środa, 25 maja 2016

Pierwsze wrażenia z Ohio...

... czyli, jak mawia Sister, ,,ohójskie''.


Bardzo zielono! Jak na wsi polskiej...


Dom Sister był dla mnie nie lada  zagadką. W Polsce w zasadzie nigdy nie miała własnego miejsca, bo to albo u Rodziców, albo w rodzinnym domu Szwagra. Obawiałam się nieco ascetycznego, nowomodnego wystroju, a tu miłe zaskoczenie! Przytulnie, może nawet  ,,oldskulowo''. Poczułam się absolutnie swojsko! Ulokowano nas w saloonie, gdzie m.in. stał potężny stół bilardowy. W tej grze wykazałam totalny brak talentu.


Po śniadanku wyruszyliśmy na zwiedzanie campusu, gdzie oboje, Basia i Michał pracują. Zaliczyłam ogląd ,,zewłoka'', bo Sister ma na co dzień, jako nauczyciel anatomii, do czynienia ze sztywnymi. Asia nakazała choć jeden egzemplarz obejrzeć, więc jakąś Mary mi udostępniono. Spojrzałam, jak Tewje Mleczarz na maszynę... Wystarczyło!


W ogródku domowym zwierzyny moc. Szare wiewiórki, świstak zadomowiony obok szopki na narzędzia, drozdy zwane tu ,,robinami'', kolibry itp. Tylko na ptaszka kardynała czekałam dwa dni, nim się pokazał. Za to zadowolił mnie bardzo swoją wściekle czerwoną barwą.


***


Ciąg dalszy, oczywiście...






2 komentarze:

  1. Dlaczego byłaś zaskoczona? Przecież przed Tobą była Twoja córka, więc chyba nie robiła tajemnicy z tego, jak jest w domu cioci.
    Ascetycznie i nowomodnie bywa tylko w duuużych miastach i to głównie u tych, których stać na wynajęcie dekoratora wnętrz ( bo zwykły śmiertelnik
    w urządzaniu wnętrza raczej nie wydziwia). To Wy jakoś krótko tam byliście.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Krótko, ale za to bardzo intensywnie! Małż nadal pracuje, więc nie chcieliśmy całego urlopu wykorzystać, bo jeszcze parę wyjazdów w tym roku do zaliczenia.

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...