wtorek, 2 października 2018

Miastowi i reszta świata

Przez pierwsze 23 lata życia byłam ,,miastowa''. Zdecydowanie. Pisałam kiedyś o tym, że wieś nie była moją ulubioną bajką, kojarzyła się nieciekawie. Głównie z nieprzyjemnymi zapachami, tłustym jedzeniem i ciężkimi jak ołów pierzynami. Ale życie pisze rozmaite scenariusze, więc przyszło mi żyć na wsi przez następne ponad 40 lat...

Może nie od razu poczułam się w moim grajdołku jak w domu, jednak od czasu, gdy się tu znalazłam, zaczął mi doskwierać stosunek pewnych ludzi do mieszkańców wsi. Faktem jest, że te cztery dekady temu kontrast między wsią a miastem był spory. W każdej dziedzinie życia, między innymi w warunkach szkolnych.

Na przykład przedmiot z czasu studiów pt. ,,techniczne środki nauczania'' okazał się w mojej szkole kompletnie nieprzydatny. My pracowaliśmy w systemie ,,tablica-kreda-nauczyciel-uczeń''. Wyposażenie klas ograniczało się do portretów pisarzy, jakiegoś przekroju żaby , kilku map itp. Zdaje się, że w jednej z sal był telewizor. I tyle...

Któregoś roku moja koleżanka Alicja przygotowała na Dzień Dziecka przedstawienie ,,Kopciuszka'' Jana Brzechwy. Z wielkim, jak na naszą szkołę, rozmachem. Rodzice bardzo się przyłożyli do produkcji kostiumów, scenografii itp. Premiera zachwyciła wszystkich, między innymi ówczesnego urzędnika gminnego odpowiedzialnego za kulturę. Tenże postanowił zaprosić na drugie przedstawienie jakiegoś ,,miastowego'', bodajże z gdańskiego Teatru Miniatura. Dzieciaki przejęte, zagrały jeszcze lepiej niż na premierze, wszyscy byliśmy oczarowani. A ,,miastowy''? Oglądał spektakl z miną znudzoną i pogardliwą, po czym zapytał, po co zaproszono go do jakiegoś ,,skansenu''?...

Podobnie kilka lat później zachował się inny gdański aktor czy reżyser, zaproszony do jury w konkursie międzyszkolnym, gdzie dzieci prezentowały tańce, piosenki, recytacje i minispektakle. Czepiał się wszystkiego, nie przyznał pierwszej nagrody w żadnej kategorii i ogólnie zachowywał się, jakby był tu za karę.

A teraz zdenerwował mnie artykuł krytyka kulinarnego, który regularnie ocenia potrawy w naszych corocznych kulinarnych zmaganiach.  Bo brakuje mu wśród degustowanych dań ...dziczyzny! Pan krytyk tuż po naszym konkursie odwiedzał jakieś Toskanie, czy insze miejsca wykwintne, rozumiem. Konsumował tam zapewne rozmaite cuda na kiju. Proszę bardzo! Jednakowoż wymaganie od żuławskich gospodyń latania z flintą po okolicznych polach? No, sorry Gregory! Osobiście jestem wrogiem polowań, czego i innym życzę jak najbardziej. Obrzydza mnie nawet widywany w sklepach zewłok króliczy, nie mówiąc już o innych przedstawicielach fauny krajowej. Późną jesienią rezyduje w mojej dżungli za płotem stadko bażantów, drą się czasem okrutnie, strasząc mnie po nocy, ale myśl o widoku ich na talerzu?.... Never!!!


14 komentarzy:

  1. Od wielu lat zyje poza Polska ale obserwujac z daleka polskie elity,widze, ze 90% tych elit, to zwykli tzw.celebryci.Uderzyla im woda sodowa do glowy, bo kiedys za cos ktos ich docenil i wyszli na te wyzyne.A teraz tam siedza i kroluja.I gardza wszystkim i wszystkimi , ktorzy w ich pojeciu sa duzo nizej od nich.A juz ludzie ze wsi, to dla nich zupelne niziny.A srodki przekazu , nie bardzo majac czym sie zajac, utrzymuja ich w tej "wyjatkowosci".Zalosne to .

