A wszystko przez niejakiego Andrzeja K.!
15 sierpnia żona Andrzeja, Basia, przybyła na Piernikalia z pieczonymi żeberkami i słojem marynowanej papryki. Produkt w słoju autorstwa małżonka. Najwspanialsza postać papryki, z jaką miałam do czynienia! Nawet Asia, która deklaruje absolutną niechęć do warzyw ,,zmarnowanych'', spróbowała i potem już tylko wołała: - Jeszcze!
Gdy dziś na naszym pruszczańskim ryneczku zobaczyłam pięciokilowe worki z czerwoną i żółtą papryką, postanowiłam, że i ja tego ,,miodu'' narobię. Szczególnie, że Małż bardzo gustuje...
Niezbędna konsultacja telefoniczna z Magdą, zakup octu i cukru, i zaczęłam produkcję. Wyszło 13 sporych słojów.
Rozglądałam się też pracowicie na rynku za antonówkami. Niestety, zero! Za to w ulubionym markeciku były. Więc kolejne 5 kilo, praktycznie całość spoczywającą w skrzynce wykupiłam. Miałam zostawić do przerobu na jutro, bo co za dużo, to wiadomo! Ale jak się rozpędziłam...
Jutro bowiem może zbraknąć czasu, gdyż wizytujemy Młodą Parę! Czyli Pierworodnego z Synową, już nie ,,in spe''. Cywilne ,,tak'' dziecka powiedziały sobie we wtorek. Po dziesięciu latach pożycia... Mam nadzieję, że teraz Hania przestanie mi wreszcie ,,paniować''?... Jestem w pełni gotowa zostać ,,mamą'' drugiej córki!
***
Ostatni tydzień wakacji... Muszę zorganizować sabacik dla moich koleżanek, wciąż jeszcze pracujących w pocie czoła w placówkach oświatowych! I już mi się ckni okrutnie do ploteczek miejscowych. Bo tak się napawam moją odzyskaną swobodą, że prawie z domu nie wychodzę i nie wiem, co piszczy w okolicy... A pewnie piszczy niejedno!
Zapewne piszczy wiele jak wszędzie...:)
OdpowiedzUsuńAleż Ty pracuś jesteś!:)
OdpowiedzUsuńTo wszystkiego naj na nowej drodze życia Młodej Parze:)
W okolicy zawsze coś piszczy ;)
OdpowiedzUsuńWiesz ,mamę to się ma tylko jedną -nigdy nie mówiłam do swojej teściowe per "mamo", a że nie przepadałam za nią, mówiłam per "pani". Zięć mówi nam po imieniu, moja córka do swej teściowej też tak się zwraca i wcale nie czuję z tego powodu dyskomfortu, mój mąż też nie. Ależ z Ciebie mróweczka - nic nie robię "na zimę". Sprawa prosta - gdy mi coś mniej smakuje to zwyczajnie albo tego nie jem wcale albo bardzo mało, więc nie będę sama na siebie bata kręciła pichcąc to co lubię. Zimą zamiast szarlotki zrobię frużelinę, a do tego jabłka będą cały czas, więc nie muszę ich teraz przetwarzać. Albo zrobię deser z awokado i karobu (strąk drzewa świętojańskiego starty na proszek) co jest fajnym, nietuczącym deserem a wygląda i smakuje jak krem czekoladowy i jest bezglutenowe.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
P.S.
Mam nadzieję,że usankcjonowanie związku nie zaowocuje jego rozpadem. Córka mej sąsiadki była w "nieformalnym" związku 14 lat, w rok po podpisaniu papierków związek się rozleciał.
...a już myślałem, że Zgaga kogoś z karata poczęstowała, a tu przetwory. Łączę się w bólu, czeka na nas wiadro śliwek...
OdpowiedzUsuńWtorek dniem na powiedzenie sobie 'tak?
OdpowiedzUsuńHm.
No ale po dekadzie to i wtorek dobry, czemu nie ;)
Gratuluję papryk, antonówek, dzieci.
W odwrotnej kolejności ;)
Bardzo dobra kolejność, wbrew pozorom! W końcu dzieci mam od dawna, antonówki robię od co najmniej 10 lat, a papryką debiutowałam...
OdpowiedzUsuńPowidełka będą, czy kompoty? Ja bym chyba suszyła, bo tę postać (oprócz surowej) lubię najbardziej.
OdpowiedzUsuńA skąd się to karobu bierze? Z jakiejś Almy czy inszego marketu?...
OdpowiedzUsuńA mnie, jako członkini Rady Sołeckiej, wypada wiedzieć!
OdpowiedzUsuńPracusiem tylko bywam. Te ,,ataki'' są na szczęście sporadyczne...
OdpowiedzUsuńNiech piszczy, przynajmniej nudno nie jest!
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie.Od jakiegoś czasu namiętnie czytam Raptularz .Siedziałam sobie cichutko ale papryka podziałała dekonspirująco-proszę o przepis.Ja również produkuję przetwory z antonówek-takie wspomnienie z dzieciństwa.Zakupiłam również suszarkę do warzyw-suszę więc jabłuszka,grzyby,śliwki-bardzo przydatne urządzenie.Gratuluję "nowej" córki.Myślę ,że zwracanie się po imieniu do teściów czy rodziców jest nie na miejscu-lubię jak synowa i zięć mówią do mnie mamo.
OdpowiedzUsuńSama ciekawa jestem, czy Hania się przestawi. po tylu latach może być jej trudno.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego Młodym :)
OdpowiedzUsuńA o przepis na tę marynowaną paprykę można się przymówić ?
Można, choć to nie mój przepis. Zapożyczony, oczywiście, od |Magdy.
OdpowiedzUsuńFakt! A może po prostu nie zasługujemy?...
OdpowiedzUsuńBardzo mnie cieszą kolejne dekonspiracje! Przepis podam. A co do spraw rodzinnych - dla mnie nie było żadnym problemem mówienie ,,mamo i tato'' do Teściów. Tymczasem Zięć mój kochany chyba raz , przymuszony przez Asię, wykrztusił z siebie ,,mamę''. Stara się bezosobowo odzywać i doskonale mu to wychodzi...
OdpowiedzUsuńZyczę powodzenia Młodym, i nie krakajmy (kraczmy? Jezu, ten obcy język polski!), po tylu latach chyba wiedzą, co robią.
OdpowiedzUsuńCo do antonówek, właśnie się zastanawiam, co zrobić z obfitym plonem w sadzie Mamy, tylko jedno stare drzewo, ale obsypane owocami. Na pewno m.in. zrobię ocet jabłkowy, który jest lekarstwem na niemalże wszystko, krążenie, cholesterol, łącznie z odchudzaniem. Prawidłowo zrobiony jest bogaty w potas i zawiera również fosfor i inne cenne dla zdrowia składniki - podobno już Kleopatra o tym wiedziała.
Karob najlepiej kupić w sklepie internetowym z tzw. "zdrową żywnością". Ja się ostatnio głównie w takich zaopatruję, z uwagi na konieczność unikania glutenu.
OdpowiedzUsuńWrzuć w wyszukiwarkę frazę "karob"- gdzie kupić? i pokażą Ci się sklepy. Ja mam ostatnio taką hurtownię koło domu.Dzwonię i na drugi dzień mam to, co mi potrzebne.
Miłego, ;)
A jak się ten ocet produkuje, napiszesz.
OdpowiedzUsuńNapiszę, ale jak sama wypróbuję, bo póki co zgubiłam ten internetowy przepis.
OdpowiedzUsuńZdarza się, a ja poczekam...
OdpowiedzUsuń