... padło przed chwilą w radiu. - Po co byś wrócił, gdyby paliło się Twoje mieszkanie/dom?
Jedna pani bez namysłu odpowiedziała, że wróciłaby po buty! Hm... U mnie to w rachubę nie wchodzi na pewno.
Gdybym mogła zabrać tylko jedną, jedyną rzecz, to raczej bym w ogóle w ogień nie skoczyła. Albowiem nie byłabym w stanie się szybko zdecydować, co to ma być!
Przedsmak podobnej sytuacji miałam jakieś 3-4 lata temu, nawet tu o tym pisałam. Władze gminy zaczęły straszyć powodzią. Miałam z jednej strony niemal pewność, że nas nie zaleje, bośmy jakieś pięć metrów nad poziomem rzeki, z drugiej powszechna panika trochę się udzieliła. Bo ,,niemal'' jednak robi różnicę. I zaczęłam kombinować taką sytuację:
Jestem sama w domu, Małż w robocie, a tu dobytek mus ratować! Chyba najpierw komputer, wszak to małżowe narzędzie pracy, a i moje poniekąd (blog!). Dobra, mogę wynieść na piętro! Trochę najpotrzebniejszych ubrań, by gołym nie zostać. Co dalej? Może albumy ze zdjęciami? Książki nie, bo za dużo, a czasu za mało, by ulubione wybrać... Może jeszcze coś do jedzenia na przetrwanie czasu, zanim pontonem ratownicy przypłyną... I jakiś koc?!
Tak sobie kombinowałam parę lat wstecz. Teraz miałabym całkiem inne priorytety. Nauczona gorzkimi doświadczeniami ostatniego okresu. Przede wszystkim najważniejsze dokumenty! Metryki, akty ślubu, zgonów, dowody osobiste, papierki medyczne, świadectwa pracy, portfel z kartami do bankomatu. I rozliczenia ze skarbówką z kilku ostatnich lat! Na szczęście parę dni temu zrobiłam dość gruntowne porządki w papierkach... Więc szybko bym znalazła co trzeba!
Gdyby się w tym momencie jeszcze za mocno nie hajcowało, wtedy ten sprzęt komputerowy jeszcze... A reszta? Do odtworzenia! Może poza obrazami i witrażami autorstwa znajomych artystów...
Prawdopodobnie za kilka następnych lat priorytety znowu mi się zmienią. Zestaw najpotrzebniejszych leków?! Poduszka elektryczna i balkonik?...
Ciekawa jestem, co na zadane w radiu pytanie odpowiedziałaby dziś moja Asia. Może zaczęłaby od pianina? Oczywiście, zaraz po uratowaniu Bilbusia! A co by powiedział Pierworodny? To już super-zagadka...
***
Idzie odwilż. Oczywiście, właśnie teraz! Wszak wiadomo, że ,,gdy w Gromniczną z dachu ciecze, zima jeszcze się przewlecze''. Więc znów perspektywa Wielkanocy w zaspach...
Jeżeli rzecz dojdzie do potrzeby używania balkonika, to dyskusja się staje akademicka, bo nie tylko rzeczy, ale i siebie WMPani ewakuować nie zdążysz...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Faktycznie ciekawe pytanko...pierwsze co mi przyszło na myśl to ratowanie psa i kota, potem dokumenty i faktycznie laptop;)
OdpowiedzUsuńDokumenty przede wszystkim.
OdpowiedzUsuńZimą nie strasz wszak Wielkanoc na koniec kwietnia w tym roku przewidziana....
...lodówka jeśli pełna pierwsza by poszła na ratunek ^^, a tak na poważnie to pewnie bym kompa ratował...
OdpowiedzUsuńDokumenty- odtwarzanie niektórych graniczyłoby bowiem z cudem. Ale na szczęście mam wszystko zgromadzone w jednym miejscu-wystarczy "ciepnąć" kilka teczek w jedną siatkę. Ciekawa odpowiedz z tymi butami.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Torebka! Najważniejsza jest torebka!
OdpowiedzUsuńDobre pytanie! W panice raczej nie myślimy racjonalnie,ale chyba odruchowo ratowałoby się co żywe, czyli ludzi, psa, kota.
