Na prośbę Batumi powtarzam recepturę odziedziczoną po kądzieli.Podaję wersję ,,maksi'', bo innej nigdy nie robię. Można sobie przeliczyć na mniejszą porcję.
A więc: mięsa powinno być ze 2-3 rodzaje. Ja najczęściej kupuję kilo gulaszu wieprzowego, kilo drobiu (np. udziec indyczy), kilo gulaszowego wołu. Plus circa 60-70 deko wątroby i z pół kilo boczku wędzonego surowego.
Mięso (oprócz boczku) przyprawiam solą, pieprzem i papryką słodką, obsmażam krótko na patelni, potem do dużego gara, podlewam wodą i duszę wszystko do miękkości. Można wstawić do piekarnika, ale to prądożerne. Do gara dorzucam z pół kilograma pieczarek, garść suszonych grzybów i ze 4 spore posiekane cebule.
Gdy już wszystko się udusi, wystawiam maszynkę i przystępuję do mielenia. Sos powstały z duszenia dodaję też, gdy jest go bardzo dużo, to połowę. Mielę także boczek, oraz 4 zwykłe bułki namoczone wcześniej na kwadransik w wodzie z mlekiem (pół na pół).
Na koniec do wielkiej michy dorzucam 4 całe jajka i sporą garść majeranku. Ewentualnie można jeszcze całość nieco dosolić. Potem ,,tymi ręcami'' dość długo mieszam wszystko, żeby się składniki dobrze połączyły. I dzielę na 4-5 porcji, które ładuję do woreczków na mrożonki. Na ogół jedną porcję od razu piekę, bo już rodzinka przytupuje odnóżami, by spróbować. Reszta wędruje do zamrażarki.
Gdy nabierzemy ochoty na pasztecik świeży, należy kolejną porcyjkę wyjąć na 24 godziny przed pieczeniem, by się w całości odmroziła. Potem tylko jeszcze raz wymieszać łapkami i do piekarnika. Na 180 stopni, 45-50 minut.
Nawet moja Sister, zawołana wegetarianka, nie potrafi się oprzeć dwa razy do roku! I ,,grzeszy'' kawałeczkiem...
***
O 12.02 przyjdzie WIOSNA! Trudno w to uwierzyć, popatrując za okno, bo tam dziś zasypało świat na biało bardzo intensywnie... Niemniej to już tuż-tuż!
Tak myślę, że jest super w każdej chwili mogę „tu” wpaść, gdy zgromadzę potrzebne produkty:)
OdpowiedzUsuńO, i o to właśnie chodziło!
OdpowiedzUsuńDziękuję serrrdecznie!
...mmmmmm pasztecik, pycha. Trzeba będzie Połówkę podejść i jakoś namówić na pasztet. My pieczemy z przepisu pani Dykiel....
OdpowiedzUsuńa jak pieczesz juz ten pasztet w foremce to smarujesz ja tłuszczem i posypujesz bułką tartą?
OdpowiedzUsuńTeściowa robi dobry pasztet, ale może by już ją zastąpić?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Robię dokładnie taki sam.Pyszności.
OdpowiedzUsuńWitam, ja dodaję jeszcze 2 żółtka i białko ubite na sztywno na końcu:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zgaguś, jaka wiosna, kiedy??? Właśnie zapowiedzieli poprawę pogody i w związku z tym....mróz. A to białe wciaż tu leży i leży a jak się tylko nieco podtopi to raz następne pada.
OdpowiedzUsuń'Miłego, ;)
Właśnie przed chwila zapowiedzieli dla nas ...mróz, ale za to ma to białe nie padać. Już mam dość tej zimy, zupełnie dość. Ciągnie się i ciągnie jak spaliny za samochodem.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
U nas z piątku na sobotę ma być minus 15! Czyli... wiosna w pełni:)
OdpowiedzUsuńDosypało nam do wczorajszego. Czekamy na Białe Święta!
OdpowiedzUsuńMOżna, czemu nie?
OdpowiedzUsuńTo my chyba spokrewnione jesteśmy...
OdpowiedzUsuńTylko żeby nie było na mnie, kiedy się okaże, że jednak Teściowej wyrób lepszy!
OdpowiedzUsuńNie, tylko wykładam blaszkę papierem do wypieków. Czasem po wierzchu posypuję sezamem...
OdpowiedzUsuńCo dom, to wzorzec pasztetu inny.
OdpowiedzUsuńBardzo proszę! Ja się cieszę, gdy babcine przepisy mogą zbłądzić pod strzechy!
OdpowiedzUsuńOtwarte całą dobę dla miłych Gości:)
OdpowiedzUsuńApetyczny ten przepis! Może spróbuję?...
OdpowiedzUsuńPróbuj, Waćpanna! Z czystym sercem polecam.
OdpowiedzUsuń