środa, 2 stycznia 2013

Zgubiono-znaleziono. Albo nie...

Bardzo rzadko zdarza mi się cokolwiek zgubić. Nie, żebym była aż taka zorganizowana, po prostu pamięć jeszcze dobra... Tylko parasole były zawsze w tym aspekcie moją piętą Achillesa, ale postanowiłam nie posiadać, więc i nie zostawiam gdzie popadnie.


Czasem jednak zawieruszy się gdzieś jakiś drobiazg, papierowy najczęściej. I ważny co gorsza... Na przykład umowa z firmą wywożącą śmieci. Gmina zaapelowała, by sprawdzić termin wygaśnięcia takowej i rozwiązać do końca 2012, bo wiadomo, organy samorządowe w 2013 śmieci przechwytują.


Szukałam tego papierka już jakiś czas temu, gdy zarządzono akcję ,,Posesja'' i każdy obywatel miał się wykazać dokumentami w kwestii śmieci i ścieków. Ścieki mam, śmieciowej umowy nie! Powtórnie dziś przeszukałam teczki. Nic! Pocieszam się tylko tym, że może inni też nie posiadają?... Wiem, kiepska pociecha, ale w kupie zawsze raźniej!


Nieoczekiwanie natomiast odnalazłam dwie kartki, o których sądziłam, że powędrowały dawno do zsypu w Gdyni. Z zaleceniami, jak postępować z chorymi na Alzheimera w przypadku dziwnych zachowań. . Będę mogła je wysłać  Czytelniczce Kamili, której bardzo na tych poradach zależało!


Tak się na wstępie pochwaliłam ,,niegubieniem'', a tymczasem... Jeszcze w październiku nabyłam pierwszy prezent gwiazdkowy. Dla Asi. Drobiazg, raptem za 16 złotych, ale wiedziałam, że się córci spodoba. Był to kuchenny fartuszek, czerwony, na dole widniała klawiatura fortepianu, a na gorsie czterech czarnoskórych jazzmanów dmących w saksofony, puzon i trąbkę.


Wszystkie podarki spisywałam pracowicie, wraz z cenami, by zadośćuczynić sprawiedliwości wobec obdarowywanych. Tak nas bowiem uczyło Mamidło. Potem zapakowane odhaczałam ,,ptaszkami''. Na koniec został jeden nieodhaczony - fartuszek! Wiedziałam, że na pewno nie zabierałam go z Gdyni w pielesze. Ale na wszelki wypadek poddałam rewizji oba mieszkania. Kilkakrotnie. Bez rezultatu! Diabeł ogonem przykrył...


Sister pocieszała, przypominając, że to w pewnym sensie rodzinna tradycja. Rzeczywiście przez kilka lat tak było, że już po rozdaniu i obejrzeniu wszystkiego, nagle ktoś wykrzykiwał: - Zaraz! Tu czegoś brakuje!


,,Brak'' bywał odnaleziony jeszcze podczas Wigilii, ale zdarzało się, że dopiero po kilku dniach. Ale się zawsze dotąd odnajdywał! Tymczasem po fartuszku ani śladu, choć ponownie przeszukałam co się dało.


Nie ukrywam, że zalęgło się we mnie podejrzenie, iż to może być sprawka Mamidła. Wszak urządza nam regularne przeglądy dobytku, gdy wyjeżdżamy. Z drugiej jednak strony Mama posiada raczej tendencje do chomikowania niż wyrzucania. To ostatnie już raczej stanowi moją specjalność. Paczuszka była płaska, ukryta w reklamówce. Może i uznałam, że to coś zbędnego?...


Wybiorę się chyba na halę i spróbuję nabyć ponownie...


***


Kilka dni temu pokazywano w kilku programach informacyjnych mini-reportaż z londyńskiego biura rzeczy znalezionych w metrze, autobusach itp. Nie do wiary, co ludzie potrafią zostawić w państwowych środkach lokomocji! Że dokumenty, portfele, komórki i parasole - rozumiem! Ale pokaźna kolekcja sztucznych paszczęk mnie poraziła! A już trzykilogramowy stek zafascynował absolutnie... Gdzie mi się tam równać z moim skromnym fartuszkiem?!


A Wy, co gubicie? I czy bywa tu ktoś, kto nigdy niczego nie postradał?

30 komentarzy:

  1. Zgago, jestes kochana! Czekam w takim razie na maila po Twoim powrocie do Gdyni.
    Wszystkiego dobrego w nadchodzacym roku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobno jak coś św. Antoniemu obiecasz (pod figurką w kościołach jest do tego celu specjalna skarbonka) to rzeczywiście pomaga odnaleźć. Ale spróbuj mu potem nie dać obiecanej kasy.. Nie radzę,.bo na własnej skórze poczułam jaki potrafi być ten święty. zawzięty hehe.Dostałam niezłą nauczkę.Znalazłam mój portfel zawieruszony za jego intencją. Potem zapomniałam o tej obietnicy(naprawdę zapomniałam) ale święty nie zapomniał i ciach portfel zniknął na cale kilka lat. Okazało się że go razem z ciuchami do worka w schowku wsadziłam do którego dopiero po dwóch latach przypadkowo zaglądałam.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja czekam na Twój adres...

