piątek, 4 stycznia 2013

Ofiara rosołu

Po raz kolejny... Sama zupa niekłopotliwa, oczywiście. Ale gdy się ją potraktuje jako substancję wyjściową do kilku kolejnych potraw, to daje w kość! A raczej w kilka kości, tych na plecach...


A ja już tak mam, że jak już rosół, to gar największy, jaki jest, dwa ogromne pęczki włoszczyzny i dużo mięsa. I potem zaraz galaretka drobiowa i sałatka klasyczna być muszą. Rosół jako taki wyjada tylko Małż, Mamidło i ja preferujemy wersję kubeczkową, bez ,,paprochów''. Ewentualnie z posiekaną pietruszką...


A jako że rosół musi swoje godzinki ,,odburlikać'', to po drodze jeszcze poczyniłam coś na kształt spaghetti, tyle że makaron inszy, bo kto by łowił na talerzu te długie nici i zawijał łyżką na widelec? Może ja bym sobie jeszcze poradziła, ale Mama na pewno nie. Nie nauczyła się za młodu, więc teraz impossible!


Moje kuchenne zmagania z makaronami wszelkiej maści to od lat pasmo klęsk. Niby lubię, ale... Mało który łatwy w konsumpcji. Zwłaszcza w ramach drugiego dania. Ślizga się to po talerzu, ucieka jak żywe, złowić trudno... Sos powinien się wchłaniać, a nie chce! Pływa sobie osobno...


Jako dzieci kochałyśmy z Sister  makaron pod tytułem rurki w zupie pomidorowej. Gdy zdarzał się moment nieobecności Mamy lub Babci przy stole, uwielbiałyśmy wciągać zupkę przez taką pojedynczą kluchę. Oczywiście przy domowych ,,damach'' była to czynność absolutnie zakazana!


W szkolnych stołówkach  za czasów kariery pedagogicznej zawsze lubiłam makaron z twarogiem, cukrem i śmietaną. W domu rodzinnym się tego jakoś nie jadało, jako mężatka czasem robiłam dzieciakom, ku ich radości. Dla Małża musiała być wtedy wersja na słono, bo obiad na słodko to nie obiad, tylko deser!


Pojęcie ,,al dente'' jest dla mnie totalną abstrakcją. Daję sobie radę z kaszą i ryżem na sypko. A makaron zawsze mi wychodzi... w kształcie garnka! Pilnuję czasu zalecanego na opakowaniu, dolewam do wody oliwy, przepłukuję zimną wodą, wszystko na darmo! Zawsze w finale jedna wielka grubalaśna  klucha!


***


Za ,,sztrum'' w styczniu do zapłaty 539 złotych! Matko kochana... Na szczęście w marcu i maju już ,,tylko'' po 220!


Za to w lumpiku osiedlowym w soboty od dwunastej wszystko po dwa złote. Ruszę na łowy po powrocie ze Stowarzyszenia! Bo dziś (wczoraj) widziałam kilka atrakcyjnych ciekawostek...


 


 


 


 

28 komentarzy:

  1. Tedy należy oną kluchę ze z garnka wyjąć na stolnicyję, potraktować nożem o zaostrzonej, węższej krawędzi, podziabać wyjętą konsystencyję w paski wielkości i kształtu mniej wypasionych dżdżownic; przełożyć owo do głębokich talerków i zalać wywarem, gorącym, jak tylko możliwe. Tenże pożywać łyżką do zup wszelakich, uważając, aby gęby i podniebienia nie sparzyć i łyżką przebierając powoli, z dystynkcyją jakowąś dworską konsumować z Małżem, i komu tam przydział przypadnie, aż do ukontentowania smaku,
    zatem smacznego życzę

    OdpowiedzUsuń
  2. Ot, rada! Wypróbować przyjdzie... Może już dziś.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja gotuję troszkę dłużej niż na opakowaniu - za to na mniejszym ogniu. I sprawdzam co jakiś czas jakiej twardości aktualnie makaron jest. A, i dolewam łyżkę zwykłego oleju słonecznikowego.
    Przy tejże komentowania okazji: wszystkiego najlepszego w 2013!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak się daje olej to sosu potem nie wchłania :)
    Ja oliwię wodę tylko do kopytek i inszych, żeby się nie sklejały, a makaron
    nawet jak się zacznie trochę sklejać, można od razu potraktować na durszlaku zimną wodą - z czajnika lub - najwygodniej z kranu, ale to już zależy od tego co w rurach płynie :) I jak się tak parę razy wstrząśnie na tym durszlaku i pogmera łyżką, to się ta breja zwykle ładnie rozdziela :D

    Raz widziałam taką babę makaronową w kształcie garnka i tak mnie zafascynowała, że do dziś pamiętam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten cienki zagotujęi zdejmuje na bok. Nie odlewam. Ten grubszy troszeczkę dłużej i to samo. Spróbuj-;))

    OdpowiedzUsuń
  6. Skuteczny sposób na dobry makaron, też go stosuję :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Doskonale pamiętam siorbanie pomidorowej przez rurki. Więcej było tego siorbania niźli jedzenia zupy. To pewnie dlatego nigdy nie było pomidorowej podczas uroczystych obiadów z gośćmi, kiedy dzieciarnia w białe koszule odziana była. Bo potem mus wszystko prać. :-)

    Nigdy nie dolewam żadnego oleum do makaronu. Nawet do pyz, które niby mają się dzięki temu nie sklejać. Ale to przez powszechniak i nauki w nim pilnie pobierane, tudzież przez mądrości ludowe. Wiadomo wszem, że oliwa sprawiedliwa i na wierzch wypływa, więc po co ona zanurzonym kluchom?