OdpowiedzUsuńDokumenty i komputer też bardzo ważne, ale pewnie nie wróciłabym po nie do palącego się mieszkania. Na taką ewentualność przechowuję kopie mojej pracy "w chmurkach", a właśnie pomyślałam, że dokumenty też by warto.
Ja chyba dokumenty. Zakładając oczywiście, że mąż, dzieci i zwierzęta są już bezpieczne:)
OdpowiedzUsuńTo oczywiste!
OdpowiedzUsuńZałożyłam z góry, że żywe się wydostało.
OdpowiedzUsuńPatrz! No jasne! Teraz będę wiedziała, jakby co...:)
OdpowiedzUsuńTa pani od butów była zbyt młoda, by mieć nasze doświadczenie.:)
OdpowiedzUsuńMałż też!
OdpowiedzUsuńWszak nie straszę, ale już dziś z dachu kapało...
OdpowiedzUsuńWidzisz, ja założyłam, że jak mnie w domu nie ma, to ,,żywiny'' też...
OdpowiedzUsuńKusisz, Waćpan...:)
OdpowiedzUsuńOt i zagwozdka -pytanie dobre -co zabrać ? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam a jednak ?:(.. Dobrze ,że o tym wspomniałaś bo jednak należy być przygotowanym -nawet na takie skrajne przypadki .Życie jest pełne niespodzianek ....! -Eliza F.
OdpowiedzUsuńJednak zdecydowanie wolimy te przyjemne niespodzianki, nieprawdaż?
OdpowiedzUsuńNajpotrzebniejsze dokumenty i grosz oszczędnościowy zawsze mam w takiej malutkiej walizeczce. Tak na wszelki wypadek. Kiedy w 45 Rosjanie kazali mamie i nam opuścić nasz dom w ciągu 3 godzin. Mama w pierwszej kolejności zabrała kartofle ..
OdpowiedzUsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńDałaś mi do myślenia...a z resztą, czy w panice trzeźwo się myśli w ogóle...?
Pozdrawiam mile na udany tydzień :)
telefon, coś do demakijażu, ciepłe ubranko i termos z kawą, no i papierosy oraz torebkę tam zazwyczaj mam sporo różnych wartościowych dla mnie rzeczy
OdpowiedzUsuńTeż nosicie w torebce (torbie) cały majątek? Ha, ha, ha, ha.
OdpowiedzUsuńJa ratowałam koty, nic więcej nie wzięłam, na szczęście wróciłam na nienaruszone.
-- chyba torebkę.... bo tak naprawdę to nigdy się nie byłam w takiej sytuacji i nigdy się nad tym nie zastanawiałam ... lepiej , żeby jej nie było, bo jestem panikarą i nie wiem co by mi przyszło do głowy...
OdpowiedzUsuńMyślę, że torebkę miałabym przy sobie i tak, bo jestem z nią niemal zrośnięta. Sama siebie nazywam ,,Mamą Muminka''...
OdpowiedzUsuńWzruszyłaś mnie... ,,Coś do demakijażu'' - boskie!!!
OdpowiedzUsuńDlatego trzeba zawczasu przemyśleć, bo to i powódź się może trafić, i meteoryt...:)
OdpowiedzUsuńMoja śp. Babcia-sąsiadka wyruszyła spod Wilna do Polski z workiem... orzechów! I to był cały dobytek.
OdpowiedzUsuńhmmm chyba dokumenty i komputer bo tam tez duzo waznych rzeczy zapisanych :) dziekuej za odwiedziny
OdpowiedzUsuńdokumenty, zaleca się również zrobienie ksero, ponieważ płowieją. Tak rzeczywiście jest, niektóre, np akt własności są już prawie nieczytelne.
OdpowiedzUsuńSądziłam, że płowieją tylko faktury...
OdpowiedzUsuńTakie to rzeczowe, by zabrać dokumenty, ale gdybym się miotała w panice, to sama nie wiem, co by mi wpadło w ręce w domu - może np. jakiś pluszak (bo "żywiny" nie mam), bo oszalałam ostatnio na punkcie pluszowej owieczki. Taka ze mnie dzidzia-piernik...
OdpowiedzUsuńSkoro owieczka taka ważna, to się rozumie, że jej ewakuacja w priorytecie!:)
OdpowiedzUsuń