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie wiem- nigdy się nie zachwycałam dziczyzną i nie mogę pojąć co w niej takiego ekstra- mój brat cioteczny polował i zawsze jakaś dziczyzna u nich się pałętała. Oni piali z zachwytu a ja byłam bliska torsji.
    Pogardliwy stosunek do wsi mają w Polsce głównie ci co sami są z zapadłych wioch a w mieście udało im się zrobić karierę.
    A słoma im z butów zawsze i tak wyłazi.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba dwa razy w życiu jadłam coś z dzika, żeby mnie zachwycało... nie! Bo nie ma to jak swojski indyk.

      Usuń
  3. Nie przeczę, że my, wieśniacy, mamy swoje za uszami. Ale wydziwianie "miastuchów" typu: jak wy tu żyjecie, w kuchni jecie zamiast w jadalni, duży pokój macie zamiast salonu, trawniczek tu zrobić a obok wykostkować., drzewo wyciąć bo liści kupa a w ogóle to ja bym tak nie umiał/a żyć" mocno mnie wkur...zają.

    OdpowiedzUsuń
  4. 25 lat byłam miastowa, a od prawie 40 wsiowa i nie żałuję. Nie zauważam na mojej wsi jakiś wielkich różnic od miasta. A zaproszeni miastowi goście, czy to do szkoły, czy do domu kultury na rożne imprezy i konkursy zachowują się profesjonalnie i sympatycznie. Dziczyzny nie jadam, chociaż próbowałam kiełbasy z nutrii i dzika, ale szału nie było. Ale nie wyobrażam sobie konsumować sarenki, zajączka czy bażanta. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy podobny ,,staż'' i w mieście, i na wsi. ja też nie żałuję, absolutnie!

      Usuń
  5. Pół życia mieszkałam w mieście. Jestem "miastowa" od pokoleń, a mimo to wiele lat temu z radością przeprowadziłam się na wieś i w życiu nie chciałabym wrócić do miasta.
    Nie wiem jak w Polsce (od bardzo dawna mieszkam poza ojczyzną) ale tu gdzie mieszkam, wsi i ludzi w niej mieszkających nikt nie deprecjonuje. Nikt nie ma kompleksów z powodu mieszkania na wsi. Myślę, że należy współczuć "miastowym", którzy uważają się za lepszych tylko z racji miejsca zamieszkania. To biedni ludzie i wg mnie zakompleksieni bardzo.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście u nas takie wywyższanie się miastowych jest już coraz rzadsze. Jednak najbardziej boli, gdy zachowują się paskudnie ludzie teoretycznie z jakiejś ,,wyższej półki''.

      Usuń
  6. Zgaguniu, byłaś u mnie w szkole lata świetlne temu na głębokiej prowincji :) nikt tak przedstawień naszej dziatwy szkolnej tak nie skrytykował ( ale to chyba dlatego, że Suwałki i Białystok to też prowincja)
    Królik- dostałam od Jarka Cioci 9 kitek zamrożonych, już wstępnie przygotowanych- tylko do duszenia, zjadłam 2 kęsy, resztę mięska rozdałam rodzinie i nigdy Więcej! Królika się głaszcze, a nie spożywa.
    Proponuję podpowiedzieć Jury, żeby zapraszano bardziej Polskich krytyków kulinarnych.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też królika nie ruszę za nic, choć jedna koleżanka nieustannie mi zachwala...

      Usuń
  7. Zawsze byłam miastową tęskniącą za wsią. Nigdy jednak nie miałam odwagi dokonać zmiany. Dzisiaj dzięki technice różnice między wsią a miastem znacznie zmalały. Jednak jak sama piszesz niektórym miastowym "słoma z butów wystaje". Nie jestem zwolennikiem dziczyzny, owoców morza czy żabich udek. Polska kuchnia jest tak bogata, że jest z czego wybierać i nie ma powodu silić się na oryginalność. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Technika, owszem, swoje zrobiła, ale i mentalnie ludzie na wsi bardzo się zmienili. Czasem aż nadmiernie pragną dorównać ,,wielkiemu światu''...

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...