    Makaron zawsze hartuję zimną wodą. Tak długo aż wystygnie. Nigdy się nie klei. A w czasie gotowania pomieszać go czasem też nie zawadzi. :-)

    Przy okazji - nie da się zlikwidować tych literek? Teraz już kopiuję komentarz do pamięci, wcześniej mi zżerało mówiąc, że literki już po gwarancji czy jakoś tak.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja pamiętam rurki i do pomidorowej. mmm PYCHA...

    OdpowiedzUsuń
  9. Bywalam kiedys na zajeciach gotowania z bardzo u nas popularna szefowa kuchni Lidia Bastianich, ktora wrecz powiedziala, ze dolewanie oliwy do gotowania makaronu lub przelewanie juz ugotowanego zimna woda powinno byc karalne wiezieniem:)) Szczegolnie jesli ten makaron ma byc spozywany z sosem, wiadomo, ze wtedy sos sie nigdy nie wchlonie.
    A wiec sie nauczylam, makaron gotuje w duzym garnku, tak zeby mial duzo miejsca do swobodnego poruszania sie i zawsze tez go mieszam w czasie gotowania. Lubimy al dente wiec probuje (geba i zebami a nie ufam zadnym instrukcjom na opakowaniu).
    W czasie kiedy makaron sie gotuje to przygotowuje sos na duzej, glebokiej patelni, ktora wygodnie ustawiam na sasiednim palniku.
    Jak juz makaron jest gotowy to wylawiam go z gara zapomoca duzej takiej lychy cedzakowej lub szczypcami prosto z wody w ktorej sie gotowal do patelni z sosem.
    Nigdy sie nie skleja i zawsze wchlania sos.
    Lidia wrecz zaleca czasem gdy sos za gesty dolac pol chochelki wody z gotowania makaronu do wymieszanej juz calosci na patelni.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapomnialam dodac pani Lidia jest rodowita wloszka, prowadzi w tv programy gotujace i ma kilka restauracji w Stanach.
    Podobnie kiedys Mario Batali w swoim programie telewizyjnym polecal wylawianie makaronu bezposrednio do sosu.
    Wlosi jesli gotuja zupe z jakims makaronem to ten makaron gotuje sie w zupie nigdy osobno.
    Ja poniewaz lubie krysztalowe rosoly, bron buk zadnych farfocli to gotuje makaron osobno, ale wrzucam go natychmiast na talerz i zalewam zupa, lub rosolem tez sie nie ma prawa posklejac.
    Garnek, odpowiednio duzy garnek do ilosci makaronu, to mus.

    OdpowiedzUsuń
  11. to ja się tylko podpiszę pod Stardust i jej instrukcją gotowania makaronu, by nie oddwołać od czci i wiary Twój Zgago sposób;)

    OdpowiedzUsuń
  12. CUDNE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  13. No to pech prawdziwy.
    Makaronu zużywamy sporo, tylko producenta L. lub włoski z marketu L. i nie ma problemów nijakich. Zawsze gotuję al dente w dużej wodzie, ale stoję nad nim, jak kat na grzeszną duszą i często próbuję.

    OdpowiedzUsuń
  14. ~leslie.warszawski5 stycznia 2013 08:59

    Dobry rosół smakuje bez względu na formę podania :-) A swoje odstać musi w czasie gotowania...

    OdpowiedzUsuń
  15. Chyba żartujesz z tym makaronem al dente? Trzeba kupować po prostu odpowiedni makaron, z pszenicy duru. Polecam Ci szeroką gamę makaronów w Lidlu, z serii "combino". Szczególnie udane są mini kolanka, świetne do wszelakich sosów. Poza tym jeśli sos zrobisz zbyt rzadki, to każdy "ucieknie" od makaronu. Poza tym gotując makaron musi być dużo wody, mało makaronu.Mnie się udaje al dente ugotować nawet lane kluski:))) Rosół też przygotowuję w ilościach licznych, bo go zamrażam- po prostu uwielbiam zupy typu rosołowego, więc właściwie mam rosół "na okrągło", tyle tylko, że o różnych smakach.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Spróbuję tych lidlowych! Dzięki za rady.

    OdpowiedzUsuń
  17. Nawet lubię, że on tak długo bulgocze, dzięki czemu cały dom przesiąka zapachem...

    OdpowiedzUsuń
  18. Nasuwa mi się wniosek: za mało wody! Bo mi się nigdy nie chce dużego garnka wywlekać...

    OdpowiedzUsuń
  19. Ależ opieprzajcie mnie za to, co robię źle, wtedy motywacja do poprawy rośnie!

    OdpowiedzUsuń
  20. OK, wezmę do serca wszystkie uwagi. JUż widzę jak mi następnym razem wszystko się udaje!

    OdpowiedzUsuń
  21. Od dziś w największym garze wyłącznie!

    OdpowiedzUsuń
  22. Prawda? I to posiorbywanie...

    OdpowiedzUsuń
  23. No widzisz! Jedni dodają, inni twierdzą, że oleju broń cię panie. I bądź tu mądry! A życzenia odwzajemniam - niech Ci się wiedzie jak najlepiej!

    OdpowiedzUsuń
  24. Skoro ,,baba'' taka ciekawa była, to ja może spróbuję zarobić na publicznej prezentacji? Jak NIE gotować makaronu radzi babcia Zgaga.

    OdpowiedzUsuń
  25. Może ja bym na prezentacji tych ,,bab'' mogła zarobić? Takie pokazy: jak NIE gotować makaronu!

    OdpowiedzUsuń
  26. Każdą z porad wypróbuję. I zobaczę, która da najlepszy efekt!

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie umiem się pozbyć tego ,,kapcia'', niestety!

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...