wtorek, 11 czerwca 2013

Oj, zlazła się babcia...

No, nie do końca zlazła, bo trochę i zjeździła. Ale do rzeczy!


Otrzymawszy wreszcie od pani psychogeriatry zaświadczenie, głoszące iż Mamidłu  niezbędne są pieluchy, udałam się ze wzmiankowanym dokumentem do lekarza pierwszego konszachtu celem uzyskania stosownego glejtu. Kolejki nie było, pani doktor przyjęła mnie kwadrans przed czasem, wypisała co trzeba i... odesłała do siedziby NFZ celem potwierdzenia zlecenia. Cokolwiek to znaczy!


NFZ w innym rejonie miasta. W domu została Mama jeszcze śpiąca, ale wizja tego, co może się zdarzyć po jej  przebudzeniu sprawiła, że postanowiłam wziąć taksówkę, by sprawę przyspieszyć. Dojechałam i stanęłam wobec kilkunastoosobowego ogonka. No trudno! Niech się w domu co chce dzieje, załatwić muszę!


Czterdzieści minut później dostałam się przed oblicze urzędnicze. Szalenie zresztą miłe. Oblicze rzuciło błękitnym okiem na glejt i oświadczyło: - Pani doktor wpisała, o tu, nieodpowiedni numer. Zamiast 02 ma być 01. Proszę wrócić z poprawioną i opieczętowaną wersją!


Tymczasem zrobiło się dobrze po dziesiątej. Więc szybko myślę: co teraz? OK, najpierw do domu, ubrać Mamę i śniadaniem potraktować, a wtedy z powrotem ku medycznym historiom.


Pędem na przystanek trolejbusowy. Spory kawałek. Dość szybko pojawił się pojazd, ale w miejscu przesiadki na autobus zobaczyłam oddalający się ,,zad'' mojego 133... Więc na piechotkę kilkaset metrów z potężnymi schodami w finale! Zziajana, spocona wpadłam, sensacji żadnych nie było na szczęście. Pożywiłam Mamidło, wyszłam z psem i po niecałym kwadransie znów na autobus, do ośrodka.


Pani doktor prawie się obraziła, gdy od progu zażartowałam: - Ale mi pani rozrywek dziś dostarcza...


Piękna kobieta, dobry lekarz, ale poczucie humoru - zero, niestety! Niemniej poprawiła, pieczęć przystawiła, mogłam znów ruszyć do NFZ-u. Kolejka trochę mniejsza niż dwie godziny wcześniej, tym razem 20 minut. Oblicze pochwaliło za sprawność, pogawędziło, objaśniło, przystawiło trzy pieczęcie. I oznajmiło, że refundacja wynosi 70 procent za 60 sztuk ,,dobra'' na miesiąc.


Po powrocie znalazłam sobie hurtownię, która dowozi przesyłkę do potrzebujących, zadzwoniłam, zamówiłam porcję na cały kwartał (180 sztuk!, gdzie ja to pomieszczę?..), bo tak stało w zleceniu i zapytałam, ile gotówki przygotować. Po czym zaczęłam liczyć...


Co jak co, ale procenty mam opanowane! I nijak mi się nie zgadzało to, co wiem ze szkoły, z tym, co zapowiedziało oblicze urzędnicze. No bo zobaczcie: 180 sztuk to 18 paczek po 10 pieluch. Przeciętnie jedna paczka kosztuje ok. 20 zł (trochę więcej, ale tak dla uproszczenia). Czyli razem ok. 360 złotych. Więc skoro 70 procent refundacji, powinnam zapłacić ok. 110 zł. A mnie pani z hurtowni zaśpiewała ponad 250!


Głowiłam się nad tym do wieczora, bo lubię matematyczne zagadki. I doszłam w końcu do wniosku, że chyba zrozumiałam oblicze na opak. Czyli refundują 30 procent, a ja płacę 70. Ostatecznie zajrzałam do profesora Googla. I tu się dopiero zadziwiłam!


Sytuacja niemal jak w dowcipach o radiu Erewań. Albo jak ze słynnym ,,jajeczkiem częściowo nieświeżym''. Owszem, refundują 70 procent, ale... Do kwoty granicznej 90 złotych za 60 sztuk. Znaczy 15 zł za paczkę. Konia z rzędem temu, kto znajdzie tak tani produkt!


