Pierwszy raz zapomniałam o swojej blogorocznicy. Dopiero Klarka mi przypomniała, że ja już 31 stycznia 6 lat skończyłam! Hurra, wyszłam z przedszkola!!!
Podczas naszej walentynkowej kolacji zaczęliśmy się z Małżem zastanawiać, kiedy to dokładnie zdarzył się jego zeszłoroczny wypadek. Czyli Era+kot+7 pękniętych męskich żeber. - Co my tu kombinujemy? - stwierdziłam. - Zajrzę w domu do bloga i znajdę!
Dziś mija rocznica! Oczywiście w dzień po międzynarodowym święcie kota! Sorry, kochani Kociarze i Kociarki - nie zamierzam świętować z Wami... Zresztą Dnia Psa też nie obchodzę. Mam go na co dzień...
Odeszłam od tematu, jak zawsze. Lekka paranoja dygresyjna, wybaczcie! Chciałam tu unaocznić, że poza zupełnie oczywistymi zaletami blogopisarstwa (gimnastyka umysłowa, ćwiczenia stylu, znajomości z fantastycznymi ludźmi itp.), coraz częściej traktuję te zapiski jako swego rodzaju ,,wsteczny terminarz'' lub pamięć zewnętrzną. Już kilka razy cofałam się tu w czasie, by sprawdzić, kiedy miało miejsce takie czy inne wydarzenie. I generalnie znajduję odpowiedzi. Czasem nie wprost, wszak nie sposób tu ujawniać wszystkiego, co nas spotyka. Ale czasem poprzez skojarzenie ustalam, co, jak i kiedy...
W zasadzie nigdy nie używałam kalendarzy sensu stricto. By notować ważne wizyty, zdarzenia itp. Zachowałam na pamiątkę sporych rozmiarów kalendarz z mojego ,,epizodu'' dyrektorskiego. Czasem zaglądam i nie mogę wyjść z podziwu, jaka bywałam zajęta przez te 7 miesięcy!
Od dwóch lat w portfelu noszę malutki egzemplarz, gdzie dwie sztandarowe pozycje stanowią wizyty u doktorów plus terminy asinych koncertów. Teraz doszły jeszcze zebrania KGW. Najdziwniejsze jest to, że potrafię tego ,,maleństwa'' przez okrągły rok nie zgubić! Dotychczas bowiem było to absolutnie niemożliwe... Nawet kalendarz bardzo okazałych rozmiarów zapodziewałam najdalej do połowy marca!
***
Ciekawostka zasłyszana dziś podczas wygibasów. Przyczynek do konfliktu pokoleń...
Agnieszka opowiada, że jej nastoletni syn, wygoniony w weekend niemal siłą na podwórko, dzwoni po kilku minutach domofonem i pyta: - Mamo, mogę już wrócić?!
Matko jedyna! Przecież dopiero co były takie czasy, że matka nijak nie mogła się dowołać dzieciaka, by z podwórka do domu zechciał łaskawie przyjść! Bo tam się toczyło główne życie rówieśnicze...Ile zabaw kreatywnych się na owym podwórku odbywało! Przy minimalnych nakładach w sprzęcie.
Że ja się zadumiałam, babcia wnukom, nie dziwota! Ale i panie okołoczterdziestkowe też! Wszak one również jeszcze z pokolenia podwórek... A nie laptopów! Ech, co za czasy...
No to kolejnych wielu lat pisania:)!
OdpowiedzUsuńJa trzydziestkowa a też mnie zachowanie młodzieńca zdziwiło:O ja też jeszcze wychowana na podwórku;)
Trzeba podłączyć na podwórku ogólnodostępne WiFi
OdpowiedzUsuńwłaśnie dzisiaj, w drodze do szkoły, moja 7-letnia Emilka powiedziała, ze chce tableta...
OdpowiedzUsuńGratulacje z okazji Rocznicy
OdpowiedzUsuńTo już do szkoły idziesz czy jeszcze zaplątasz się w zerówce???No popatrz, ten czas tak szybko leci do przodu! Życzę Ci wiele jeszcze takich rocznic.Uprzytomniłam sobie, że nigdy nie bawiłam się na podwórku, z tej prostej przyczyny, że jako dziecię chorowałam i nie wolno mi było biegać, męczyć się, pocić itp. Moja córka też raczej nigdy nie bawiła się na podwórku, bo wpierw byłam na wychowawczym, potem przestałam pracować, więc jako osoba zmotoryzowana jezdziłam z nią do Łazienek lub Wilanowa albo do lasu.
OdpowiedzUsuńTe osiedlowe podwórka były beznadziejne, np. drabinki i huśtawki stały na betonie a o cieniu w upał to mogłaś zapomnieć. A moje wnuki mają czas na oglądanie bajek mocno limitowany, w sumie razem z dziecinnymi grami na tablecie to jest godzina dziennie i do tego nigdy niczego sami nie oglądają, zawsze któreś z rodziców jest z nimi. Te dzieciaki mają niespożyte siły; starszy potrafi pokonać rowerem 12 km a w ramach odpoczynku po 6 km szaleje na placu zabaw.
Miłego, ;)
Gratulacje z okazji rocznicy :)
OdpowiedzUsuńA dzisiejszym dzieciakom to i ja się dziwię. A mam dopiero 27 lat ;) My z dzieciakami z kamienicy całe dnie spędzaliśmy na podwórku, co jakiś czas tylko wołani do któregoś okna po coś do jedzenia czy picia ;) Zresztą nasze dzieci spędzając czas u dziadków też całymi dniami są na podwórku ( w blokach z tym jest już gorzej), brudne ale jakie zadowolone ;)
Przy laptopach pociechy się nie brudzą, to fakt! A przecież dzieciak brudny to dzieciak szczęśliwy! Natomiast te komputerowe wcale zdrowo nie wyglądają...
OdpowiedzUsuńI to mi się podoba! Sama nie grzeszyłam nigdy talentami fizycznymi, czego bardzo żałuję. Ale to przez połączone siły Mamy i Babci - Tato nie miał siły przebicia... Na rower nie, bo kolana zedrę, pływać nie, bo się utopię itp. I wyrosła sierota!
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję!
OdpowiedzUsuńChce, pewnie, bo inni już dawno mają! Ulegniesz?
OdpowiedzUsuńI oglądać stada małoletnich zombies?:)
OdpowiedzUsuńI chwała Ci za te podwórkowe wychowanie!
OdpowiedzUsuńpowiedzielismy jej, że dostanie najwcześniej jak skończy 9 lat
OdpowiedzUsuńWitaj Zgago. Przede wszystkim moc życzeń dla nie przedszkolaka, wielu radości z blogowania. Dzień kota, powiadasz, cholercia nie wiedziałam, ale nic to nie powiem mojemu zbirowi, że takowy był:-) :-) :Niech żyje w błogiej nieświadomości.
OdpowiedzUsuńSłusznie, jeszcze by się zaczął hołdów domagać! Albo, co gorsza, prezentów...:)
OdpowiedzUsuń