Zobaczyłam dziś pierwsze tegoroczne antonówki. I od razu włączył się kategoryczny imperatyw - nabywać i przerabiać! Oparłam się wiśniom, porzeczkom, ogórkom itp. Antonówkom się sprzeciwić nie umiem... A bardziej jesienną porą renetom.
***
Powrócę jeszcze raz do Piernikaliów, tym razem w aspekcie kulinarnym.
Od paru lat było takie niepisane prawo, że każdy przywozi coś gotowego na obiad lub kolację. I tak: Hala robiła zawsze na powitanie śledzia pod pierzyną, Maryśka przywoziła żeberka, ja leczo, Edyta bigos z młodej kapusty. W tym roku ,,nowa świecka tradycja'' wzięła w łeb! Jakbyśmy się zmówiły...
Za to wykazałyśmy wybitną kreatywność! Dużą rolę odegrały oczywiście grzyby. Dwa dni z rzędu Marysia raczyła nas przepyszną zupą, najlepszą grzybową, jakiej miałam okazję próbować! Smażone kozaki stanowiły też doskonały dodatek do mielonych i do.. żeberek, które się jednak pojawiły, choć nie w wykonaniu Marysi, a doktor Basi.
W nocy z czwartku na piątek skonsumowaliśmy ogniskową ,,prażonkę'' z kociołka. Wyszła znakomicie, nawet mogła się pichcić o kwadrans krócej... Dopiero dziś udało mi się kociołek doszorować do jako-takiego stanu...
Zanim dorobiłam się kociołka, próbowałam zrobić podobną potrawę w garnku. Ale to nie to! Musi się czuć dym z ogniska!
Przepis na ,,prażonkę'' jest bardzo dowolny. Składniki obowiązkowe to kiełbasa, boczek, mięso drobiowe lub wieprzowe, ziemniaki, cebula. I kapusta, szczególnie zewnętrzne liście, które wyściełają dno kociołka i przykrywają całą kompozycję z góry, zapobiegając przypaleniu. Ja dałam jeszcze rozmaite warzywa i bardzo dużo zieleniny.
Hala na działce ma troszkę własnych warzyw, między innymi różne rodzaje fasoli. Od klasycznej, poprzez mojego ulubionego mamuta, po ciemnofioletową wersję. Pożegnalny obiadek to była istna fasolowa orgia!
Oczywiście, jak można się domyśleć, powróciłam cięższa! O jakieś półtora kilo... Ale za to ile doznań! A te nadmiary się zwalczy jakoś... Pół kilo już ustąpiło!
Najważniejsze to miłe i smaczne wspomnienia:) a kilogram w tą czy w tamtą to pikuś;)
OdpowiedzUsuń-- uwielbiam takie potrawy jednogarnkowe... można puścić wodze fantazji i kłaść co tylko jadalne.... wiadomo, bazą jest mięso a potem... hulaj dusza.. znaczy fantazja.... ;).
OdpowiedzUsuńwszyscy się chwalą tymi pieczonkami a ja nigdy nie jadłam, myślę, że skoro to danie jest takie popularne, to musi być pyszne.
OdpowiedzUsuńŻycie na bezustannej diecie jest zbyt męczące, jak Ty to wytrzymujesz?
Z całego postu dojrzałam tylko "śledzie pod pierzyną" i to był koniec... Koniecznie dzisiaj zrobię! Uwielbiam, uwielbiam...
OdpowiedzUsuńMmm..
OdpowiedzUsuńWłaśnie mi uświadomiłaś, że w tym roku nie jadłam niczego z kociołka! Muszę rodziców zapytac, co to za nowe zwyczaje, że nie organizują kociołkowego obiadu, jak przyjeżdżamy? :)
dostałam wczoraj antonówki prosto z drzewa :) zaraz uprażę i do słoja:)
OdpowiedzUsuńa dania jednogarkowe od roku robię tylko warzywne:) też dobre
Ja się tak nie bawię - napisałam komentarz już dwa razy i.....zżarło mi.
OdpowiedzUsuńTa Twoja prażonka przypomina mi mój gulasz półmięsny - brakowało w nim tylko fasoli, wszystko co było w zasięgu ręki wędrowało do gara. A półmięsny, bo połowa składników to mięso, druga połowa dość dowolna- co w oko wpadło;)))
Miłego, ;)
Takie półmięsne gulasze też robię. A komentarz zjadało, bo to post konsumpcyjny, to co się dziwisz?
OdpowiedzUsuńZięć przyjaciółki wyciął rok temu ,,moją'' antonówkę! Nie daruję mu...
OdpowiedzUsuńJa już parę lat przerwy miałam w kociołkowaniu, więc tęskniłam bardzo.
OdpowiedzUsuńA ja nie znoszę! Jedyna postać śledzia jadalnego w moim pojęciu, to taki opiekany i w occie.
OdpowiedzUsuńAle 3 od maja? To już skutkuje ,,kurczeniem się'' odzieży...
OdpowiedzUsuńTeż lubię, latem szczególnie. Kiedy nie chce się stać przy parujących garach...
OdpowiedzUsuńNie jestem na diecie, tylko mniej jem i unikam tego, co tłuste, mączne i z cukrem...
OdpowiedzUsuńA jeszcze jakbyś mogła zdradzić, jaki masz sposób na czyszczenie i konserwację kociołka?
OdpowiedzUsuńAntonówki uwielbiam, bigos nie koniecznie. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNaprawdę dobrego sposobu chyba nie ma! A i tak najlepsze są takie czyściki do grilla lub piekarnika nabywane w pruszczańskiej Sieci 34 (teraz to się jakoś inaczej zwie), w takich pomarańczowych paczuszkach...
OdpowiedzUsuńAntonówki nigdy nie próbowałam na surowo... A bigos? Raz do roku, w okolicach Sylwestra, na bazie naszej tradycyjnej wigilijnej kapusty. Z mnóstwem grzybów, suszonych śliwek i czerwonego wina...
OdpowiedzUsuńAle myjesz płynem do naczyń? Smarujesz potem olejem?
OdpowiedzUsuńMyję, myję, a do tej pory nie smarowałam, bo kociołek rezyduje na stałe u koleżanki.
OdpowiedzUsuń