sobota, 13 kwietnia 2013

O nazwach bajanie takie

Dziwny dzień za mną. Z jednej strony radosny, bo cieplutko wreszcie i w ogródku można było poszaleć, pozasiewać, pozasadzać brateczki itp. Z drugiej wystraszyła nas Mama nagłym opadnięciem z sił, do tego stopnia, że już chcieliśmy pogotowie wzywać. Jakoś przeszło, ale nie można powiedzieć, aby było całkiem w porządku... W pielesze raczej nie ruszymy jutro.

Żeby się oderwać od minorowych nastrojów, dziś coś o nazwach.

Tak już mam, że gdziekolwiek jestem, zwracam uwagę na szyldy z nazwami sklepów, firm, restauracji itp. Czasem mnie nazwa zachwyci, innym razem rozbawi, a bywa, że wręcz zniesmaczy.

Lata temu, gdy bywaliśmy często w Poznaniu, przejeżdżaliśmy przez miejscowość Modliszewko. Był tam lokal pt. ,,Modliszka''. Kiedyś Małż zaproponował popas. - Wiesz, nie mam ochoty! - odpowiedziałam. - Mam wrażenie, że w knajpce o takiej nazwie nie tyle ja bym coś zjadła, ale wręcz przeciwnie... A pozycją w menu nie chcę zostać.

Podobną niechęć odczuwałam zawsze na widok kawiarni ,,Ksantypa'' blisko plaży  w Jelitkowie. Jeszcze by cykutą poczęstowali... I atmosfera nie wydawała się miła.

Magda Gessler przeprowadzała swoją ostatnią rewolucję w restauracji ,,Voodoo''. Co autor nazwy miał na myśli? Nie dziwota, że lokal pustkami świecił!

Tu przytoczę anegdotkę z życia Sister na amerykańskiej obczyźnie. Parę lat temu sąsiedzi Koreańczycy zaprosili siostrę i szwagra bardzo serdecznie na ,,corijan wudu''. Basia zaproszenie przyjęła,  choć nie bez obaw, oczywiście. Tymczasem okazało się, że sympatyczni Azjaci mieli na myśli  po prostu ,,corijan fud''... I było pysznie!

Wracajmy do ,,ad remu'', czyli do nazw. W Gdyni na głównej ulicy niezmiennie zachwyca mnie mały sklepik z rajstopami, skarpetkami itp. o niezwykle wdzięcznej nazwie - ,,Stonoga''. Dowcipnie i, co ważne, po polsku! Gdzieś w okolicach Sianowa, gdzie przejeżdżamy w drodze na coroczne Piernikalia,  stoi sobie lumpeks ,,Fatałaszki u Grażki''. Czyż nie uroczo?

Naprzeciwko alzheimerowego Stowarzyszenia  w Sopocie znajduje się obiekt chyba rozrywkowy zatytułowany ,,Key-Bell''. Choć po angielsku, podoba mi się! Ktoś miał fajne skojarzenie...

W telewizorze często widuję reklamę producenta okien. Firma nazywa się ,,Drutex''. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że ich okna posiadają kraty! I nadają się wyłącznie dla zakładów penitencjarnych... Z kolei meble ,,Kler'' wydają się zdobić li i jedynie siedziby hierarchów Kościoła...

Ot, takie dywagacje sobotnionocne emerytki-polonistki...

24 komentarze:

  1. ~matka-dzieciom13 kwietnia 2013 17:32

    Ja lubiłam nazwę baru Rabarbar - był ale się zmył - naprzeciw dworca.... jest za to bar Barbados, też miło. Zastanawia mnie za to co dają w Łysej żyrafie - i czemu ona wyłysiała.
    Po drodze do Kartuz mijam fryzjera - taka budka z napisem Trendy Aniołek. I chyba bym tam nie chciała....

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też się pasjonuję językiem i nazwami, i w jednym z moich pierwszych blogów coś na ten temat było. Bardzo mi przypadła do gustu nazwa Twojej witryny. A Drutex odczuwam podobnie, zresztą nie dziw, skoro jest w nim drut. O nazwach firm to by można książkę napisać.

