Wczoraj wychodziła za mąż młodsza córa znajomej. Jadąc z Małżem na sobotnie zakupy, przy temperaturze na zewnątrz -16, zastanawiałam się mocno nad tym, jak Agata wytrzyma ceremonię kościelną? Wszak nasze świątynie rzadko bywają ogrzewane...
Na suknię można narzucić jakieś gustowne (choć nie tanie zapewne!) bialutkie futerko. Ale co z ,,dołami''? Jako że mnie samej najbardziej zawsze marzną odnóża, a i z pęcherzem bywa różnie, rozpatrywałam rzecz najzupełniej poważnie w aspekcie zdrowotnym. Przecież raczej nie kozaki czy grube skarpety, jeno pantofelki! A od podłogi zamróz ciągnie...
Prawdę mówiąc nigdy nie byłam na żadnym zimowym ślubie. Przynajmniej w kościele, bo cywilny rok temu zaliczyłam. Ale w USC cieplutko było. Moje doświadczenia w roli ślubnego gościa miały dotąd miejsce od kwietnia do końca października. Z oczywistą przewagą miesięcy letnich.
Ten jeden jedyny kwietniowy ślub mocno mi utkwił w pamięci, bo też zimno było bardzo, na dworze deszcz ze śniegiem i wietrzysko. Tymczasem przybyli na ceremonię młodzi ludzie postanowili zrobić sobie uciechę kosztem panny młodej (nauczycielki) i obrzucali nowożeńców coraz nowymi porcjami grosików, które, jak wiadomo, należy wyzbierać co do sztuki! Prawie mi się płakać chciało na widok przyjaciółki, która z minuty na minutę robiła się coraz bardziej sina, podczas gdy dziatwa radośnie rechotała... Wreszcie ojciec E. przywołał bractwo do porządku!
Na drugim biegunie bywają anormalne upały. Tej atrakcji akurat doświadczyłam osobiście. Zarówno jako główna bohaterka (37 lat temu), jak i w roli gościa kilkakroć. Pewnie dlatego nie lubię rosołu! Kojarzy mi się bowiem nieodmiennie z początkiem weselnego przyjęcia, kiedy całe zgromadzone towarzystwo zaczyna nagle spływać potem... Swoją drogą dlaczego mało kto zamienia w upalny dzień ów rosół np. na chłodnik?... Widać tradycja rzecz święta!
Z wesela Basi, córki mojej ex-dyrekcji, sprzed ośmiu lat, najbardziej zapamiętałam to, że średnio co dziesięć minut chodziłam do łazienki opłukiwać zimną wodą ręce. W sumie pewnie ze 40 takich wizyt było...Bo gdy mi się łapy kleją, dostaję szału!
Ustalając datę ślubu można jedynie pi razy oko domniemywać, jaka w dniu uroczystości będzie aura. Oczywiście, skoro czerwiec, to raczej będzie ciepło, a gdy styczeń, prawdopodobnie zimno. Ale przewidzenie absolutnych skrajności? Raczej niemożliwe...
Ciekawa jestem wspomnień tu bywających zimowych panien młodych!
Byłam na ślubie w styczniu kilka lat temu.Na zewnątrz -20.Pannie młodej z emocji było gorąco.Sala weselna ogrzewana piecem kaflowym i rozbawionymi gośćmi całkiem przyjemna.Za drzwiami gdzieś z piętra lała się woda skroplona z pary. Ale za to tort śmietanowy to była poezja niezapomniana.Przyniesiony z zimnych czeluści ,nieprzesiąknięty najmniejszym lodówkowym zapachem,prawie że tort lodowy a jednak nie .Ale się rozmarzyłam..Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńCzyli i w styczniu można!
OdpowiedzUsuńPanny młode zapewne w większości dla wyglądu się poświęcają ale… nie wszystkie. Parę lat temu byłam u znajomej na ślubie właśnie jakoś tak w zimie. dzień przed weselem jak już z całą pewnością było wiadomo że śnieg będzie a na dodatek mróz siarczysty panna młoda wydzwaniała po wszystkich w sprawie użyczenia jej białych kozaków. osobiscie biegałam po okolicznych sklepach żeby takowe kupić bo nikt nie posiadał, Udało się . Przed ceremonią pojechałam te koszmarki zawieść. Panna młoda była zadowolona choć , jak sama powiedziała białych kozaków w życiu nie miała i mieć już na sobie nie będzie bo sie jej źle kojarzą ale w zaistniałych okolicznosciach wyjścia nie ma. Skarpety kozaki iiiiii białe kalesony pana młodego i biały podkoszulek na to sukienka i płaszczyk z liskiem , Nic nie było widać a panna młoda ocalała Ponieważ przed kościołem żadnych życzeń nie planowano , dopiero w domu weselnym , a młodzi kosciół opuscili pierwsi a na miejsce mieli dojechać ostatni to szybko do domu w celu przebrania . Potem sie okazało że te ustępstwa panna Młoda poczyniła dopiero jak przyszły małżonek zagroził odwołaniem uroczystos gdyż życzył sobie w szczęsciu i zdrowiu trochę pożyć ze swoją wybranką a nie od razu w szpitalu zagoscić. Miał rację buło -25 a w kosciele tak chyba -15. woda święcona miała stan skupienia stały a z okien gustowne sopelki zwisały.
OdpowiedzUsuń-- mój brat miał ślub w lutym.... o mamuniu, chyba tego zimniska nie zapomnę do końca swoich dni... no , a bratowa to już na pewno ....
OdpowiedzUsuń-- pozdrówka...
