sobota, 22 czerwca 2013

Witajcie, Kochani!

Z jednodniowym, niezawinionym (brak internetu w pieleszach) opóźnieniem witam Was radośnie! Bo przecież wiadomo, że wszędzie dobrze, ale nie ma jak w domu...


Nie znaczy to, rzecz jasna, iż wyjazd był nieudany. Udany bardzo, owocny i z przygodami. Tak jak lubię! Sama nie wiem, co by tu opisać jako najciekawsze? Czy drogę z granicy do słowackiej Beszenovej, gdzie nasza Ziuta (GPS) prowadziła nas po tak ,,intymnych'' górskich drogach, że o całość pojazdu drżałam?  Czy rozkosze pławienia się w solankowych basenach, w których mój strach przed wodą pierzchł? Czy ogłuszający hałas  naddunajskiej stolicy?


Jedno mogę stwierdzić: tak wszechstronnie działającej na wszystkie zmysły wyprawy jeszcze nie przeżyłam! Krajobrazy i obiekty ciekawe dla oczu, dźwięki dla uszu, zapachy (Budapeszt cały pięknie pachnie  kwieciem lipy i jakiegoś innego drzewa masowo rosnącego), smaki (chleb w Budapeszcie - rewelacja!), a nawet wyjątkowo liczne doznania dotykowe - upał niemiłosierny z jednej strony, z drugiej bąbelki i bicze wodne na basenach.


Jakaś łyżeczka dziegciu by się w tej beczce miodu znalazła, wiadomo. Naprzeciwko naszego hotelu w Budapeszcie trwała budowa jakaś - od szóstej rano do zmroku niemal łomot... Ale to drobiazg naprawdę i poniekąd już taka rodzinna tradycja. Nie pierwszy raz, nie ostatni, taka karma!


Od lat nie zostałam poddana tak intensywnemu promieniowaniu słonecznemu. Nie z własnej woli, bo nie lubię. Jednakże przed skwarem ucieczki nie było. Wraz z opalenizną pojawiła się stara alergia, rączki sparszywiały... Nic to, wyleczy się! A tymczasem nie będę bielą kończyn i dekoltu straszyć!


Łupy z rajzy głównie winno-piwne, ale i kilka słoiczków pasty paprykowej takoż. Do podziału rodzinnego.


***


Podczas naszej nieobecności wydarzyły się rzeczy następujące:


- Asia obroniła we wtorek drugą magisterkę (ze śpiewania) z wyróżnieniem (!)


- Sister i Szwagier dzielnie i  raczej bezproblemowo zajęli się Mamidłem


- Era dziś tuż przed naszym powrotem ukąsiła sąsiadkę z naprzeciwka, właścicielkę znienawidzonej przez naszą sukę Elzy (sąsiadka wkroczyła między walczące psy)


- w pieleszach wysiadł internet i zepsuła się wieża


- wskutek upałów padła część roślin.


Rośliny się zreanimują przy pomocy wody, sprzęty się naprawi, gorzej z sąsiadką... No, zobaczymy! Pomyślę o tym jutro, na razie cieszę się, że tu z Gdyni mogę się do Was odezwać i popatrzeć, co u Was nowego...

23 komentarze:

  1. -- witam... fajnie , że wróciłaś... noooo wróciliście... bo jak to mówią; - wszędzie dobrze, ale w domu..... najlepiej... pozdrawiam.. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Klarka Mrozek22 czerwca 2013 22:10

    witaj, dobrze, że dobrze, że odetchnęłaś.
    kąpiele w termach uwielbiam:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam serdecznie . Nawet nie wiesz jak bardzo sie cieszę że już jesteś. W końcu rytuał porannej kawa jest kompletny ,czyli kawa ,ja i zgaga .Cieszę się że wyjazd się udał . Po słoneczku też mi rączki i czasem kostki u stóp parszywieją co jest o tyle przykre że ja słońce uwielbiam ale muszę go ograniczać albo sterydami się smarować. Masz jakiś sposób na swoje "parszywienie" / cudne określenie hi,hi/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to dobrze że wreszcie wpis!!!! Dobrze, że tylko tydzień bo dłużej nie wytrzymałabym bez czytania!!! Mam nadzieję że Pani odpoczęła i teraz wszystko wróci do normy.

