niedziela, 10 listopada 2013

Dwa w jednym

Wybraliśmy się na ,,Grę Endera''. Na seans niemal porankowy - 11.40. Widzów łącznie z nami było dziewięcioro. Super! Przynajmniej mi popcorn odruchu wymiotnego nie czynił...


Bardzo przyzwoita adaptacja powieści. W zasadzie mogę powiedzieć, że film przyjęłam bez zastrzeżeń. Raz mnie tylko rozbawił moment, gdy ruszająca na wirtualną bitwę młoda ekipa śpiewa piosenkę na melodię znaną z wszystkich ,,żołnierskich'' amerykańskich filmów. Małż mi po seansie wyjaśnił, że widać tradycja w USA rzecz nadzwyczaj święta, więc choć akcja dzieje się w dość odległej przyszłości, to wojsko obyczajów nie zmienia.


Zaczytywaliśmy się w cyklu o Enderze wiele lat temu. Całą rodziną. Najpierw my, potem potomstwo. Aż się dziś zdziwiłam, ile zapamiętałam z lektury. Literatury tego typu wprawdzie od paru lat nie ruszam, ale gdy pojawia się nowa książka Orsona Scotta Carda, to przełamuję niechęć do gatunku. Aktualnie też dwie pozycje od Asi pożyczone.


Bohaterami Carda prawie zawsze są dzieci, na ogół obdarzone niezwykłymi zdolnościami, których wykorzystanie okupione jest jednak szalenie ciężką pracą, rozłąką z bliskimi, licznymi niebezpieczeństwami  itp. Ktoś mógłby powiedzieć, że to podobne do Harrego Pottera. Nic z tych rzeczy! Zupełnie inna stylistyka, mniej czarów-marów, więcej potu i łez oraz dylematów moralnych. Zresztą to nie są książki dla dzieci. Zdecydowanie.


***


Z innej beczki... Coś mi się porobiło od powrotu w pielesze. Odrobina mizantropii się wdała chyba. Mniej mnie ciągnie do ludzi. Bardziej ku naturze się skłaniam. Może dlatego, że w mieście było jej niewiele? 36 lat mieszkam na wsi, a dopiero teraz zaczynam np. ,,zauważać'' ptaki, zjawiska na niebie itp.


Podobnie z samolotami. Latają nad nami od zawsze, bo i wojskowe lotnisko w pobliżu, i te większe i mniejsze z gdańskiego Rębiechowa tu manewrują. Do tej pory nie zwracałam szczególnej uwagi. Owszem, czasem mnie złościł zbytni hałas nad głową... Od kiedy osobiście uniosłam się w powietrze, śledzę ich ruchy, zastanawiam się, czy zmierzają w przestworza, czy raczej wręcz przeciwnie - zabierają się do lądowania. Czasem w porach, gdy odlatywaliśmy i przylatywaliśmy z Paryża, patrzę w niebo i na widok samolotu myślę: to  chyba ,,nasz''...


Ostatnio zamarzyło mi się posiadanie lornetki. Nie tyle,,by podglądać Bernadetkę'', ile raczej stworzenia boże unoszące się w powietrzu lub pływające po Motławie koło domu... I żerujące w dżungli za płotem. Chyba Mikołaja poproszę?...



8 komentarzy:

  1. Przypomniałaś mi wakacje, bo w tym roku dwa razy byłam w Rębiechowie:
    najpierw przyleciałam a potem - rzecz oczywista - odleciałam. Kocham ten środek lokomocji. Jestem już na tym etapie,że nie przemierzam dłuższych odległości samochodem. Nie widzę powodu aby w okresie wakacyjnym męczyć się i stać w gigantycznych korkach, albo tracić czas na wielogodzinny dojazd. Nie lubię też pociągów z ich ciągłymi spóźnieniami. Wolę latać samolotem. Dla mnie do Trójmiasta nie ma lepszego transportu jak samolot: szybko i wygodnie. Bilet kupuję bez problemu przez internet.

    OdpowiedzUsuń
  2. -- lornetka jak najbardziej wskazana , by zobaczyć to piękno nie do końca widziane gołym okiem i list do Mikołaja pisać już najwyższy czas.....
    ---- :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lornetka dobra rzecz - niektóre sąsiadki są niesamowite ;)

    I cudownie, że się okazałaś fanką Endera (książki, książki tylko). Czasem to nawet myślę, że nie zaszkodziłoby go dodać do lektur jakichś dodatkowych. Oczywiście bez wyrzucania dylematów Wallenroda czy innego smroda (czule!)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z zażenowaniem przyznaję, że Endera nie znam. Okolicznością łagodzącą mogłoby być to, gdyby wydarzył się w latach 1973 - 2011, kiedy mnie w Polsce nie było. Proszę, daj mi namiar, żebym mogła nadrobić zaległości..

    OdpowiedzUsuń
  5. Namiary w zasadzie podałam. Autor Orson Scott Card, tytuł ,,Gra Endera''. Myślę, że najszerzej autor jest znany w USA.

    OdpowiedzUsuń
  6. Też jestem za dodaniem do kanonu. Najwyższa pora skończyć z ,,Plastusiowym pamiętnikiem'' i innymi ramotkami...

    OdpowiedzUsuń
  7. Teraz to już chyba do Mikołaja e-maile raczej?...

    OdpowiedzUsuń
  8. Coś jest w lataniu. Długo trwało, zanim się dałam przekonać...

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...