środa, 21 stycznia 2015

O Babci raz jeszcze

No bo o czym innym dziś?... Więc jeszcze parę wspomnień.


Babcia była niewysoka, ale miała nieproporcjonalnie duże stopy, szczególnie jak na dawniejsze czasy. Chyba rozmiar 40, bo Mama nosiła 39, a buty Babci były większe.


Jedno z bardzo ciemnych oczu było nieco mniejsze od drugiego, co nadawało Babci wygląd lekko zawadiacki. Na głowie zawsze wieczna ondulacja. Na noc na fryzurę  różowa siateczka - obowiązkowo! Kto to dziś pamięta...


W garderobie Babci królowały beże i brązy. Oraz kremowe lub białe bluzki, najlepiej z koronką w okolicy kołnierzyka. Spódniczki zawsze wąskie. Dziwne, że w pamięci mam głownie ubrania Babci z wiosny, jesieni i zimy, nie pamiętam natomiast żadnych wersji letnich...


Na 1 Listopada Babcia nieodmiennie stroiła się w czarne futro, które chyba nawet było karakułowe. I w czarny beret lub kapelusz. Wyglądała w tym zestawie zupełnie inaczej niż na co dzień, jakoś groźnie i strasznie! Bo, podobnie jak Mamie, zdecydowanie czerń jej nie służyła.


Cecha charakterystyczna to zawsze obandażowane łydki, Babcia cierpiała wiele lat na żylaki.


Generalnie była to osoba pogodna, spokojna, serdeczna. Ale czasem objawiał się i u niej  diabeł skryty za skórą! Najczęściej przyczyną był Tato, bo nie było dla Babci większej zbrodni niż spóźnienie na rodzinny obiad, a Tacie się to zdarzało i to całkiem często. Wtedy, mimo całego uwielbienia, którym darzyła bezkrytycznie ukochanego zięcia, Babcia miotała z oczu iskry i potrafiła pokrzyczeć!


Już tu kiedyś wspominałam, że Babcia nigdy nie klęła. Najgorsze w jej pojęciu ,,wyrazy'' to były dwa słowa rosyjskie: ,,swołocz'', i ,,sobaka''. Używane wyłącznie wtedy, gdy stopień wnerwienia w skali od 1 do 10 wynosił 11!


Największą radością Babci było zadowolenie rodziny i gości z jej wytworów kulinarnych. A że talent w tej kwestii miała ogromny, to i zachwyty były na porządku dziennym. Szkoda tylko, że zawsze chciała być Zosią-Samosią, przez co nie dopuszczała praktycznie do pomocy przy kuchni i wieczorem padała ze zmęczenia...


Na krótko przed tym, gdy opuściłam dom rodzinny, zaczął się dramat. Mama nadal pracowała, Babcia niby wciąż  prowadziła dom, ale postępująca demencja sprawiła, że kuchnia zaczęła kuleć. Dość drastycznie. Zaczęło się masowe przypalanie potraw, słodzenie ziemniaków, solenie ciast, palenie kolejnych czajników. A jednocześnie chęć zachowania za wszelką cenę swojego ,,królestwa''!


Co wtedy przeżywała Mama? Teraz to wiem, bo ćwierć wieku później historia się powtórzyła, tylko w zmienionej obsadzie...


Ale to nieistotne. Nie dziś. Dziś bowiem myślę o Babci jako tej jeszcze dziarskiej, sprawnej, mniej więcej w moim obecnym wieku. Gdy była dla mnie i Sister najważniejsza i  najukochańsza. Czasem surowa, ale przede wszystkim ciepła i gotowa dla nas prawie na wszystko! Ucząca nas ludowych i patriotycznych piosenek, dobrych manier przy stole, wszystkiego tego, co powinna umieć ,,panienka z dobrego domu''. A czasem godzinami rżnąca z nami w remika, choć karty niby były samym złem, bo ,,wiecie, ile wasz dziadek przy zielonym stoliku przehulał''?...


***


P.S. Wskutek rekonstrukcji komputera utraciłam chwilowo możliwość komentowania u części z Was. Niemniej co wieczór wchodzę wszędzie, gdzie zwykle i czytam. Podobno po weekendzie wszystko wróci do normy. Tako rzecze Małż!


 

 

15 komentarzy:

  1. Czarne futra to było coś na specjalne okazje. Szkoda, że sama nie znalazłam jeszcze takiej, żeby w babcinych karaczanach, czy tam karakułach ;) wystąpić i zabić całe towarzystwo zapachem naftaliny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne wspomnienia.. Ja jedną swoją babcię pamiętam niestety słabo, bo zmarła, gdy miałam osiem lat - ale pamiętam. Druga zmarła jedenaście lat temu, więc tu już pamieć lepsza. Ale bardzo żałuję, że żadna z babć nie doczekała mojej dorosłości.. Często zastanawiam się, jakie byłyby nasze relacje dziś...

    OdpowiedzUsuń
  3. spłakałam się czytając Twoje wspomnienie...
    Ale wiesz.

    OdpowiedzUsuń
  4. i oby wspaniałe wspomnienia miały nasze wnuczęta

    wieczorowo macha - Dośka vel Gryzmolinda

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj tak, choć my już w większości całkiem inne babcie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiem, rozumiem i przytulam...

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakby się cieszyły na widok prawnusia!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nasz babcine gdzieś przepadło... Nie żałowałam specjalnie ,,straszydła''.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zastanawiając się nad babciowym gotowaniem dochodzę do wniosku, że kobiety coraz gorzej gotują. Moja babcia gotowała rewelacyjnie, mama gorzej. Teraz moje dzieci uważają, że babcia gotuje lepiej niż ja. Jeśli moje wnuki będą uważały, że ja gotuję lepiej od ich mam, to będzie to początek końca słynnej polskiej kuchni ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. i to domowe, konsekwentne wychowanie widać do dziś,
    nie ma się co łudzić, że dzieci podrzucane od maleńkości do różnych przypadkowych osób, do żłobków, przechowalni i przedszkoli będą miały takie samo poczucie bezpieczeństwa

    OdpowiedzUsuń
  11. Kalina, niestety Polska kuchnia traci na smaku, dawniej kobiety od małego gotowały razem z mamami przyuczały się teraz nikt nie zwraca za bardzo na to uwagi, a obecni rodzice praktycznie w ogóle nie zabierają dzieci do kuchni nie przeuczają ich tylko cały czas zabawa zabawa... a potem się ludzie dziwią, że 18 latka nie umie ugotować rosołu ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Stara dobra tradycyjna szkoła.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie jest tak źle! Moja synowa gotuje świetnie, córka też.

    OdpowiedzUsuń
  14. Owszem, ale zważ, że więcej kobiet teraz pracuje niż w pokoleniu naszych babć. A że jeszcze emerytalny czas się wydłużył? Trudno dziś o babcię na cały etat.

    OdpowiedzUsuń
  15. A ile się człowiek za młodu nabuntował przeciwko tej starej szkole? Po latach dopiero doceniłam...

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...