niedziela, 29 maja 2016

Dzień czwarty

Pierwsza dłuższa wycieczka, do Oceanarium w Newport, stan Kentucky. Nieco ponad godzinę drogi, oczywiście ,,hajłejem''. Potwierdziło się, że Amerykanie jeżdżą spokojnie i raczej przestrzegają przepisów, przynajmniej jeśli chodzi o prędkość. Tylko Szwagra trzeba było czasem stopować, bo się czasem  po polsku rozpędzał...


Moje doświadczenia z przyglądaniem się morskim stworzeniom ograniczały się do tej pory do jednej jedynej wizyty w naszym gdyńskim Akwarium, a i to wiele lat temu. Toteż bogactwo wodnej fauny zrobiło potężne wrażenie. Najpiękniejsze były rozmaite gatunki koników morskich i ogromne płaszczki. Ryby, rybki i maleńkie rybeczki we wszystkich kolorach tęczy, do tego egzotyczne żaby, parę rekinów i aligatory, w tym dwa albinosy. Było na co popatrzeć i nadziwować się... Kilku stworzeń można było nawet delikatnie dotknąć, np. krabów, skrzypłoczy i takich sporych ryb, których nazwy nie zapamiętałam. Na koniec taka nowa podobno atrakcja w postaci sznurowego mostu nad rekinami. Plecionka była bardzo solidna, a mimo to trochę adrenalina skoczyła...


Potem spacer po okolicy. Małż zachwycił się wycieczkowym statkiem-tylnokołowcem, który płynął rzeką. Na drugim brzegu piętrzyły się olbrzymie wieżowce Cincinatti. Jeszcze kawa w Starbucksie (debiut, bo w Polsce zawsze jakoś nie po drodze było) i do domu.


Na wieczór zaplanowaliśmy grilla na tarasie. Nieoczekiwanie zrobiło się strasznie lodowato, w końcu to był 15. maja - zimna Zośka, obowiązująca jak widać i na drugim końcu świata. Szybko więc zjedliśmy co było i wróciliśmy do środka. Muszę podkreślić, że mój siostrzeniec Jędrek świetnie się spisywał jako grillmaster.


Popatrzyliśmy jeszcze chwilkę na amerykańskie wersje Tańca z gwiazdami i The Voice, a potem spać, bo następnego dnia najdłuższy i najatrakcyjniejszy z wyjazdów nas czekał.


***


cdn...




6 komentarzy:

  1. Koniki, ach, koniki morskie - moja miłość!
    Ponadto w każdym oceanarium przysysam się wzrokowo do imitacji rafy koralowej i mogę sterczeć tam godzinami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, to niewątpliwie piękna rzecz...

    OdpowiedzUsuń
  3. Krótko jak na Stany byliście. Ja też tylko krótko jak już ale to Europa i niedługo się leci. Pozdrawiam serdecznie znów na walizce..

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale Cię nosi po świecie! Ja na razie wciąż się cieszę domem...

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Iwona Zmyślona1 czerwca 2016 00:44

    Dziękuję za dokumentację zdjęciową z pobytu w Stanach, sama nigdy się tam nie wybiorę, i to nie dlatego, ze nie mam tam rodziny. Dzięki Twoim fotkom mogłam się poczuć jakbym tam była. Życzę dalszego udanego cieszenia się domem. Ukłony.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja się przez 16 lat zarzekałam...

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...