    OdpowiedzUsuń
  5. ~andrychowianka23 czerwca 2013 01:22

    Ale fajnie, że już jesteś! Stęskniłam się :).

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Klarka Mrozek23 czerwca 2013 01:44

    no masz, przedobrzyłam:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, że odpoczęłaś i szczęśliwie wróciliście.Szkoda, że akurat ten remont...no i sąsiadka -w sumie jak się rozdziela walczące psy to można być poszkodowanym...

    OdpowiedzUsuń
  8. To głupota tej sąsiadki że wlazła pomiędzy żrące się psy. Ale znam to, to okropny widok i chce się te bestie jak najszybciej rozłączyć, ale tak się nie da. Fajnie że znów tu jesteś i serdecznie cię witam i pozdrawiam-;))

    OdpowiedzUsuń
  9. Grunt, że Ci się podobało i że wróciłaś cała i zdrowa. W Budapeszcie bywałam z reguły zimą i też wtedy narzekałam ,że gorąco - bo tam było cały czas +5 a u nas dobrze poniżej zera i we wszystkich pomieszczeniach grzali jak opętani. Latem rzeczywiście Budapeszt jest trochę za ciepły.
    Co do pogryzionej sąsiadki - jeśli masz aktualne szczepienie suni to wszystko w porządku. Swoją drogą to miała niezły pomysł by wejść pomiędzy gryzące się psy- tego się nie robi. A czyj pies był "luzem", nie na uwięzi? Bo tak naprawdę to oba powinny być na smyczy.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. ...fajnie, że wyprawa się udała, a tym 42 stopieńki powaliłaś mnie...

    :))

    OdpowiedzUsuń
  11. Rzecz się działa na klatce schodowej. Akurat przybyły moje dziecka większe, Sister drzwi otwierała, Era podeszła, żeby powitać i wtedy z mieszkania naprzeciwko wybiegła luzem znienawidzona Elza. Era jak z procy wyskoczyła, tratując nieco moje wnuki, psy się zwarły bojowo i wkroczyła sąsiadka.

    OdpowiedzUsuń
  12. Też się cieszę, żem znów na starych śmieciach...

    OdpowiedzUsuń
  13. Nic strasznego się w gruncie rzeczy nie stało, na szczęście! Pani Marzenka w sklepie mi dziś oznajmiła, że nawet widać po mnie ,,wypoczętość''...

    OdpowiedzUsuń
  14. Przecież dopiero co wróciłam z Andrychowa! A Ty już tęsknisz... :)))

    OdpowiedzUsuń
  15. Miło wiedzieć, że ktoś czeka i że brak mu tej pisaniny...

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie mam sposobu, jakieś tam mazidła z apteki bez recepty nieco pomagają, ale definitywnie pomaga dopiero jesień!

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie sądziłam, że to taka przyjemność! Żeby tak można z raz na tydzień...

    OdpowiedzUsuń
  18. Troszkę trudno znów się wdrożyć w codzienną bieganinę. Rozleniwiłam się okrutnie...

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja nieco spóźniona ale witam gorąco:)) Ciesze się, że generalnie zadowoleni wróciliście:) I, że Siostra sobie poradziła bezproblemowo:) I gratulacje dla Asi:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Najważniejsze, że wyprawa się udała - czego dowodem "wypoczętość" zauważona przez p.Marzenkę - i będzie co wspominać.

    OdpowiedzUsuń
  21. Oj, tak... Na stare lata przy kominku, którego może się kiedyś doczekam.

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...