Kiedy policzyłam sobie ponownie, według wygooglowanej metody, wszystko się zgodziło!  I teraz mam już tylko problem logistyczny z upchnięciem tych osiemnastu pokaźnych pakunków, które przed południem się pojawią...


Ja nie wiem, czy to było naprawdę  konieczne, proszę Siły Najwyższej, żeby tę całą przemianę materii wymyślać? Ani to estetyczne, ani tanie...

28 komentarzy:

  1. Przypuszczam, ze dostaniesz 6 paczek po 30 szt.
    Latwiej bedzie upchnac niz 18 mniejszych.

    Spoznione gratulacje z okazji wiadomej.

    OdpowiedzUsuń
  2. A jeszcze w kwestii pieluch i ich refundacji - refundowanie 2 szt. na dzien to kpina w przypadku chorych lezacych. Gdyby ktos chcial chorego lezacego tylko 2 razy na dobe przewijac, to odparzenia i odlezyny ekspresowo by sie pojawily.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, tylko, że kilkadziesiąt lat temu nikt papierowych pieluch nie znał.

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Klarka Mrozek11 czerwca 2013 23:19

    lekarka nie miała się o co obrażać bo gdyby była na Twym miejscu i musiała z powodu błędu ganiać tam i z powrotem to co by powiedziała? Raczej nie byłoby żartobliwie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiem, że może Tobie do śmiechu nie było, ale ja znów mam poczucie humoru trochę aż zanadto (w odróżnieniu od "doktórki") więc się szczerze pośmiałam czytając Twój - jak zawsze - fenomenalny tekst. Nie z sytuacji się śmiałam a z tego jak to opisałaś.

    Pozdrawiam i życzę duuużo miejsca na paczki i oby jak najwolniej "wyszły".

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale się nagoniłaś! Powera masz niesamowitego:)
    A co do refundacji pieluch to według mnie to 30% to jakaś kpina!

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Antoni Relski12 czerwca 2013 02:37

    Nie chcę Cię martwić ale w tym temacie jeszcze nie raz się zadziwisz
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Widzisz ... a młodzi mówią że matematyka im nie potrzebna. czasem się przydaje ... co i tak niczego nie zmienia.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak, wody w kranach kiedys tez nie bylo. Zimnej. Bo o cieplej nawet nie wspominam. Czy to ma byc pocieszenie?

    OdpowiedzUsuń
  10. A fakturę wzięłaś? Pamietasz co mówiłam o odliczeniach od podatku?????????Jeżeli nie masz fv, to masz na to 7 DNI OD DNIA ZAKUPU !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja już dawno odkryłam,że te apteczne procenty to jakieś dziwne są, ale uznałam,że to ja po prostu jestem kiepska z matematyki.:)))
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń
  12. W sumie dobrze, że chociaż te 30% łaskawie refundują...

    OdpowiedzUsuń
  13. Bluźnisz, niewiasto! Przecież refundują 70!

    OdpowiedzUsuń
  14. Widać co branża, to insza matematyka...

    OdpowiedzUsuń
  15. Wzięłaś, wzięłaś!

    OdpowiedzUsuń
  16. Nawet kranów nie było!

    OdpowiedzUsuń
  17. A ja lubię liczyć i dlatego się doliczyłam. Tylko od emerytury do emerytury mi liczenie słabo wychodzi jakoś...

    OdpowiedzUsuń
  18. Samo życie, kolego, samo życie...

    OdpowiedzUsuń
  19. Lepsze niż nic jednakowoż!

    OdpowiedzUsuń
  20. Po fakcie też się już śmiałam, gorzej było w trakcie...

    OdpowiedzUsuń
  21. Przywykłam do lekarzy bardziej wesołych. Tę panią nie ja sobie wybrałam, a rodzice.

    OdpowiedzUsuń
  22. Wielu innych rzeczy też nie. Ale skoro już są, by nam życie ułatwiać...

    OdpowiedzUsuń
  23. My się na razie mieścimy w urzędowej normie. Oby jak najdłużej!

    OdpowiedzUsuń
  24. Wcale nie łatwiej! Dostałam połowę po 30, połowę po 10. Te mniejsze były wygodniejsze do pochowania.

    OdpowiedzUsuń
  25. Ale zabawa! Z moją Mamą jeszcze do stadium pieluszek nie doszło, ale spodziewamy się tego lada moment, i to bez refundacji.

    OdpowiedzUsuń
  26. A dlaczego bez? Podobno należy się każdemu!

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...