środa, 29 stycznia 2014

Ranking. Tylko dla pań!

Czytaczy płci męskiej uprasza się o nieczytanie z obawy przed zanudzeniem się do imentu. Rzecz albowiem będzie o kieckach.


Nie wiem, co mnie naszło, ale sobie postanowiłam przypomnieć sukienki mojego życia. Takie przełomowe. A więc:


1. Pierwsza, jaką pamiętam z dzieciństwa - chyba z anilany, niebieska jak niebo, zimowa zdecydowanie, na rękawach i na dole jakieś czerwone małe kwiatki. Sister miała ,,negatyw'' - czerwoną z błękitnymi kwiatkami. Dlaczego tak właśnie? Ano dlatego, że Mamidło nazywało nas ,,Stokrotka'' i ,,Niezapominajka''.


2. Sukienka komunijna. Nie zachwycała mnie specjalnie. Może dlatego już przy wyjściu z pierwszokomunijnej ceremonii utytłałam dół w... smole! Ciecz kapała z remontowanego dachu na nieczynną część schodów, a ja właśnie tym ,,zakazanym'' kawałkiem zeszłam, by tłoku uniknąć. Niczym się tych plam nie dało wywabić, wskutek czego ,,biały tydzień'' zaliczyłam w wersji obciętej o jakieś 15 centymetrów. Znaczy ni pies, ni wydra...


3. Zielona ,,chłopka'' we wzorki. Jedyna sukienka uszyta przez sąsiadkę spod ,,piątki'', która spełniła moje oczekiwania! Z białymi koroneczkami przy krótkich rękawkach, z fartuszkiem, a jakże! Byłam wtedy może w szóstej-siódmej klasie...


4. Mój pierwszy i jedyny Bal Maturalny. W zasadzie nie mój własny, bo takowego nie miałam, tylko ówczesnego ,,lubego''. Końcówka drugiej klasy technikum. ,,On'' piątoklasista. Ja smarkula. W małej białej! Mini, dopasowanej, bez rękawów... I wielki świat, bo impreza w sopockim Grand Hotelu!


5. Sylwester rok przed maturą. Mama mojej ,,niemieckiej'' Basi pożyczyła mi małą czarną aksamitną z białym kołnierzykiem szydełkowym. Faceci się na mnie nie rzucali wprawdzie, ale ja się czułam gwiazdą!


6. Kreacja studniówkowa. Z czarnej satyny, krótki rękaw, długość maksi, koronkowy kołnierzyk produkcji Babci... I zero pamięci,  o tym co było i jak, bo angina totalna... Ze zdjęć jedynie wiem, że uczestniczyłam!


7. Moja osobista ślubna kreacja nr 1! W kolorze śmietanowo-żółtawym. Żorżeta jedwabna, nabyta w Baltonie za dewizy!  Fason jakby z lat 20-30-tych. Odcięcie na linii bioder. Welonu brak, bukiet z alstromerii, jeden kwiat we włosach...


8. Kreacja na po północy! Przebrałam się w kieckę czerwoną w duże białe kwiaty. Materiał raczej byle jaki, ale model niezły! Służyła mi jeszcze kilkakrotnie, m.in. podczas ślubu Szwagierki. I Joanny-Srebrzystej!


9. Nie pamiętam kompletnie, gdzie nabyłam zimową wełnianą suknię w różnych odcieniach fioletu! Wiem, że ją po prostu uwielbiałam... Mam w niej sporo zdjęć z imprez szkolnych! Z czasów ,,suchodębskich''... Czyli z pracy przedostatniej!


10. Aktualnie najbardziej ulubiona? Chyba ta, którą Mikołaj-Asia zostawił pod choinką tego roku... Czarno-czerwono-biała, trochę może zbyt krótka jak na staruchę niemal 60-letnią... Ale ją kocham!!!


29 komentarzy:

  1. Temat ciuchów dla kobiet jest zawsze na czasie. Dość dawno temu opisywałam swoje wspomnienia wprawdzie nie o sukienkach, a ogólnie o ciuchach kiedyś ważnych dla mnie. Lata 60-te, a wraz z nimi lakierowane kozaki do kolan, pierwsze dżinsy kupione za 8 $ w Pewexie, bluzeczki w łączkę, spódniczki mini, potem kożuch kupiony w komisie. Ech, łza się w oku kręci na wspomnienie tamtych lat.....
    Jakie to musiało być ważne dla ówczesnej nastolatki, skoro tyle rzeczy pamiętam. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny ranking:)! Ja raczej nie sukienkowa jestem, najbardziej to pamiętam dwie: żółtą z białym falbankami z dzieciństwa i swoją ślubną, którą kocham do dziś;) W niej naprawdę czułam się pięknie;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyliczanka moich sukien byłaby jeszcze dłuższa niż ta Twoja Zgaga. Ale napiszę o jednej, najbardziej nielubianej z czasów mojego wczesnego dzieciństwa, szyta była z grubego płaszczowego chyba materiału, i ten kolor buraczkowy. Do dziś ten kolor jest u mnie na indeksie..brrr

