piątek, 15 lutego 2013

Jak zwał, tak zwał

Coś dziś komputer ślamazarny okrutnie, na każdą czynność czekam i czekam... Ale do ,,ad remu''!


W małżowej korporacji reorganizacja! W związku z czym zdjęto z Osobistego część obowiązków. I rozdzielono pomiędzy dwoje ,,młodych''. Moje Szczęście przyjęło to jako pewnego rodzaju cios i zawyrokowało, że to nieco inna ,,-acja''. Konkretnie : degrad-acja!


Mniejsza o nazewnictwo, ja widzę same plusy dodatnie. To, co zdjęto, było najbardziej stresogenne. Oraz czasożerne... Czyli że ciśnienie spadnie, nerwy odpuszczą, a ja będę mieć więcej ,,męża w mężu''.  Już zresztą mam, bo wraca z roboty o ponad godzinę szybciej. I zamiast wieczornych nadgodzin relaksuje się przy lekturze... I oczka jakby weselsze!


W sumie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło!


***


Czeka nas najdłuższy od roku z górką ,,gdyński maraton''. Pełne osiem dni poza pieleszami. Jutro jedziemy na nockę, tyle, by w piecu napalić. I już w niedzielę rano z powrotem. Asia miała mieć luźniejszy tydzień i dać nam wychodne, ale się nagromadziło obowiązków i nic z tego!


Plusem w tej sytuacji jest jedynie fakt, że będę mogła zauczestniczyć częściowo w poślubnym przyjątku u Doroty. Ciekawe, jak będzie się czuł Pan Młody jako ,,błogosławiony między niewiastami''? Bo nas będzie dziesięć, a on sam jeden!


Co prawda mam już niejakie doświadczenie w tego typu imprezach. Gdzie kobitek nawał i wśród nich rodzynek męski samotny. Choćby nasz coroczny wiejski Dzień Kobiet, gdzie sołtys Jasiek czyni honory jako podczaszy... Albo jeden pradawny wieczór panieński, na którym zalągł się mąż jednej z koleżanek i nie chciał za nic się dać ewakuować. Po naradzie pozwoliłyśmy mu zostać, nadając mu uprzednio wdzięczne imię ,,Kordelia''. Bo akurat były imieniny tejże...

6 komentarzy:

  1. Małżowi się nie dziwię, że reorganizację odbiera jako degradację, bo sama kilka lat temu podobne odczucia miałam - nagle nie robisz już wszystkiego, a tylko część i na dodatek coś, co przy okazji reorganizacji powinnaś robić Ty, bo jesteś na bieżąco, robi ktoś inny, kogo przez pięć lat w pracy nie było i robi to tak, że przez kolejne kilka lat (do dziś, a pewnie i dłużej jeszcze) poprawiasz to, co zrobił, wysłuchując w międzyczasie, że to Ty mieszasz, wchodzisz w czyjeś kompetencje i w ogóle wszystko co robisz, jest źle i nie tak.

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak to słowo degradacja nabiera nowego znaczenia. Nie każda jak widać straszna;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oby i u nas okazało się, że nie ma tego złego... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. I tego Ci kochana życzę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie straszna, a jednak widzę, że dręczy nieco... Ego poharatane troszku!

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...