Na życzenie napiszę, co zrobiłam z papryką, chociaż nie znam efektu, wszak to debiut był...
Umyłam, odrzuciłam ogonki i wszystkie pestki, wycięłam też takie białe fragmenty wewnętrzne, pokroiłam na pasy. I poukładałam w słoikach, takich większych. Zalewa (wg przepisu Magdy) to: 4 szklanki wody, jedna szklanka octu 10%, łyżka soli, 3-4 łyżki cukru (ja dałam więcej, bo wolę bardziej słodką). Można dodać listek laurowy i ziele angielskie, ale ja nie dawałam. Natomiast do każdego słoika wsypałam trochę gorczycy. Zalałam gorącą zalewą, następnie na wierzch każdego pojemnika wlałam jedną łyżkę oleju. Gotowałam potem zamknięte słoje ok. 25 minut.
***
Ponieważ wczorajsza wątróbka po raz pierwszy wyszła mi taka, jaka być powinna, powtórzyłam dziś ponownie. Z niewielkimi modyfikacjami. I wyszedł bardzo wykwintny obiad, aż się Małż zdziwił.
Wczoraj na patelni z wątróbką dusiłam przez chwilę pokrojoną na kawałki antonówkę. Pięknie się rozpadła, ale była stanowczo zbyt kwaśna. Dziś wzięłam dwa małe pirosy. I to był strzał w dziesiątkę!
Druga sprawa to innowacja ziemniaczana. Związana z wypiekiem chleba. Staram się zawsze przy okazji upiec coś jeszcze, by się prąd nie ,,marnował''. Wzięłam 8 małych ziemniaków, obrałam, potem każdy owinęłam plastrem bardzo chudego boczku (a raczej takiej szynki niemieckiej z Lidla), zawinęłam każdą pyrkę w folię aluminiową i włożyłam do blaszki. Piekło się to godzinkę w towarzystwie dwóch chlebków. Absolutna rewelacja! Małż aż zaczął pytać, czy może jakaś ważna data dziś, o której zapomniał?... No bo z jakiej racji takie delicje?...
Bardzo teraz lubię trochę poeksperymentować. Namiętnie oglądam ,,Kuchnię''. Niczego nie zapisuję, bo wydaje mi się, że zapamiętam. A że pamięć dziurawa, to potem łączę dowolnie jakieś fragmenty kilku przepisów i wychodzi coś ,,mojego''. Przeważnie jest to nawet jadalne! A czasem wręcz pyszne.
Z chlebem też ciągle coś zmieniam. Bo nudno tak trzymać się sztywno receptury. Dziś mi na przykład wyszedł bardzo ,,gliniasty''. Ku uciesze Małża ogromnej. Niestety, po całkowitym ostygnięciu gliniastość zanika. Nie wiem dlaczego... Zapytam Magdę!
Pyszny wpis. Mniam :-)
OdpowiedzUsuńPysznnsci opisalas:-) zwlaszcza te ziemniaczki;-)
OdpowiedzUsuńGratuluje udanej watrobki;-)
o włąsnie, ziemniaczki!! bo Zu generalnie nie jada, poza pieczonymi:))) i coś od jakiegoś czasu napomina, że robiłaś takie w ziołach..to teraz zrobię boczkiem albo szynką:))
OdpowiedzUsuńwątróbka..kocham wątróbkę...
Po pierwsze: Zgagi sie nie boję, bo zawsze pod rręką mam Controloc, a przynajmniej Ranigast!
OdpowiedzUsuńRewanżuję sie przepisem na unikatową śląską sałatkę ziemniaczaną. Nie będę podawał ilości wagowych, bo uważam, że to sprawa indywidualna pichcącej/-ego.:
Składniki:
- ziemniaki ugotowane w mundurkach
- jajka ugotowane na twardo
- ogórki kiszone
- filet śledziowy typu matias lub fileciki anchois
- kiełbasa (toruńska lub podwawelska)
- boczek wędzony surowy
- przyprawy: sół, pieprz,, gałka muszkatołowa ew. majeranek
Uwaga:
śledzia nie może być za dużo,tyle, by bo dodać tylko pikanterii
Wszystkie składniki pokroić (obrane ziemniaki i jajka na twardo po wystygnięciu) w drobną kostkę, dodać przyprawy, następnie omaścić stopionym boczkiem. Można spożywać i na zimno, i na ciepło. Ta sałatka tym różni sie od tradycyjnej niemieckiej (kartoffelnsalat to narodowe danie niemieckie),że nie ddaje sie do niej innych tradycyjnych jarzym ani majonezu. Za to połączenie smaków śledzia, kiełbasy i wędzonego boczku jest niesamowite!
ukłony
Mniami... Pyyyycha! A chyba też upiekę chlebek... Już się nie mogę doczekać.
OdpowiedzUsuńU mnie z gotowaniem to jest tak, że niestety najczęściej w mojej wyobraźni coś smakuje dużo lepiej niż w rzeczywistości ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za przepis na paprykę :) A i z pomysłu na ziemniaki zapiekane postaram się skorzystać, brzmi smakowicie.
OdpowiedzUsuńAż mnie tutaj zwabiły zapachy Twoich kulinariów. Wątróbka, papryka, kartofelki zapiekane, to też moje przysmaki. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZapiekane ziemniaki brzmią doskonale, muszę spróbować!
OdpowiedzUsuńA ja też tak mam z przepisami: naczytam się wielu, a potem coś mi się z nich w głowie wykluje.
A co to są pirosy?
Pirosy to odmiana letnich jabłek.
OdpowiedzUsuńSame wysokokaloryczne pychotki!
OdpowiedzUsuńA jak pachnie!...
OdpowiedzUsuńMałgoś, spokojnie, ja bardzo niewiele umiałam w Twoim wieku!
OdpowiedzUsuńMnie już się czasem nie chce, ale Małż żadnego innego jeść nie chce. Przecież nie mogę sprawić, by ukochany mężczyzna głodował..
OdpowiedzUsuńWitaj! Wszystko, poza śledziem, bardzo mi się podoba. Spróbuję chyba element rybny pominąć. Dzięki!
OdpowiedzUsuńWidziałam taką wersję: duży ziemniak obrać, przekroić w poprzek na pół, wydrążyć solidnie, w połówki napchać twarożku z ziołami, złączyć, plastrem szynki lub boczku owinąć i dopiero w folię. To dopiero musi być cymes...
OdpowiedzUsuńNareszcie, dzięki Wam, nauczyłam się ją robić jak trzeba.
OdpowiedzUsuńMusicie mieszkać tak daleko? Bym obiadki proszone czasem organizowała...
OdpowiedzUsuńDziękuję, nie wiedziałam.
OdpowiedzUsuń