    OdpowiedzUsuń
  3. w wielu nazwach firm obowiązkowo musi być wplecione imię żony właściciela, to bardzo cementuje związek;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam, że ja ostatnio też wiedziona ciekawością zawitałam do takiej chińskiej knajpki o nazwie HO-NO TU..... no ale poza nazwą nic szczególnego. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. A wiesz co znaczy Wasze nazwisko po angielsku? Dziewiarz, dziewiarka, ewentualnie maszyna trykotarska - tyle z tłumacza google. Jak dla mnie oznacza osobę robiącą na drutach :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedyś słyszałam o firmie deweloperskiej KANT....nazwa mówi co się stało z potencjalnymi nabywcami mieszkań...

    OdpowiedzUsuń
  7. Co do "Łysej Żyraf"y widziałam też lokal o uroczej nazwie "Łysy Pingwin", w ogóle na warszawskiej Pradze kreatywność nazw lokali kwitnie: Hydrozagadka, nieistniejący już Sen Pszczoły, Skład Butelek czy Chmury. Za to spodobała mi się ostatnio nazwa pewnego lumpeksu: Baskinka, po powrocie i wyguglaniu okazało się, że jest nazwą sukienki:)
    Inną bajką z kolei są nazwy zaskładów pogrzebowych bo o ile rozumiem "Hadesa" to Hermes był raczej bogiem kupców i złodziei więc... :P
    Uwielbiam się tak skupiać na nazwach, też polonistyczne wykształcenie się odbija ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. ~matka-dzieciom14 kwietnia 2013 04:56

    a nazwa Widok (firma zajmująca się pożyczniem pieniędzy) kojarząca się z Vidocq - daje do myślenia.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak, nie bardzo wiem co napisać, ale racje ma ten kto powiedział "dobry bajer pół sukcesu", a ja dokończę, zły bajer sukcesu brak!

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj
    I ja mam "słabość" do ładnych, ciepłych nazw, nawet imion ;)
    Niektóre faktycznie zniechęcają i odstraszają, np osoba, która miała być dawcą dla mnie krwi, dawno temu, nosiła nazwisko Pokusa. I wiesz, co mój organizm jej nie "przyjął", musieli mnie odłączyć. Dostałam wówczas bolesne zastrzyki żelaza w t...k :) do dziś mam zrosty tam :)
    Wiosennie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja bym pewnie od Pokusy krew przyjęła! Brzmi tak podniecająco...

    OdpowiedzUsuń
  12. Sam bajer to za mało, ale może wpłynąć na sukces.

    OdpowiedzUsuń
  13. Hydrozagadka fajna! Nawiązuje do naszego Asa - protoplasty Supermena...

    OdpowiedzUsuń
  14. Wiem, wiem, w tropieniu pochodzenia nazwisk lubuję się od dawna. Zawsze się śmiałam, że jestem dziewiarka nie tylko po mężu, ale i z powodu pasji wieloletniej.

    OdpowiedzUsuń
  15. Niemniej nazwa z pomysłem!

    OdpowiedzUsuń
  16. A najlepiej mieszanka imion obojga. I czasem wtedy wychodzi potworek. W Pruszczu jest księgarnia pod szyldem ,,MAGJA''. Okropnie mnie razi owo ,,j''. Gdyby to był inszej branży sklep, pal sześć...

    OdpowiedzUsuń
  17. Pewnie ileś tam prac magisterskich już powstało. Sama bym chętnie pisała, gdybym dziś studia kończyła.

    OdpowiedzUsuń
  18. Trendy Aniołek na pewno by mnie nie skusił...

    OdpowiedzUsuń
  19. zawsze lepsza dziewiarka niż maszyna trykotarska :)

    OdpowiedzUsuń
  20. "Drutex" kiedyś produkował drut, potem zmienił specjalizację, ale właściciel pozostał przy starej nazwie, bo miała dobrą markę, a i łatwa do zapamiętania dla zagranicznych odbiorców (tak sam wyjaśniał). Z kolei Kler to nazwisko założyciela firmy. W latach 70. bywałam w Baniach Mazurskich, gdzie miejscowa gospoda nosiła wdzięczną nazwę "Venus", a ludność miejscowa odmieniała: do Venusa, w Venusie.

    OdpowiedzUsuń
  21. Ta odmiana jest nagminna! Pod Andrychowem jest dyskoteka o tej nazwie i też wszyscy chodzą na balety do Wenusa...

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...