piątek, 15 listopada 2013

Okołośliwkowo

Żadne bombki,  bałwanki i Mikołaje na wystawach sklepowych nie wywołują u mnie świątecznego nastroju w takim stopniu, jak smak i zapach wędzonych śliwek!...


Małż wczoraj poleciał na gdańską halę w poszukiwaniu renety boscop (bezskutecznie, niestety!). Zadzwonił z zapytaniem, czy mi czego nie potrzeba. - Gdyby na którymś straganie mieli wędzone śliwki, to uprzejmie poproszę!


Przywiózł niecały kilogram, bo z braku niskich nominałów banknotowych   kupił ,,za wszystko'', co brzęczało w portmonetce. Produkt, choć zapakowany w dwa woreczki plastikowe, woń rozsiewał w całym naszym M-3! Niech ktoś wyprodukuje takie perfumy, błagam... Albo nie, bo wtedy zbankrutują wytwórcy ,,cotów'' i ,,chanelli''. A źle im nie życzę, bynajmniej!


Dzięki tym śliwkom wigilijna kapusta przestaje być postna, a nabiera wielce ,,grzesznego'' smaku rozkoszy! Kilka sztuk wrzuconych do kieliszka byle jakiego wytrawnego czerwonego wina, zmienia pospolity trunek w najzacniejszy kordiał. Garsteczka posiekanych owoców dodana do świątecznej pieczeni lub gulaszu nadaje niezwykłej szlachetności potrawie.


Przemyśliwam nad zastosowaniem wędzonej śliweczki jako podstawy ekstranalewki....


***


W dniu wczorajszym moja Sister, Szwagier i Siostrzeniec zostali oficjalnie ,,Amerykanami''! Z całym dobrodziejstwem inwentarza. Cokolwiek to znaczy... Liczyłam na huczną ceremonię rodem z naszego ,,Misia'', ale nie. Bez hymnu, atłasowej poduszki  i strojów ludowych. Najważniejsza jednak w końcu ,,bumaga''! Bo to zawsze kłopotów mniej...


***


Pora pomyśleć z wolna o prezentach świątecznych... Wszak do Bożego Narodzenia coraz bliżej. Dokładnie sześć tygodni! Zwykle o tej porze roku miałam już jakieś 20 procent podarków. Tym razem niemal zero! Czas mi się ,,rozłazi'' jakoś... Przecieka między palcami...



12 komentarzy:

  1. A ja nie lubię ani śliwek wędzonych ani tym bardziej zapachu...w przeciwieństwie do mojej mamy, która też uwielbiała;)
    Też właśnie dwa dni temu zaczęłam myśleć nad prezentami świątecznymi...w zasadzie za Twoim zeszłorocznym przykładem;)
    Miłej niedzieli:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację. Do Świąt coraz bliżej. Śliwki koniecznie do bigosu. Uwielbiam-;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja jakoś nigdy wędzonych nie kupuję, chyba dlatego, że nie robię zakupów na bazarze. Kupuję po prostu śliwki suszone. A do mięsa oprócz
    owych śliwek dodaję suszone morele. I uwielbiam do mięsa sos jabłkowo-śliwkowy z dodatkiem cynamonu, gozdzika, i rodzynek. To bardzo pasuje do indyka.
    Nawet mi nie mów o prezentach- jestem załamana - po prostu jestem po remoncie i to mocno mnie ogołociło z gotówki.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja jeszcze nie żyję świętami, za dużo różnych spraw, problemów, małych smuteczków. Mam nadzieję, że do grudnia wszystko pójdzie w zapomnienie:) Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. Oby smuteczki pierzchły jak najszybciej!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak to po remoncie! My się szykujemy na wiosnę, więc Wielkanoc pewnie będzie ,,chuda''...

    OdpowiedzUsuń
  7. Śliwki do wielu, wielu rzeczy pasują. I na trawienie dobre...

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak zawsze najłatwiej mi kupować drobiazgi dla Asi. I w pewnym momencie się okazuje, że dla niej już 5 sztuk, a reszta rodziny ,,leży odłogiem''...

    OdpowiedzUsuń
  9. Suszone lubię bo są smaczne. Wędzone świetnie pachną. Ale nalewka? Ja wiem. Pozostaję przy kapuście.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj po przerwie zbyt długiej! Każdemu wedle potrzeb, więc trwaj przy kapuście. A co mi tam... :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Te śliwki pochłonęły Cię całą jak widać

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...