 7-8 pieśni. Teraz już i wnuki nam wtórują... Zawsze chociaż 3-4 zwrotki każdej kolędy, nie ma lipy!
Prezenty rozwijamy pomalutku, każdy każdemu pokazuje, co dostał. Nawet przymiarki nowych ubrań są naszą świecką tradycją, przynajmniej w wykonaniu pań. Bielizna, gdy się trafi, już niekoniecznie... Na Pasterkę już nie razem, raczej każda gałąź rodziny rusza w swoja stronę.
***
Dziś z Małżem nalepiliśmy pierogów. Ciasto według przepisu mamy Madzi, rewelacyjne! Wyprodukowałam też przysmak moich dzieci z wczesnego dzieciństwa, a zarazem mój debiut kulinarny z czasów szkolnych, czyli szyszki z ryżu dmuchanego i roztopionych krówek... Upiekłam też dwukilową karkówkę. Jutro ciąg dalszy...