piątek, 5 kwietnia 2013

Piątkowo

Kolejna noc z miotaniem się do czwartej rano... A potem maraton. Na wygibaski, stamtąd w deszczo-śniegu biegusiem na kolejkę. Do Gdańska, bo tam sąd. Z powrotem do skm-ki, autobus i już pora na obiad, bo Mamidło głodne... Wszak cztery i pół godziny minęło od śniadania.


Dobrze, że wczoraj czujnie wielki gar pomidorowej zgotowany czekał tylko na podgrzanie. Z lanymi kluseczkami, które kocham robić, odkąd nabyłam pomoc naukową w postaci plastikowej nakrywki do przecierania ciasta. Takie śliczne ,,maluszki'' wychodzą...


Brak energii życiowej miewa plusy. Zupełnie spokojnie reaguję na różne dziwne pomysły Rodzicielki. Tam, gdzie bym się normalnie rozdarła, teraz mówię lekko omdlewającym półgłosem: - Mamusiu, tak nie można...


Natomiast, mimo ogólnego wyczerpania, trudno mi było w spokoju znieść w kolejce powrotnej dźwięki dochodzące ze słuchawek znajdujących się na uszach siedzącego naprzeciw młodzieńca. Straszliwy łomot dręczył mnie przez 35 minut! Teoretycznie mogłam wstać z miejsca i się oddalić, ale wtedy podróżowałabym na stojąco. Coś za coś!


Może i bym się jakoś odezwała, ale zmroziła mnie informacja zasłyszana mimochodem, iż młodzian powracał właśnie z sądu, gdzie został za coś skazany. Żalił się bowiem do komórki, że to było najgorsze pół godziny w jego krótkim życiu... Osobnik był schludny i o sympatycznej powierzchowności, więc uznałam, że może ta ,,muzyka'' pomaga mu przezwyciężyć ciężkie przeżycia.Dlatego  dałam się ogłuszać...


***


Dziecka mniejsze rozpoczęły przygotowania do przeprowadzki małym remontem w nowym lokum. W niedzielę mamy obejrzeć nowe włości. Metraż może nie szokująco większy od dotychczasowej kawalerki, ale za to 3 pokoje. No, może pokoiki... Jedno wiem na pewno: na balkonie moja stopa nie stanie, bo to dziesiąte piętro. Tymczasem ja powyżej czwartego cierpię już na lęk wysokości.


Praktycznie lwią część życia przeżyłam na parterze. Poza dwoma krótkimi epizodami dziebko wyżej. Nie lubię wind, sama za nic nie wsiądę. Bo na pewno nastąpi awaria... Gdyby przyszło mi samej odwiedzać dziecka, jestem gotowa wdrapywać się po schodach. Mimo zadyszki...

10 komentarzy:

  1. Jednak jakąś energię w sobie masz skoro nawet na wygibaskach byłaś ;)
    Mnie połamało i ledwo się ruszam od wczoraj:(

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomidorową uwielbiam, ale z lanymi kluskami jeszcze nie próbowałam. Takie same jak do rosołu?

    OdpowiedzUsuń
  3. czyli wszystko w normie;)
    A tak nawiasem: gdzie zdobyłaś to cudo do lanych klusek? i pokaż no!

    OdpowiedzUsuń
  4. ...też nie lubię wind, ostatnio dryłowałem z buta na ósme piętro...

    :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja pomidorówkę też lubię, nawet odgrzewaną , a wind- też się boję, nie lubie sie nimi sama poruszać. pamiętam też, jak musiałam dosięgnąć swoje pranie z progu pokoju wychylając sie na balkonik (metrowy, doslownie) z 9 piętra! makabra!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj! Moje pranie na dziewiątym wisiałoby do dziś... A i sama bym za nic nie wywiesiła!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam windofobię...

    OdpowiedzUsuń
  8. Nabyłam w Gdyni, w sklepie przy hali, z gospodarstwem domowym. To taka nakładka na garnek o średnicy chyba 20 cm, z dziurkami. Do tego plastikowa przecieraczka, taka jak do wygarniania surowego ciasta. I nawet przepis na kluchy zamieszczono. Grosze kosztowało, bodajże 7 zł.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tato był największym wielbicielem pomidorowej z lanymi. Do tej pory wychodziły mi toporne potworki różnych rozmiarów, teraz jedna w drugą zgrabniusie...

    OdpowiedzUsuń
  10. Mnie wątroba od dwóch dni nie lubi... I to mnie chyba osłabiło najbardziej.

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...