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardziej ufam swojej pamięci, niż Antoniemu... Ale może się skuszę na modlitwę?...

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardziej ufam swojej pamięci niż Antoniemu, ale nie zawadzi się pomodlić...

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmm, chodzi o adres pocztowy tj. tzw.analogowy?
    Jesli chodzi o adres e-mail, to powinnas go miec, bo wymienilysmy sie mailami przeciez?
    Tutaj nie wpisuje swojego prawdziwego adresu, bo staram sie nim nie siac w internecie. I tak dosc spamu dochodzi (portale "zagospodarowuja" takie podawane w formularzach dane).

    OdpowiedzUsuń
  7. Szaliki, ach szaliki, choć bardziej to mi gdzieś kradną, niż gubię.
    Książki jak trzeba oddać do biblioteki to też gdzieś znikają. Dwa razy musiałam kupować, żeby coś oddać.
    I dowód osobisty - o ten, to podróżuje chyba do innego wymiaru i z powrotem!

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Klarka Mrozek2 stycznia 2013 23:42

    rękawiczki, doprowadzało mnie to do płaczu lub złości bo lubię piękne a gubię 3 - 4 w sezonie. Teraz kupuję byle jakie i mi nie szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam tak samo, walnę gdzieś coś i szukam. Oczywiście zawsze na widoku żeby nie szukać i szukam. Zazwyczaj gubię czapkę, rękawiczki, parasole - notorycznie, a i pamięć... :))

    OdpowiedzUsuń
  10. Wg mnie, właśnie do takich celów służyła /w poprzedniej wersji blogowej/ zakładka "NAPISZ DO MNIE".Wpisywałam tam czasami swoje sugestie itp.informacje-nie dla ogółu.Ale skoro Zgaga stwierdziła ,że tam nikt nie pisał, to nie wiem.......A teraz akurat by się przydało........

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja bym sie tak nie spieszyła z zakupem drugiego faruszka.Dobrze schowany powoli się znajdzie /na pewno w najmniej spodziewanym momencie/ i na przyszłe święta będzie "jak znalazł".
    Przemyśl to ...............
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Gubiłam nagminnie parasolki, więc zrezygnowałam z nich, rękawiczki również często przepadają, ale największy ambaras mam z kupowaniem soli, gubię myśl o jej kupieniu ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Notorycznie gubię myśl o nabyciu soli

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie pamietam zebym cos zgubila, zawieruszyc owszem zdarza mi sie notorycznie, bom balaganiara, ale zgubic... chyba nie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja to szukam specjalnych termicznych skarpetek kupionych dla mojego ojca dwa lata temu i nie ma!

    O, zielone tło:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Wciąż czegoś szukam.... Dziś na przykład szukałam kartkówek cennych na wagę złota niemal... Na szczęście znalazłam, ufff... Ale i tak najbardziej zachodzę w głowę jak mogłam pójść do pracy zapominając wszystkiego... Z torebką na ramieniu wymaszerowałam sobie z domu w połowie drogi uświadamiając sobie, że mam puste ręce... Pal sześć te książki, ale jak to tak bez jedzenia?... ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Klasówek nigdy nie zgubiłam, ale raz, z przyczyn nie całkiem obiektywnych, zasymulowałam zagubienie... Bo mi się okropnie żal zrobiło dzieciaków!

    OdpowiedzUsuń
  18. Zielone tło? Przecież jest od zawsze...

    OdpowiedzUsuń
  19. Perfekcyjna pani domu? :)))

    OdpowiedzUsuń
  20. O tak! Mam to samo.

    OdpowiedzUsuń
  21. Rękawiczek nie nosiłam ze 40 lat. Od roku posiadam i jeszcze (odpukać!) nie zgubiłam...

    OdpowiedzUsuń
  22. Chyba jednak nie znajdzie się! Rewizja podwójna i nadzwyczaj staranna była...

    OdpowiedzUsuń
  23. Przez 4 lata nikt się nie odezwał! Naprawdę!

    OdpowiedzUsuń
  24. Parasole wysuwają się bna czoło przedmiotów ,,zgubywalnych''!

    OdpowiedzUsuń
  25. Najgorzej zgubić jedną... Mnie się zdarza, że pojedynczy kolczyk ginie.

    OdpowiedzUsuń
  26. Dokumentów strzegę jak źrenicy oka, ale raz mi ukradli!

    OdpowiedzUsuń
  27. Ja to notorycznie chowam ,żeby nie zgubić głównie papiery i zapiski a w chowaniu jestem tak rewelacyjna że potem szukam całymi dniami bo miało być pod ręką. A jak znajdę to często się zastanawiam jaka to myśl w mojej głowie kazała mi daną rzecz schować akurat w tym miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  28. Najważniejsze, że odnajdujesz!

    OdpowiedzUsuń
  29. A ja też mogła bym baaardzo prosić o te wskazówki na Alzheimera ?
    Pliiis... z tatusiem coraz większe problemy...
    jower@autograf.pl

    OdpowiedzUsuń
  30. Postaram się zdobyć kolejny egzemplarz w sobotę, ale nie mogę obiecać, że akurat ten tekst będzie dostępny. Nie licz też na to, że są tam cudowne recepty, po prostu rady, jak sobie te dziwne zachowania ,,przerobić'' z chorym.

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...