Tak sobie zaczęłam nazywać wizyty u Mamy, bo też i troszkę to rzeczywiście wywiadówki przypomina...
Generalnie wszystkie panie opiekunki mówią o Mamie, że jest bardzo spokojną i pogodną pensjonariuszką. Chwalą, że jest chętna do zadań, że zawsze sama odnosi naczynia i sztućce po posiłkach, jest uczynna itp.
Zgodnie zgłaszają też (niezależnie od obsady i zmiany, na której jesteśmy) jeden jedyny problem: obsesyjne ubieranie, przebieranie, nieustanny remanent w odzieży! Nawet w środku nocy...
Grzebanie w ciuchach mnie nie dziwi, już od kilku miesięcy ze 3 godziny dziennie Mama przekładała rzeczy w szafie i szufladach. Natomiast jak się rano ustroiła, tak chodziła do wieczora. Czasem czegoś było za dużo, czego innego za mało, bywało, że gdy się ochładzało, to w ciągu dnia dochodził sweter czy kamizelka. Ale przebieranki to dla mnie nowość!
Każdą wizytę (średnio dwa razy w tygodniu) zaczynam od skontrolowania garderoby, którą Mamidło ma aktualnie na sobie. Najczęściej spotykane zjawisko to dwie spódnice - jedna na drugiej. I tyleż bluzek! Raz były cztery pary majtek jednocześnie, za to pampers nieobecny...
Dość normalna to rzecz na tym etapie choroby. Rozumiem, że i panie z personelu nie są w stanie nadążyć za pomysłami mojej Rodzicielki. Wszak podopiecznych więcej...
W tej chwili Mama w pokoju z panią sporo młodszą, za to częściowo sparaliżowaną. Pani Zosia narzeka, że Mama ciągle zamyka na głucho drzwi i okno. No, niestety! W domu było podobnie... Żaluzje i zasłony na noc zaciągane. A co okno otworzyłam, by trochę przewietrzyć, zaraz było zamykane szczelnie! Wszak według Mamy ,,od smrodku jeszcze nikt nie umarł, a od świeżego powietrza owszem''... Mawiała tak nawet lata temu, gdy jeszcze głowa pracowała normalnie.
Dla mnie nawet w największy mróz zimowy okno zamknięte na noc jest czymś niemożliwym. Musi być ruch powietrza! Pod tym względem nie wdałam się w Rodziców... Na szczęście!
-- mimo tych małych dziwactw , Twoja mama nie jest dokuczliwą pacjentkom, nie ucieka nie krzyczy... i byle tak jak najdłużej.... pozdrawiam... życzę jak najwięcej spokoju...
OdpowiedzUsuńa to niech się przebiera, niejedna z nas bezustannie grzebie w szafie i poświęca kilka godzin, aby szykownie wyglądać:))) nie jest źle. Zawsze można przewietrzyć pokój, gdy są zajęcia terapeutyczne;)
OdpowiedzUsuńMyślę podobnie jak Klarka. Uściski serdeczne-;))
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że Mama jest chętna do udziału w zajęciach i nie robi awantur. To ciągłe grzebanie w ciuchach jest z pewnością jakąś namiastką "obowiązków domowych", do których była przyzwyczajona.
OdpowiedzUsuńMoja teściowa do końca swych dni była trzezwa i przytomna za to i tak dawała wszystkim do wiwatu bo nigdy nie chciała się podporządkować obowiązującym w zakładzie rygorom. Raz nawet była uprzejma uciec i to na całe dwa dni i jedną noc.Po prostu postanowiła pojechać do W-wy by zrobić sobie pedicur- oczywiście była bez pieniędzy.Na noc wparowała do jakiejś swojej znajomki, która następnego dnia zadzwoniła do sióstr, by po nią przyjechały.
Co do okna -w zimie mam uchylone w nocy i ponoć to mi szkodzi na zatoki. Może trzeba jednak zrobić sobie szlafmycę???
Miłego, ;)
U mnie też. Musi być przewiew. Duszę się w zastoju! Ale znam też takich, co wszystko szczelnie zamykają.
OdpowiedzUsuńSerdeczności.
trochę Ci zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńMojej Mamie głowa zepsuła się całkiem.
Ja w zimie okna mam pozamykane szczelnie, ale latem - do późnej jesieni, bez otwartego nawet nie zasnę. Za to Rajski gdyby mógł, nawet latem, gdy nieco chłodniej - zamykałby chętnie, bo zaraz kicha...
OdpowiedzUsuńA wiesz, tak sobie pomyślałam - póki Twoja Mama robi "porządki" w swojej szafce, to nie jest tak do końca źle. Na szczęście nie podbiera ubrań swojej lokatorce...
Pozdrawiam gorąco
współlokatorce - miało być.. ;)
OdpowiedzUsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńTak to już jest z chorobą, pamiętam teściową i jej "dziwaczne" zachowania. Teraz bardzo jej brak ;(
Pozdrawiam
Chyba się starzeję ;( Zaczynam zamykać wszystkie okna.
OdpowiedzUsuńJeżeli przed robactwem barykadujesz, to jeszcze nie starość!
OdpowiedzUsuńW sumie to mało groźne dziwactwo na szczęście...
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze pamięta, które półki i szuflady jej, a które pani Zosi. Gdyby jeszcze nie zakładała czterech koszul nocnych jednocześnie...
OdpowiedzUsuńJak to? JUż całkiem niczego sensownego nie robi?!
OdpowiedzUsuńA wyobraź sobie pokój, w którym mieszkają dwie osoby w podeszłym wieku, obie ,,pampersowe''... Tam naprawdę czasem trudno oddychać!
OdpowiedzUsuńTwoja szlafmyca na pewno byłaby piękna, bo ozdobiona koralikami i listeczkami... Zima niedaleko, produkuj!
OdpowiedzUsuńNa szczęście właśnie tak jest! Mama w domu trzymała wszystko żelazną rączką, ale wobec obcych zawsze była grzeczna i słuchała nakazów i zakazów.
OdpowiedzUsuńNo, można! Przebieranie nie jest złe, gorzej, gdy Mama włoży na siebie praktycznie wszystkie majtki, a przedtem zdejmie pracowicie pampersa... Ma tam z 10 par, a bywa, że gdy zaglądam do szafy, nie ma ani jednej. Wszystkie w praniu! A pranie jest codziennie. Najczęściej ma dwie spódnice, jedną na drugiej.
OdpowiedzUsuńDzięki, też Cię ściskam!
OdpowiedzUsuńMoja Mama pewnego dnia postanowiła do pół kolana obciąć wszystkie swoje spódnice - bo to właśnie w tej długości pono kobieta wygląda najlepiej. No i wszystkie ciuchy poszły - nożyczkami i troszkę nierówno. Może lepiej mieć dwie spódnice na sobie, niż żadną.... Swoja drogą - trudno nadążyć na popsuta głową.
OdpowiedzUsuń2 lata temu zrobiłam to samo - wszystkie ,,dyrdoki'' poszły do pani praktycznej w celu przycięcia. Parę różnic jednak jest..A zauważ jeszcze, jak to do końca kobieta chce wyglądać!
OdpowiedzUsuń