    OdpowiedzUsuń
  4. Właściwie nigdy nie lubiłam sukienek. Zapamiętane- komunijna z jedwabnej żorżety, typu worek. Nienawidziłam jej. Ulubiona- niebieska w białe grochy, z duuużym dekoltem. Odkąd do gry weszły spodnie, jestem im wierna. Ostatni raz sukienkę miałam 11 lat temu, na ślubie córki. Na stanie mam tylko jedną długą spódnicę a sukienki 2 typu "plażówka" noszona po domu. Moja pierwsza prawdziwa kreacja sylwestrowa też nie była suknią - to była spódnica + gorsecik bez ramiączek + szal do tego. Z satyny w kolorze grafitu z błękitnymi "ciapkami" malowanymi ręcznie. Czułam się w niej świetnie a i miejsce temu sprzyjało- URM. A kupiłam ją w Cepelii!
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam sukienki! Kocham je z wzajemnością, bo i dobrze leżą i ja się w nich dobrze czuję.
    Chociaż niestety najczęściej chodzę w spodniach...

    OdpowiedzUsuń
  6. mimo, ze temat babski rzeczywiscie nudne ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Sukienki odktyłam bardzo niedawno. Wcześniej ewentualnie spódnica i bluzka. A najczęściej spodnie;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Leslie Warszawski30 stycznia 2014 14:12

    Sukienek nie noszę, więc zostawię tylko pozdrowienia :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ostrzegałam, że to damski post! Ale za pozdrowienia dziękuję i odwzajemniam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Też miałam długi okres bezkieckowy! Wróciłam 3 lata temu i teraz wciąż mi mało...

    OdpowiedzUsuń
  11. Sorry! Takie mam pióro... :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Spodnie lubię od wiosny do października. W zimie za nic, bo nie potrafię niczego nosić pod nimi... A marznąć w doły nie zamierzam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jedenaście lat bez sukienki? Nie do wiary!

    OdpowiedzUsuń
  14. To mi nasuwa pomysł na ranking najbardziej znienawidzonych ,,kreacji'' z dzieciństwa i młodości!

    OdpowiedzUsuń
  15. Co za czasy, że się panie od sukienek odżegnują!

    OdpowiedzUsuń
  16. Oh, jak ja zazdrościłam koleżankom tych lakierowanych kozaczków, zwłaszcza czerwonych! Niestety, Mamidło nie miało przychylności ku takim fanaberiom...

    OdpowiedzUsuń
  17. O, mój Boże... jednak przeczytałem... jak to wszystko ogarnąć? Skąd ta pamięć? Skąd szczegóły ... zaiste, ten, który nie pamięta w czym wczoraj przemierzała małżonka piszącego przestrzeń pomiędzy kuchnia a pokojem, wielce zadziwiony postrzeganiem świata przez niewiasty....

    OdpowiedzUsuń
  18. Pani Zgago, pióro przewspaniałe, serio!
    Kiedy książka?
    a to, że "sukienkowa" notka nudna to taki "zaczep"

    pozdrawiam serdecznie z UK

    OdpowiedzUsuń
  19. Sukienki nie, ale spódnice tak:) Więc nie do końca tak źle;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Nam za to pamięć doskwiera w kwestiach innych, ot choćby motoryzacyjnych!

    OdpowiedzUsuń
  21. Skumałam, skumałam! Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  22. fajny temat! Pamiętam kilka sukienek z przeszłości, ale zawsze najbardziej lubiłam chodzić w spodniach, mimo, że nogi mam niczego sobie. Kiedy w 40-te urodziny przyszłam do pracy w spódnicy, ludzie zdębieli i pytali, co się stało.

    OdpowiedzUsuń
  23. Takie wejście? Bezcenne!

    OdpowiedzUsuń
  24. A co na to Gender, który sugeruje, aby niewiastom w wieku przedprzedszkolnym stawiano przede nimi zabawkowy wybór pomiędzy szmacianą lalką a traktorem lub innym dźwigiem???

    OdpowiedzUsuń
  25. Wszędzie bywam w spodniach, w operze również. Mam specjalne "wyjściówki" w kilku kolorach i oczywiście różne tuniki do nich. A na co dzień jestem dżinsowa i adidasowa.

    OdpowiedzUsuń
  26. Wiesz, Gender się jeszcze nie narodził, gdym do przedszkola chodziła!

    OdpowiedzUsuń
  27. No właśnie, trochę nudne, ale ja chyba babą być przestaję (vide: http://zabawnaliteraturka.blog.pl/2014/02/04/pozytywy-strasznej-menopauzy-bede-wiodla-klawe-zycie-faceta/.
    Z zapałem natomiast opisałabym swoje wszystkie samochody... Ten pierwszy, BMW 316 coupe w kolorze wściekłej jajecznicy, z przyciemnianymi szybami, mmmmmm, palił 25 l benzyny na 100 km itd. Drugi.....etc. Ciekawe to dla kogoś może być?

    OdpowiedzUsuń
  28. Oczywiście, że ciekawe! Nasze autka też interesujące bywały, szczególnie te wczesne, zawsze z odzysku, zajeżdżane do końca... Ile przygód dostarczyć umiały!:)

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...