Raz tylko byłam na zimowym ślubie, akurat takim zaraz po Świętach. I o ile zimna nie pamiętam, to te choinki w Kościele, totalnie nie pasujące do nastroju ślubu pamiętam;)
OdpowiedzUsuńhaha przypomniały mi się elektryczne wkładki do butów, może zafunduj sobie?
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że panny młode to niezwykle wytrzymałe istoty. W pażdzierniku, gdy akurat była temp. +5, w słoneczny dzień w Łazienkach, jakaś para młoda miała sesję foto. Młoda była w białej bezie z tzw. "balkonem", czyli gorsecik bez ramiączek. A fotograf przymierzał się jak pies do jeża, po 5 minut na każde ujęcie. Pomiędzy fotami dziewczę narzucało kurtkę. Za to w dniu mego ślubu był tak ze 25 w cieniu i bez trudu obskoczyliśmy oba śluby jednego dnia- rano USC, około 18-tej kościół, o 21,00 - w drogę. Wesela nie było, bo nie chcieliśmy.
OdpowiedzUsuńNa ślubie mojej córki było tylko +37 w cieniu, myślałam, że zejdę. Wieczorem, w czasie wesela wcale nie było lepiej. Ale rosołu nie było, poza tym był to "szwedzki stół", wybór spory, każdy brał sobie to co chciał. W dwa dni pózniej, gdy wracaliśmy do W-wy pociąg miał kłopoty z elektroniką, bo w cieniu było +38. Ekspresowy pociąg miał z tego powodu 3 godziny opoznienia.
Miłego,;)
Oj tam, oj tam. Brałam ślub w grudniu, 26 lat temu. Cywilny był tydzień wcześniej, 19., a kościelny w drugi dzień świąt, 26. Była zima, śnieg, nie pamiętam ile stopni, ale wiem, że tak nas wymanewrowano, że szliśmy na piechotę do kościoła, gdyż wszyscy pojechali przed nami. Czasy były siermiężne, kościół blisko (może ze 200 m od domu), więc w sukni koronkowej na obręczy (i tak bym się nie zmieściła w aucie) i szpileczkach białych, cudem zdobytych, w narzuconym płaszczu - doszliśmy. W kościele chłód, goście w futrach, ja w koronkach przed ołtarzem. Nie mam traumy :-) Co mnie grzało? Miłość, młodość i adrenalina! Co więcej, Zgago, zimny ślub, a gorące małżeństwo... Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA ja z zupełnie innej beczki.
OdpowiedzUsuńŚniłaś mi się dzisiaj Zgago :) Mieszkałaś w bloku na siódmym piętrze i jechałam do Ciebie na górę rozklekotaną windą, bojąc się o swoje życie. Ale jak już dojechałam to wyszłaś z mieszkania i bardzo ciepło mnie przywitałaś, a z domu unosił się zapach ciasta i kawy :) Piękny sen.
Ja miałem ślub w zimie. Zima stanu wojennego, a ja w mokrych półbutach bo wypychałem auto z zaspy. I rosół był wtedy na miejscu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Witaj :)
OdpowiedzUsuńBrat żenił się w Sylwestra, ponad 20 lat temu. To była mroźna zima, piękne wesele, ślub :)
W takim dniu grzeje miłość i emocje biorą górę :)
Nikt nie zmarzł, ani nie chorował, zatem można :)
Pozdrawiam mile :)
Moja koleżanka brała zimą ślub w sukience uszytej z białego polaru. Wyglądał aślicznie, bo bardzo zimowo - adekwatnie do aury :-)
OdpowiedzUsuńKiedy starszy syn się żenił 24 lutego 1990 roku(w przyszłym roku srebrne gody) to było tak ciepło że moja 9 letnia wówczas Ewa, latała w sandałkach i letniej sukience po podwórku przed salą weselną..
OdpowiedzUsuńCzyli też anomalia, jeno jakby z drugiego biegunu!
OdpowiedzUsuńSupre pomysł! Polar to szalenie miła w dotyku tkanina, do tego cieplutka...
OdpowiedzUsuńI całe szczęście, że emocje rozgrzewają!
OdpowiedzUsuńW takim momencie rosołek stanowi antidotum na mokre odnóża. Na pewno!
OdpowiedzUsuńChyba pomyliłaś piętra!:) U mnie rzadko pachnie ciastem. Ale przyjęłabym na pewno ciepło i serdecznie...
OdpowiedzUsuńPo tym komentarzu już nie będę współczuć zimowym nowożeńcom. Przekonałaś mnie!
OdpowiedzUsuńTeż mam więcej doświadczeń z upalnymi weselami... Nie jest to miłe!
OdpowiedzUsuńElektryczne? Na baterie, tak?
OdpowiedzUsuńChoinka mogłaby stać cały rok i dodawać nastroju każdej uroczystości kościelnej. No, może poza pogrzebami... Wtedy można by zgasić lampki.
OdpowiedzUsuńA jednak! Komuś się dało zimno we znaki!
OdpowiedzUsuńProszę, jaki roztropny pan młody. To wyraz autentycznej troski o ukochaną! Szacun...
OdpowiedzUsuńnie wątpię :)
OdpowiedzUsuńMiałam ślub 23 stycznia. Zima była łagodna, a kościół lekko ogrzewany. Na przejazdy miałam pożyczone dla siebie i świadkowej kurtki z białych lisów. Pięknie wyglądałyśmy. Nie pamiętam, by było mi zimno. Ktoś wcześniej tak ładnie napisał: zimny ślub - gorące małżeństwo - u mnie się spełniło
OdpowiedzUsuńTo pięknie! Mam nadzieję, że to nie działa na odwrót?..
OdpowiedzUsuń